Gowin: kiedy byłem ministrem sprawiedliwości, nie starczało mi czasem do pierwszego
- Nie jestem szczęśliwy z powodu tego, że ministrom i wiceministrom trzeba łatać ich budżety domowe premiami. Lepszym rozwiązaniem byłoby porozumienie się z opozycją, że od następnej kadencji – 2019 roku - wynagrodzenia ministrów wzrastają – powiedział w Radiu ZET wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.
Gowin zadeklarował, że obóz rządowy byłby skłonny wystąpić z inicjatywą podniesienia od przyszłej kadencji pensji ministrów i wiceministrów, gdyby opozycja była gotowa poprzeć tego typu rozwiązanie. - Czyli nie podwyżki dla nas - ale ustalmy, że ktokolwiek będzie rządził od 2019 r., to już nie będzie tak, że minister zarabia mniej niż jego podwładni - powiedział.
- Kiedy byłem ministrem sprawiedliwości i miałem trójkę dzieci na utrzymaniu, to czasami nie starczało mi do pierwszego - podkreślił. Gowin resortem sprawiedliwości kierował w rządzie PO w latach 2011-2013.
- Minister sprawiedliwości odpowiada za budżet 10-miliardowy, minister nauki za budżet 20-miliardowy. Sytuacja, w której minister zamiast skupiać się na sprawach państwa zastanawia się, jak dożyć do pierwszego, to nie jest sytuacja zdrowa z punktu widzenia państwa - powiedział wicepremier.
Wicepremier zwrócił też uwagę, że wiceministrowie, którzy nie są posłami, przyjeżdżają spoza Warszawy, po prostu "biedują".
"Pieniądze z premii pójdą na działalność mojej partii"
Gowin przypomniał, że na początku kadencji rząd chciał podnieść pensje ministrom i wiceministrom. - Popełniliśmy przy tym błąd - na jakimś etapie dodany został element podwyżek dla posłów, senatorów - to wywołało kontrowersje. Pod wpływem presji mediów my rzeczywiście z tego elementu zrezygnowaliśmy - tłumaczył wicepremier.
Jak dodał, "potem pani premier podjęła decyzję o tym, że zaczęła przyznawać - nie comiesięczne - premie ministrom, wiceministrom".
- Każdy z nas sam zdecyduje, na to te pieniądze wydawać. Ja mam bardzo dobry cel - moja partia nie otrzymuje ani złotówki z budżetu. Musimy konkurować z partiami, które otrzymują rocznie dziesiątki milionów złotych. Te pieniądze pójdą na działalność mojej partii - powiedział.
"Przepraszam"
Wicepremier zdecydował się przeprosić na Twitterze za swoją wypowiedź. "Moim zamiarem nie było uskarżanie się na własną sytuację, która bez wątpienia jest o wiele lepsza niż milionów Polaków" - napisał Gowin.
Przepraszam, tych którzy poczuli się dotknięci moją niefortunną wypowiedzią - zwłaszcza tych, którzy zmagają się z prawdziwym niedostatkiem. Moim zamiarem nie było uskarżanie się na własną sytuację, która bez wątpienia jest o wiele lepsza niż milionów Polaków.
— Jarosław Gowin (@Jaroslaw_Gowin) 28 lutego 2018
Budka: praca ministra to przede wszystkim realizacja określonej misji
Ze słowami Jarosława Gowina o niskich zarobkach ministrów nie zgodził się były szef resortu sprawiedliwości Borys Budka. Według posła Platformy Obywatelskiej, taka pensja na pewno pozwala na związanie przysłowiowego końca z końcem.
- Każdy z nas podejmując się zaszczytnej funkcji ministra wie doskonale, ile będzie zarabiał. Praca ministra to nie tylko pieniądze, ale realizacja określonej misji - powiedział w rozmowie z Polsat News.
Jak dodał, "tu w tym gmachu nikt nas na siłę nie trzyma". - W porównaniu do średnich zarobków Polaków, te pensje są stosunkowo wysokie - ocenił Budka.
Lubnauer: słowa Gowina są haniebne
Wypowiedź wicepremiera rządu Prawa i Sprawiedliwości surowo oceniła również Katarzyna Lubnauer.
- Ma się wrażenie, że rządowi PiS nigdy nie jest mało, zawsze ma ochotę jeszcze trochę. Powiedzmy szczerze - mamy gigantyczny rząd, gigantyczne koszty. Gdyby rząd był mniejszy, to można by było rozmawiać o podwyżkach - komentowała przewodnicząca Nowoczesnej.
- Gowin musi pamiętać o tym, że takie rzeczy zostają z politykiem już na zawsze, przelicytował Bieńkowską - oceniła. Jak dodała, "słowa Gowina były haniebne, widać, że odleciał i nie umie się porównać do zwykłych Polaków".
Radio ZET, polsatnews.pl
Czytaj więcej