254 błędy policji w sprawie zamachu w Berlinie. Tragedii można było uniknąć
Najnowszy raport, do którego dotarł tygodnik "Spiegel", wymienia aż 254 błędy niemieckiej policji, jakie popełniono przed grudniem 2016 r., kiedy to doszło do zamachu w Berlinie, w którym zginął m.in. polski kierowca. Gdyby ich uniknięto, być może nie doszłoby do tragedii. Zamachowca nie aresztowano m.in. dlatego, że… agenci nie pracowali wieczorami i nie przetłumaczyli części rozmów z podsłuchów.
Pochodzący z Tunezji Anis Amri 19 grudnia 2016 roku wjechał, po zastrzeleniu polskiego kierowcy Łukasza Urbana, jego 40-tonową ciężarówką na świąteczny jarmark na śródmiejskim placu Breitscheidplatz, zabijając 11 osób i raniąc ponad 70. Terroryście udało się zbiec do Włoch, gdzie w cztery dni po zamachu zginął w wymianie ognia z policją.
W działaniach operacyjnych przeciwko terroryście policja popełniła 254 błędy - wynika z poufnego raportu sporządzonego przez powołaną w maju specjalną komisję kontrolną o kryptonimie "Lupe" (Lupa). Do liczącego 188 stron dokumentu dotarł niemiecki tygodnik "Spiegel".
Nie przetłumaczono rozmów z podsłuchów
Kontrolerzy uznali, że 32 błędy były na tyle poważne, że miały istotny wpływ na przebieg śledztwa. Zwrócono uwagę, że choć policja od wielu miesięcy śledziła Amriego, a jego telefon znajdował się na podsłuchu, to śledczy nie potrafili "zebrać w całość wyników obserwacji".
Tymczasem z podsłuchanych rozmów wynika, że Amri dopuścił się co najmniej dziesięciu czynów karalnych, w tym licznych kradzieży, jednak policjanci nie wiedzieli o wszystkim, bo nie przetłumaczyli części rozmów. W 111 nagranych rozmowach, których treści funkcjonariusze nie poznali, mowa była o handlu narkotykami - napisał "Spiegel".
Znajomość treści tych rozmów mogła ułatwić decyzję o zatrzymaniu Amriego. Z dokumentacji wynika, że obserwacja terrorysty, która miała trwać do 21 października 2016 roku, zawieszona została bez podania przyczyny już 15 czerwca.
Agenci kończyli pracę przed wieczorem
Inwigilacja podejrzanego pozostawiała wiele do życzenia. Policyjni agenci kończyli zwykle pracę przed wieczorem, co uniemożliwiało im nakrycie Amriego na handlu narkotykami. W weekendy mieli najczęściej wolne.
Z rozmów telefonicznych wiadomo, że Amri akceptował przemoc, a jego własna rodzina uważała go za terrorystę. O jego radykalnych poglądach informowali współmieszkańcy ośrodka dla uchodźców, w którym mieszkał Tunezyjczyk, jednak władze migracyjne zbagatelizowały ostrzeżenia.
Szef wydziału ds. islamizmu przyjmował prywatne zlecenia
Już w lutym "Tagesspiegel" ujawnił, że szef wydziału ds. islamizmu w berlińskiej policji przyjmował prywatne zlecenia w czasie, gdy skarżące się na przeciążenie pracą służby zaprzestały obserwacji Amriego. Policja zaznaczyła, że Axel B. miał pozwolenie na przyjmowanie dodatkowych zleceń i wykonywał je w weekendy i dni wolne od pracy.
W 2016 roku Axel B. spędził łącznie 36 dni na wykonywaniu prywatnych zleceń - wynika z ustaleń przytoczonych przez dziennik "Tagesspiegel" za internetowym wydaniem tygodnika "Die Zeit", który jako pierwszy informował o sprawie.
Z ustaleń dziennikarzy wynika, że Axel B. wielokrotnie realizował niezwiązane ze swym stanowiskiem prywatne zlecenia w różnych miastach, np. wygłaszając referaty o zarządzaniu w sytuacjach kryzysowych, m.in. w kwietniu, lipcu i wrześniu 2016 roku, a więc w czasie, gdy w sprawie Amriego podejmowane były kolejne decyzje, które ostatecznie doprowadziły do tego, że służby przestały się interesować islamistą.
Deutsche Welle, Spiegel, Tagesspiegel, polsatnews.pl
Komentarze