"Blokada informacji. Karetki wywożą prawdopodobnie ciała". Relacja Polsat News tuż po katastrofie
- Potworne zamieszanie. Z nieoficjalnych, absolutnie nieoficjalnych informacji uzyskanych przeze mnie od delegacji, która miała spotkać prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku wynika, że samolot prezydenta rozbił się przy podchodzeniu do lądowania. Informacja najnowsza jest taka: nie ma co zbierać - relacjonował 10 kwietnia 2010 r. ówczesny korespondent Polsat News w Rosji Wiktor Bater.
Bater jako pierwszy poinformował o katastrofie samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. Jak później tłumaczył, informację o problemach tupolewa dostał już 4 minuty po katastrofie. Był wówczas na cmentarzu w Katyniu, gdzie miały odbyć się oficjalne uroczystości - kilkanaście kilometrów od Smoleńska.
- Wszyscy chodzą zdezorientowani, nie ma żadnych informacji. Przed chwilą ruszyła kolumna dyplomatycznych aut ambasady RP, polskiego MSZ i BOR. Wyjechały na sygnale w kierunku Smoleńska. Jedziemy tam teraz uzyskać więcej informacji. Samolot jest rozbity, nic więcej nie jesteśmy w stanie powiedzieć, całkowita blokada informacji - relacjonował wówczas.
W oczekiwaniu na kolejne wejście Batera w studiu pojawił się prezenter pogody Marek Horczyczak. Jego redakcja ustaliła, iż w czasie gdy TU-154M podchodził do lądowania na lotnisku w Smoleńsku była dość gęsta mgła.
Była to wówczas jedna z pierwszych informacji na temat warunków atmosferycznych panujących w Smoleńsku.
"Nie wygląda na to, by ktokolwiek mógł przeżyć"
W kolejnym wejściu antenowym Bater przekazał, że jest po rozmowie z przedstawicielami polskiego MSZ, którzy czekali na prezydenta na lotnisku w Smoleńsku.
- Potwierdzili, że samolot rozbił się w momencie podchodzenia do lądowania. Ci świadkowie przekazali, że nie wygląda na to, by ktokolwiek mógł przeżyć tę katastrofę - przekazał.
Bater nadawał relację jednocześnie prowadząc auto. - W tej chwili zbliżamy się do lotniska w Smoleńsku, drogi są pozamykane, wszędzie stoi policja. Dzielą nas od lotniska około 2-3 kilometry. Jest mgła. Być może powodem katastrofy były warunki atmosferyczne - dodał.
"Samolot lewym skrzydłem zahaczył o drzewa i spadł"
W kolejnym wejściu, już z lotniska wojskowego w Smoleńsku, dziennikarz przekazał oficjalną informację o liczbie ofiar katastrofy Tu-154M. Wówczas informowano jeszcze o 87 a nie 96 ofiarach.
- Informacja jest ostatecznie potwierdzona. Samolot uległ katastrofie przy podchodzeniu do lądowania. Lewym skrzydłem zahaczył o drzewa i spadł w pobliżu lotniska. Trwa akcja ratunkowa. Widzimy karetki pogotowia, które tu wjeżdżają i wyjeżdżają. Nie wjeżdżają na sygnale, a to może oznaczać - jak mówią obecni tu specjaliści z Federalnej Służby Bezpieczeństwa, którzy nie dopuszczają nas do samego miejsca katastrofy - że karetki wywożą najprawdopodobniej ciała, nie wywożą rannych - przekazał.
Polsat News, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze