Wnuk Anny Walentynowicz: po katastrofie telefon babci działał, ale nikt go nie odbierał
- Nadzieja, że babcia żyje trwała bardzo długo, ponieważ dzwoniąc do niej telefon działał. Telefon działał, ale nikt go nie odbierał, więc liczyliśmy, że może babcia źle się poczuła i nie pojechała - wspominał w piątek w programie "Dobry wieczór Polsko" wnuk Anny Walentynowicz, Piotr Walentynowicz.
Wspominając dzień katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154 w Smoleńsku, radny Gdańska Piotr Walentynowicz mówił, że po uzyskaniu informacji o katastrofie "próbowaliśmy się skontaktować z kimkolwiek: z kancelarią premiera, prezydenta, gdziekolwiek się dało".
- Nadzieja trwała bardzo długo, ponieważ dzwoniliśmy do babci, a jej telefon działał. Telefon działał, ale nikt go nie odbierał, więc liczyliśmy, że może babcia źle się poczuła i nie pojechała. Zakładaliśmy, że jeśli by była w tym samolocie, to telefon uległ by zniszczeniu - wyjaśnił w rozmowie z Grzegorzem Jankowskim.
- Dodatkowo były jeszcze te niespójne informacje. Gdzieś podawano, że ktoś przeżył; że jakieś osoby przeżyły - dodał.
"Na 8. rocznicę nie da rady zakończyć wszystkich badań"
Zapytany o raport podkomisji Antoniego Macierewicza, który zostanie opublikowany 10 kwietnia w formie technicznej, zaznaczył, że nie jest tym zdziwiony. - To, że wszyscy oczekiwali raportu całkowitego na rocznicę jest raczej efektem nierzetelnego przekazu medialnego. Dla mnie było oczywiste, że na 8. rocznicę nie da rady zakończyć wszystkich badań. Jeśli będzie raport to będzie on częściowy - przekonywał.
Komentując planowane odsłonięcie pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej Piotr Walentynowicz stwierdził, że "najważniejsze, że jest". - Czekaliśmy osiem lat. Przez osiem lat nie udało się godnie upamiętnić śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ludzi, którzy mu towarzyszyli w tej misji do Katynia. To oczywiste, że było to efektem działań ówczesnego rządu, a obecnej opozycji. W ogóle nie biorę sobie do serca ich słów. Dla mnie jest istotne to, że w końcu możemy w godny sposób upamiętnić tych ludzi - wyjaśnił.
"Czekam na dowody, twarde dowody"
Wdowa po zmarłym w katastrofie prezydenckiego Tu-154 prezesie IPN Januszu Kurtyce, Zuzanna Kurtyka powiedziała, że byłoby dla niej lepiej, jeśli raport końcowy podkomisji smoleńskiej, kierowanej przez Antoniego Macierewicza, ukazał się "w innym czasie i w innym miejscu".
W jej ocenie raporty komisji Millera i Laska są nie przekonujące i "każdy kto jest świadomy tego, że jest w tym momencie kilkanaście odczytów różnych - nie zgadzających się ze sobą - rejestratorów, nie może całkowicie spać spokojnie - mówiła.
- Czekam na dowody, twarde dowody; fakty niepodważalne - na dokładne, uczciwe, zgodne ze standardami rozwiązanie tej sprawy - powiedziała Kurtyka.
Zuzanna Kurtyka powiedziała, że obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej odbędą się w Krakowie "bez żadnych przemówień i manifestacji". "Będą one przeżywane z powagą i w zadumie, jaka należy się tej narodowej tragedii".
- W Krakowie odbędzie się już 8. marsz pamięci, który przejdzie w milczeniu; bardzo o to zabiegałam - powiedziała Zuzanna Kurtyka informując, że marsz ruszy z rynku pod Krzyż Katyński, który stoi u podnóża Wawelu. Tam zostanie odczytany apel pamięci ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku.
PAP, Polsat News
Czytaj więcej
Komentarze