Wyrok ws. zabójstwa 17-letniej Agaty z Wejherowa. 11 lat więzienia dla koleżanki, Wiktorii Ś.
11 lat spędzi w więzieniu Wiktoria Ś., oskarżona o zabójstwo w 2015 r. koleżanki, 17-letniej Agaty z Wejherowa (Pomorskie) - zdecydował w czwartek Sąd Apelacyjny w Gdańsku. - Oskarżona Wiktoria Ś. aktywnie włączyła się w zaplanowanie śmierci pokrzywdzonej - uznał sąd. Wyrok jest prawomocny.
Sąd Apelacyjny podtrzymał tym samym wyrok sądu niższej instancji w tej sprawie.
W sierpniu 2017 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku uznał Wiktorię Ś. (wówczas Wiktoria M. - po wyroku w I instancji sądowej kobieta wzięła ślub w zakładzie karnym i zmieniła nazwisko na Ś. - red.) winną zabójstwa i skazał ją na 11 lat więzienia. Ponadto, zasądził od oskarżonej na rzecz matki Agaty 100 tys. zł zadośćuczynienia. Kobieta żądała od oskarżonej 250 tys. zł. Od wyroku odwołali się obrońca, prokuratura i oskarżyciel posiłkowy.
"Była zafascynowana śmiercią, przemocą i zadawaniem bólu innym ludziom"
W uzasadnieniu czwartkowego wyroku sędzia Wiktor Gromiec powiedział, że sprawa ta, jeśli chodzi o ustalenie prawdy, była bardzo trudna.
- Postawa oskarżonej, jeszcze kiedy przesłuchiwana była w charakterze świadka oraz dawane jej alibi przez współoskarżoną Aleksandrę L. (za utrudnianie śledztwa skazana przez sąd niższej instancji na karę jednego roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata - red.), skierowało śledztwo na zupełnie błędne tropy. Przełom w śledztwie nastąpił w sytuacji zupełnie niecodziennej. Nastąpił w czasie, kiedy oskarżona przebywając w szpitalu (psychiatrycznym - red.) w rozmowach z przebywającymi tam trzema osobami zaczęła opisywać szczegółowo okoliczności zdarzenia. Z relacji tych trzech świadków wynikał aktywny udział oskarżonej w zarzucanym jej czynie tj. zadaniu nożem ciosu osobie pokrzywdzonej - wyjaśnił sąd.
Sąd podkreślił, że kara 11 lat więzienia jest współmierna do wysokiego stopnia winy oskarżonej i szkodliwości społecznej przestępstwa.
- Co przy wymiarze kary jest najważniejsze? Okolicznościami obciążającymi jest to, że Wiktoria Ś. działała z zamiarem bezpośrednim, w sposób przemyślany, poprzedzone to zostało długim czasem przygotowań do tego czynu. Zmierzała doń konsekwentnie, planując wspólnie - co jest bardzo istotne w tej sprawie - z pokrzywdzoną jej śmierć. Na jej niekorzyść przemawia również motywacja - oskarżona była zafascynowana śmiercią, przemocą i zadawaniem bólu innym ludziom. A udział w śmierci - a wynika to wprost z opinii sądowo-psychiatrycznych, a przede wszystkim psychologicznych - był dla niej źródłem satysfakcji - ocenił sąd.
Sąd zaznaczył, że "mimo praktycznie nieograniczonych możliwości udzielenia pomocy przyjaciółce, która przestała chcieć żyć", oskarżona w żaden sposób jej nie pomogła, a wręcz aktywnie "włączyła się w zaplanowanie śmierci pokrzywdzonej".
- W tej sprawie istotne są również okoliczności. A mianowicie to, że w tej sprawie, po szczegółowej analizie podjętej przez sąd I instancji brak jest podstaw do przyjęcia dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że śmierć pokrzywdzonej nastąpiła wbrew jej woli. I druga okoliczność: brak jest podstaw do przyjęcia, że nie doszłoby do zabójstwa, gdyby nie inicjatywa ze strony osoby pokrzywdzonej - dodał Gromiec.
"To wszystko można było przerwać"
Jako okoliczność łagodzącą dla 20-letniej Wiktorii Ś. sąd uznał jej młody wiek i możliwość zmiany jej postawy oraz brak do tej pory w jej życiu jakichkolwiek spraw karnych oraz wychowawczo-poprawczych.
Prokuratura żądała w apelacji dla Wiktorii Ś. podwyższenia kary do 15 lat więzienia.
- Ta sprawa była niewątpliwie bezprecedensowa. W mojej ponad 20-letniej karierze z taką sprawą się nie spotkałam. Natomiast daleka byłabym do nazwania tego "zabójstwem na żądanie". Przy osobach o tak młodym wieku trudno jest mówić o takich przemyśleniach jak "zabójstwo na żądanie". Obie postaci tego dramatu, pokrzywdzona i oskarżona, niewątpliwie były zafascynowane tematyką śmierci, w taki sposób jak wiele młodych ludzi w dzisiejszych czasach. To wszystko można było jednak przerwać, gdyby jedna z nich zasygnalizowała, że dzieje się coś niedobrego - powiedziała dziennikarzom prokurator Agnieszka Nickel-Rogowska.
Obrońca Tomasz Strzelecki powiedział dziennikarzom, że po uzyskaniu pisemnego uzasadnienia wyroku zdecyduje o ewentualnym złożeniu kasacji od niego do Sądu Najwyższego. Wnosił on do Sądu Apelacyjnego o uniewinnienie oskarżonej bądź uchylenie wyroku sądu I instancji i skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia przez sąd.
- Nadal uważamy, że Wiktoria była na miejscu zdarzenia, ale była tylko biernym obserwatorem i widziała, jak Agata odbiera sobie życie. Zeznania świadków nie były spójne i konsekwentne, a wszystkie kluczowe dowody wskazywały na alternatywne wnioski. W tej sprawie nie było żadnych naocznych świadków. Agata znajdowała się w potężnym kryzysie psychologicznym, nie chciała żyć i chciała odebrać sobie życie, a Wiktoria tylko respektowała wolę i decyzję koleżanki - powiedział adwokat.
Szukała w internecie sposobów na pozbawienie się życia
Na ciało 17-letniej Agaty G. natrafił 22 lutego 2015 r. mężczyzna spacerujący po parku w gdańskim Brzeźnie. Sekcja zwłok wykazała, że dziewczyna zginęła od pojedynczego pchnięcia nożem w okolice podbrzusza.
Badająca okoliczności tej śmierci prokuratura brała pod uwagę wersję samobójczą - Agata szukała bowiem w internecie sposobów na pozbawienie się życia. Powodem desperackiego kroku miały być problemy zdrowotne i złe relacje z matką. Badania toksykologiczne wykazały w organizmie ofiary wysokie stężenie leków, m.in. psychotropowego antydepresantu oraz środków przeciwbólowych i uspokajających.
W trakcie śledztwa prokuratorzy przesłuchiwali m.in. bliską koleżankę Agaty - Wiktorię. Zeznała ona, że była biernym świadkiem samobójstwa Agaty. Według relacji Wiktorii, jej rówieśniczka, leżąc, zamachnęła się i zadała sobie nożem pojedynczy cios w okolice wątroby. Wiktoria twierdziła, że - aby ukryć to, iż śmierć była wynikiem samobójstwa - zabrała z parku przedmioty osobiste koleżanki i nóż.
Agata uczyła się w liceum w Wejherowie. Była wolontariuszką w hospicjum. W dniu, w którym straciła życie, była na otwartym wykładzie chemii na Uniwersytecie Gdańskim i rowerowej przejażdżce po Gdańsku.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze