"Spadłem pięć metrów; potrzebowałem cudu, by wrócić". Urubko o ataku szczytowym
Na stronie mountain.ru Urubko zamieścił krótką relację ze swojego ataku szczytowego. Himalaista dotarł na wysokość ok. 7600 m n.p.m., po drodze śpiąc w jamach lodowo-śnieżnych. Ostatecznie zrezygnował ze zdobycia szczytu z powodu trudnych warunków, m.in burzy śnieżnej. Na górze myślał, że "potrzebuje cudu", by znaleźć drogę powrotną.
Urubko rozpoczął samodzielną wspinaczkę w sobotę, bez uzgodnienia swoich planów z innymi uczestnikami wyprawy na K2. Jak tłumaczył, dla niego zima kończy się 28 lutego, dlatego nie chciał czekać na pozostałych.
W swoim wpisie przyznał, że nie chciał obarczać nikogo odpowiedzialnością i "uciekł potajemnie po śniadaniu". Pierwszego dnia wspiął się na wysokość 6250 m n.p.m. Przenocował w jamie lodowo-śnieżnej.
Następnego dnia udało mu się dotrzeć na wysokość 7200 metrów, ale wspinanie utrudniała pogoda.
"Na wysokości ok. 7600 dopadła mnie burza śnieżna. Spadłem się ze śniegiem pięć metrów (najprawdopodobniej na Urubkę spadła niewielka lawina - red.)" - opisał. Wtedy zadecydował o przerwaniu ataku szczytowego.
Urubko miał problemy ze znalezieniem drogi powrotnej. Sytuację utrudniał brak sprzętu i radiotelefonu. Po kilku godzinach udało mu się znaleźć odpowiednią drogę.
"Nie widzieli dalszej możliwości współpracy"
Po nieudanym ataku, 45-letni Urubko, urodzony w rosyjskim Niewinnomyssku i posiadający polskie obywatelstwo, zrezygnował z dalszego udziału w wyprawie.
"Decyzja ta została zaakceptowana przez uczestników wyprawy, którzy nie widzieli dalszej możliwości współpracy z Denisem po jego samodzielnej próbie zdobycia wierzchołka" - poinformował w poniedziałek na Facebooku kierownik polskiej zimowej wyprawy na K2 Krzysztof Wielicki
Czerwińska: są granice
- Postawa Denisa Urubki nie jest normalna - oceniła jedna z najwybitniejszych w historii himalaistek Anna Czerwińska. Jak podkreśliła, chociaż uratował jej życie, to jednak wobec kolegów-uczestników narodowej wyprawy na niezdobyty zimą szczyt w Karakorum K2 zachował się nie fair.
Czerwińska przyznała, że "nikt z nas nie jest święty, każdy ma coś za uszami, i Wielicki, i ja również, ale są jakieś granice".
- Jeżeli decydujesz się być w zespole, którym ktoś dowodzi, to powinieneś podporządkować się decyzjom szefa, a przede wszystkim mieć na uwadze kolegów, mających tak samo jak ty, ten sam cel. Zespół musi działać jak jeden mechanizm, w którym efekty działań jednostki przekładają się na rezultaty pracy całej grupy - podkreśliła pierwsza Polka, która zdobyła Koronę Ziemi (wszystkie najwyższe szczyty każdego kontynentu).
Wrócili do bazy, atak w marcu
"Oba zespoły: Marcin Kaczkan i Maciej Bedrejczuk oraz Artur Małek i Marek Chmielarski zeszły do C1 i wracają do bazy. Pogoda się psuje, co uniemożliwia dalszą pracę w górze" - poinformował Wielicki we wtorek na Facebooku. Jak dodał w kolejnym wpisie wszyscy wspinacze zostali przebadani i "po 2 - 3 dniowej regeneracji będą całkowicie gotowi do dalszej akcji w górach".
K2 było atakowane zimą tylko trzykrotnie. Na przełomie 1987 i 1988 roku próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Andrzeja Zawady, w 2003 roku ekipą dowodził Wielicki, a w 2012 wspinali się Rosjanie. Żadna z tych ekspedycji nie przekroczyła jednak progu 7650 m.
PAP, mountain.ru
Czytaj więcej
Komentarze