Policjanci wkroczyli do domu dziennikarki i zakuli ją w kajdanki. Pomylili adres
Komendant wojewódzki policji w Radomiu zlecił sprawdzenie okoliczności policyjnej akcji w okolicach Sochaczewa (Mazowieckie). Funkcjonariusze przez pomyłkę wkroczyli do domu dziennikarki radiowej Trójki Anny Rokicińskiej w związku z podejrzeniem wyłudzania kredytów. Przez trzy godziny przeszukiwali budynek. Poszukiwana przez nich osoba znajdowała się w innym domu, niedaleko domu dziennikarki.
Jak powiedziała rzeczniczka mazowieckiej komendy policji podinsp. Katarzyna Kucharska, komendant wojewódzki zlecił sprawdzenie wszystkich okoliczności tego zdarzenia i jego przebiegu.
Kucharska potwierdziła, że w środę wieczorem w powiecie sochaczewskim policjanci realizowali czynności związane z wyjaśnieniem przestępczego procederu wyłudzania kredytów na wielką skalę. Do jednego z mieszkań weszło sześciu funkcjonariuszy. W miejscu tym - jak zakładali - miały się znajdować urządzenia służące do popełniania przestępstw. W domu przebywała kobieta, mężczyzna i dwoje dzieci. Policjanci skuli kobietę kajdankami i zaczęli przeszukanie.
"Zakuli mnie w kajdanki"
Interwencja okazała się pomyłką. - W dalszym etapie czynności te urządzenia ujawniono w innym, pobliskim domu i zatrzymano osobę, która prawdopodobnie ma związek ze sprawą - powiedziała Kucharska.
- Jest nam niezmiernie przykro, że doszło do takiej sytuacji. Zapewniamy, że wszystkie okoliczności tej sprawy, a także zachowanie policjantów wykonujących czynności dokładnie zostaną wyjaśnione - podkreśliła rzeczniczka.
"Relaksowałam się po pracy, gdy nagle wpadło do domu czterech panów i dwie panie (…) Zakuli mnie w kajdanki i zażądali ode mnie dowodu osobistego. Następnie przeszukano mój plecak, w którym znajdowały się m.in. trójkowy mikrofon i moja legitymacja prasowa" - relacjonuje na facebookowym profilu dziennikarka.
Trzygodzinne przeszukanie
Jak informuje Rokicińska, mimo wyjaśnień funkcjonariusze przeszukali jej dom w związku z tym, że rzekomo miała być zamieszana w wyłudzenia kredytów i cyberprzestępczość.
Działania policji odbywały się na oczach rodziny, w tym dwójki dzieci. "Wszystko trwało trzy godziny, po czym pojawił się człowiek, który powiedział, że to pomyłka" - opisuje zachowanie policjantów dziennikarka.
Według niej funkcjonariusze poszukiwali kobiety o tym samym imieniu z tej samej miejscowości. Dziennikarka twierdzi, że policjanci byli w czasie akcji agresywni.
- To, jaki był przebieg i jak zachowywali się funkcjonariusze, będzie na pewno zbadane w ramach kontroli - zapewniła Kucharska.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze