Rozbieżne zeznania świadków przed komisją śledczą do spraw Amber Gold
Podczas czwartkowej konfrontacji b. funkcjonariusz ABW podtrzymał swoje zeznania, iż otrzymał zakaz zajmowania się wątkami pobocznymi sprawy Amber Gold, w tym rolą Michała Tuska. B. wiceszef gdańskiej ABW Jarosław Dąbrowski mówił z kolei, że z tego co pamięta, takiego zakazu nie przedstawił.
Podczas czwartkowego posiedzenia sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold doszło do konfrontacji pomiędzy b. zastępcą dyrektora gdańskiej ABW Jarosławem Dąbrowskim, a dwoma funkcjonariuszami tamtejszej delegatury, którzy zajmowali się sprawą Amber Gold.
Przewodnicząca komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) pytała b. funkcjonariusza ABW czy gdańscy funkcjonariusze analizowali i rozpracowywali wątek lotniczy sprawy Amber Gold oraz udział w nim Michała Tuska - syn ówczesnego premiera Donalda Tuska współpracował z należącymi do Amber Gold liniami lotniczymi OLT.
"Jeśli chodzi o wątek lotniczy, to wiosną 2012 r. zapadły ustalenia, że tą tematyką zajmuje się delegatura stołeczna. Od tamtego czasu trzymaliśmy się tych ustaleń" - zeznał funkcjonariusz.
Odpowiadając na kolejne pytania świadek powiedział, że gdańska ABW nie prowadziła "żadnych aktywnych czynności rozpoznawczych" dotyczących udziału w sprawie Michała Tuska.
"Polecenie było tak dobitne, że zrozumiałem je dosłownie"
Wassermann pytała więc świadka czy była taka sytuacja, aby otrzymał od Dąbrowskiego "zakaz zajmowania się wątkami pobocznymi, w tym osobą i rolą Michała Tuska pod rygorem wszczęcia postępowania za utrudnianie śledztwa".
Funkcjonariusz odpowiedział, że polecenie to brzmiało: "wiesz, że są wszczynane odrębne postępowania w różnych wątkach pobocznych, jeżeli nie chcesz mieć zarzutów za utrudnianie śledztwa, trzymaj się ram naszego śledztwa".
"Tak to mniej więcej brzmiało" - zaznaczył świadek wskazując, że taką informacje przekazał mu Dąbrowski. "Polecenie było tak dobitne, że zrozumiałem je dosłownie" - dodał.
Dąbrowski proszony przez szefową komisji o odniesienie się do tych zeznań stwierdził, że z tego co pamięta mógł rozmawiać z naczelnikiem wydziału operacyjnego w lipcu 2012 r., czyli "w zasadzie początkowej śledztwa, przed rozpoczęciem przeszukań i zabezpieczenia w spółce".
"Nie pamiętam tego, ale nie wykluczam tego, że przedstawiłem naczelnikowi moją koncepcję prowadzenia śledztwa i prowadzenia działań operacyjnych" - powiedział Dąbrowski.
Jak wskazał koncepcja ta polegała na tym, że jeśli prowadzone jest śledztwo, w którym będą wyłączenia materiałów przez prokuraturę do odrębnych wątków i będzie prowadziła to prokuratura i zlecała czynności policji, to "my wówczas operacyjnych działań w tych wątkach nie będziemy prowadzić". "Żeby nie doprowadzić do tego, że będzie konflikt między służbami" - mówił b. zastępca dyrektora gdańskiej delegatury ABW.
"Nie przypominam sobie żebym taki zakaz wydawał"
"Czy wydał pan zakaz funkcjonariuszom operacyjnym (...) wykonywanie jakichkolwiek czynności, które nie są stricte zlecone?" - dopytywała Wassermann.
"Nie przypominam sobie żebym taki zakaz wydawał ponieważ z tego co ja pamiętam, brałem dość czynny udział w sporządzaniu planu operacyjno-śledczego. Nie byłoby więc sensu najpierw nakreślać szerokiego zakresu działań operacyjnych a potem wydawać zakaz naczelnikom żeby czegoś nie robili" - odpowiedział Dąbrowski. Jak dodał, rozmowa odbyła się w lipcu, kiedy nie było mowy o jakichkolwiek wyłączeniach, bo "materiał był dość ubogi".
"Czy przekazał pan naczelnikowi informację, że ma zakaz zajmowania się wszystkimi wątkami pobocznymi pod rygorem wszczęcia przeciwko niemu postępowania karnego za utrudnianie postępowania?" - ponowiła pytanie szefowa komisji.
"Z tego co pamiętam, takiego zakazu nie przedstawiłem" - odpowiedział Dąbrowski.
B. funkcjonariusz ABW odnosząc się do tej odpowiedzi stwierdził: "dostałem takie polecenie, jak przed chwilą przedstawiłem". "To polecenie było na tyle dobitne i na tyle niestandardowe, niespotykane, że je zapamiętałem" - dodał.
Wassermann zapytała ponownie, czy świadek potwierdza, że otrzymał od Dąbrowskiego zakaz "pogłębiania wątków pobocznych pod rygorem wszczęcia przeciwko panu postępowania karnego za utrudnianie postępowania". "Ja to zrozumiałem, jako bardzo dobitne polecenie" - odparł świadek.
Świadek: doszło do "przejęcia sterowania"
"Styl zarządzania wicedyrektora Jarosława Dąbrowskiego można określić jako ręczne sterowanie. W sprawie Amber Gold można nazwać styl zarządzania jako przejęcie sterowania, czyli więcej niż ręczne sterowanie" - mówił w czasie konfrontacji świadek, który podczas sprawy Amber Gold pełnił funkcję naczelnika wydziału operacyjnego gdańskiej delegatury ABW.
"Moja decyzyjność ograniczała się do rutynowych najprostszych czynności" - dodał.
Dyrektor, który daje dużą swobodę
Z kolei Dąbrowski stwierdził, że z tego co pamięta, była bardzo duża swoboda w planowaniu i realizowaniu zadań. "Nie wykluczam, że były jakieś moje uwagi i polecenia, bo od tego jestem, żeby wydawać polecenia i nakierowywać funkcjonariuszy, żeby nie schodzili z wytyczonej linii pracy operacyjnej. Ale nie zgadzam się, że było to ręczne sterowanie" - mówił.
"Jestem dyrektorem, który daje dużą swobodę. Pierwsze słyszę, że moje polecenia były odbierane jako ręczne sterowanie" - dodał. Ponadto Dąbrowski stwierdził, że naczelnik miał prawo wszczynać sprawy operacyjne i kilka takich wszczął.
B. naczelnik wydziału operacyjnego gdańskiej delegatury ABW zeznał z kolei, że wszczęcie sprawy operacyjnej było jedną z decyzji, którą Dąbrowski zastrzegł do swojej akceptacji. "Nie mogłem wszcząć żadnej sprawy operacyjnej bez akceptacji" - podkreślił.
Dąbrowski z kolei tłumaczył, że z centrali ABW zwrócono mu uwagę, że powinien ściśle nadzorować wszczynanie spraw, "żeby nie było rozdwojenia". Jak mówił, po spotkaniu w centrali - jak pamięta - polecił ówczesnemu naczelnikowi, że musi z nim wszystko konsultować, ponieważ "sformułowano zalecenie, że ja też powinienem widzieć zasadność wszczęcia".
B. wicedyrektor gdańskiej delegatury ABW zeznał również, że jednym z argumentów, aby nie rozpoczynać aktywnych działań operacyjnych ws. Amber Gold było to, że zajmowała się tym już gdańska policja i że chodzi o przestępczość zorganizowaną poza właściwością ABW. Jak dodał, decyzja o tym została podjęta w gronie trzech osób z kierownictwa delegatury, ale nie pamiętał kto na tym spotkaniu dysponował wiedzą na temat aktywnych działań policji.
Z kolei b. naczelnik mówił, że z tego co pamięta nikt mu nie rekomendował niepodejmowania aktywnych działań. "W mojej świadomości wiedza na temat działań policji pojawiła się już po podjęciu decyzji, o której mowa" - dodał.
Konfrontacja na wniosek Wassermann
Podczas ubiegłotygodniowego przesłuchania szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała Dąbrowskiego o zeznania przed komisją funkcjonariuszy Agencji, którzy wskazywali, że to właśnie on, razem z dyrektorem gdańskiej ABW Adamem Gruszką ustalili, że Agencja nie będzie "aktywnie, operacyjnie" zajmować się sprawą Amber Gold.
Dąbrowski zeznał, że nie pamięta tych okoliczności, ale "zapewne była jakaś dyskusja, przedstawiane były argumenty i została wypracowana decyzja". Wassermann dopytywała, czy któryś z podległych Dąbrowskiemu oficerów był wzywany do Warszawy, aby wyjaśnić, dlaczego przez dziewięć miesięcy gdańska ABW nie zajmowała się sprawą Amber Gold. "Ja nie byłem o tym informowany" - powiedział świadek.
Po tym fragmencie zeznań Wassermann wystąpiła z wnioskiem o przeprowadzenie konfrontacji pomiędzy Dąbrowskim oraz naczelnikiem i funkcjonariuszem operacyjnym ABW, który prowadził sprawę Amber Gold. Uzasadniła taką decyzję tym, że występują rozbieżności w zeznaniach świadków.
Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.
Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze