Przez 6 godzin nikt nie udzielił mu pomocy. Zwijał się z bólu na SOR-ze
21-letni Kamil choruje na stwardnienie rozsiane oraz prawdopodobnie cierpi także na tężyczkę. Jego bliscy twierdzą, że gdy zwijał się w bólu na SOR-ze wałbrzyskiego szpitala, przez długi czas nikt nie udzielił mu pomocy. Rodzina zaczęła nagrywać całą sytuację, a dyżurny lekarz - na widok filmujących go ludzi - wrócił do gabinetu. Szpital tłumaczy, że bliscy 21-latka "zachowywali się agresywnie".
Ponad miesiąc temu u Kamila Jeża zdiagnozowano stwardnienie rozsiane. Lekarze podejrzewają, że choruje on również na tężyczkę, która objawia się bardzo bolesnymi skurczami. Powodują one wykręcanie kończyn, a nawet duszenie się.
Z czasem ataki stawały się coraz częstsze i zaczynały się pojawiać nawet kilka razy dziennie. Do każdego trzeba było wzywać pogotowie.
21 lutego Kamil z tatą i babcią stawili się w przychodni na umówioną wizytę u neurologa. Tam chłopak dostał kolejnego ataku, zaczął się dusić. Lekarze wezwali karetkę, która zabrała 21-latka na SOR do szpitala im. Alfreda Sokołowskiego w Wałbrzychu. Tam miał otrzymać pomoc.
Rodzina Kamila twierdzi, że lekarze przez dłuższy czas nie zajmowali się krzyczącym z bólu 21-latkiem. Ojciec oraz dziewczyna Kamila, chcąc wymusić na lekarzach interwencję, zaczęli nagrywać przebieg całego zdarzenia.
Pomoc udzielona w karetce
Na filmie udostępnionym przez Telewizję Dami Wałbrzych widać, jak z gabinetu konsultacyjnego wychodzi dyżurny lekarz. Zatrzymuje się na szpitalnym korytarzu i mówi, że jest nagrywany "bez zgody".
- Proszę iść do chorego - mówił do lekarza ojciec Kamila. Dyżurny wrócił jednak do gabinetu.
W końcu bliscy 21-latka wezwali do szpitala policję, która pouczyła obie strony o możliwościach prawnych.
Kamil decyzją lekarzy trafił na oddział psychiatryczny. Tam jednak stwierdzono, że pod względem psychiki pacjent jest zdrowy i powinien leczyć się neurologicznie. Ostatecznie Kamil miał otrzymać pomoc dopiero po 6 godzinach, w karetce wezwanej do szpitala przez jego zdesperowaną rodzinę.
"O kolejności przyjęcia pacjentów decydują wskazania medyczne"
Wałbrzyski szpital opublikował oświadczenie dot. rozmowy ojca Kamila z Telewizją Dami Wałbrzych. Zastępca dyrektora ds. lecznictwa Romuald Komandowski w dokumencie zaprzecza, jakoby stan 21-latka powodował zagrożenie jego życia. "O kolejności przyjęcia pacjentów decydują wskazania medyczne" - dodano.
W komunikacie wskazano również, że pierwszeństwo przyjęcia mają pacjenci "bez oznak życia, nieprzytomni, z krwotokami i ciężkimi urazami".
"W tym wypadku pierwszeństwo miała pacjentka znajdująca się w bezpośrednim stanie zagrożenia życia" - dodał Komandowski.
Szpital twierdzi również, że bliscy Kamila "znacząco utrudniali działania medyczne personelowi szpitala", a ich zachowanie było "wulgarne i agresywne".
dami.walbrzych.pl, gazeta.pl
Czytaj więcej
Komentarze