Funkcjonariusz ABW: w czerwcu 2010 r. pierwszy raz usłyszałem nazwisko Marcina P.
- W czerwcu 2010 r., podczas rozmowy z dyrektorem w Ministerstwie Gospodarki Jarosławem Mąką, pierwszy raz usłyszałem nazwisko twórcy Amber Gold Marcina P.; dyrektor twierdził, że ma "pewien problem" ze spółką Marcina P. - zeznał we wtorek przed sejmową komisją śledczą funkcjonariusz ABW.
We wtorek przed komisją zeznania złożył jeden z funkcjonariuszy centrali Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jak mówił o spółce Amber Gold po raz pierwszy dowiedział się podczas rozmowy z dyrektorem w ówczesnym resorcie gospodarki Jarosławem Mąką, która odbyła się w czerwcu 2010 r.
"Problem z jedną ze spółek"
- W 2010 r. mniej więcej w okolicach końca czerwca, skontaktował się ze mną pan dyrektor prosząc o spotkanie w celu przekazania jednej z partii danych. Po przekazaniu tych informacji, pan dyrektor stwierdził, że ma jeszcze dodatkową kwestię, którą chciałby poruszyć. Stwierdził, że ma pewien problem z jedną ze spółek, którą proceduje. Dotyczyło to spółki (...) został skierowany wniosek przez pana Marcina P., wtedy po raz pierwszy usłyszałem nazwisko pana P. - zeznał.
Relacjonował, że podczas rozmowy Mąka mówił, że "jedyny problem polega na tym, że ta spółka mu się nie podoba". Mąka - jak mówił świadek - przekazywał, że wnioskodawca, czyli Marcin P., jest autorem pierwszego wniosku, który został złożony o wydanie zezwolenia na prowadzenie domu składowego, pierwszego w jego karierze, co wzbudził jego niepokój.
Wniosek złożony przy pomocy faksu
Według funkcjonariusza ABW Mąka mówił, że nie podobała mu się jeszcze jedna rzecz. - Pokazał mi wniosek, który złożył pan Marcin, zaznaczając, że nie podoba mu się fakt, iż został złożony przy pomocy faksu (...) i zwracał uwagę na miejsce wysłania faksu, była to Kolonia w Niemczach - mówił świadek.
Świadek przyznał, że podczas tej rozmowy nie miał świadomości, że Marcin P. jest osobą wielokrotnie karaną, gdyż takiej informacji nie przekazał mu Mąka. - W momencie rozmowy ze mną, pan dyrektor już miał świadomość, że (w przypadku Marcina P.) ma do czynienia z osobą karaną (...). Nie rozumiem, dlaczego pan dyrektor miał utajnić przede mną informację, że już ma wyniki sprawdzeń. Tego nie potrafię zrozumieć - przyznał.
Marcin P. został sprawdzony przez ABW - jak mówił świadek - na przełomie czerwca i lipca 2010 r. - Wyniki sprawdzeń otrzymaliśmy po kilku dniach, o ile dobrze pamiętam, jeśli chodzi o nasze zasoby, pan Marcin był, że tak powiem "czysty", natomiast wyniki z baz policyjnych były dość spore - powiedział świadek.
Wniosek Marcina P. odrzucono
Następnie świadek skontaktował się z dyrektorem Mąką i dopiero wtedy, podczas rozmowy telefonicznej, dyrektor poinformował go, że dysponuje już wynikami sprawdzeń w kontekście Marcina P.
- Spotkaliśmy się i pan dyrektor poinformował mnie, że w wyniku sprawdzeń w KRK (Krajowym Rejestrze Karnym), dowiedział się, że pan Marcin P. jest osobą karaną, w związku z powyższym złożony przez niego wniosek jest automatycznie negatywnie procedowany (...) wniosek jest odrzucony - zeznał świadek. Dodał, że MG odrzuciło też podobny wniosek złożony przez żonę P. Katarzynę.
Świadek przyznał, że na tym etapie ABW nie podejmowała żadnych innych czynności. - Po tym jak pan dyrektor Mąka poinformował nas, że wnioski zostały rozpatrzone negatywnie uważaliśmy, że nie ma żadnych przesłanek do podjęcia dalszych czynności - dodał.
"Uznałem temat za zakończony"
Dopytywany przez Jarosława Krajewskiego (PiS) o przyczynę wykreślenia Amber Gold z rejestru domów składowych świadek powiedział: "w tym kontekście ta sprawa zakończyła się dla mnie informacja dyrektora Mąki, że ze względu na to, iż Marcin P. jest osobą karaną automatycznie nie spełnia przesłanek do tego, aby prowadzić tego typu działalność".
- Dyrektor Mąka poinformował mnie, że wnioski Marcina P. i Katarzyny P. zostają rozpatrzone negatywnie. Skoro mówił mi tak dyrektor departamentu, który prowadzi ten rejestr, to ja uważałem, że temat jest zakończony - kontynuował funkcjonariusz.
- W tamtym okresie moja jednostka uważała, że temat jest zamknięty. Spółka nie otrzymała wniosków, o które prosiła, więc stwierdziliśmy, że temat jest generalnie zamknięty - dodał.
"Gdybyśmy wtedy wiedzieli co wiemy teraz rozpętalibyśmy jesień średniowiecza"
Odpowiadając na kolejne pytania, m.in. posła Krajewskiego, świadek poinformował, że ABW nie badała w jaki sposób funkcjonuje Amber Gold i w jaki sposób uzyskuje zysk. Dodał, że w tamtym okresie prawdopodobnie nie miał też wiedzy, że Amber Gold znajduje się na liście ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego.
Członkowie komisji zarzucali świadkowi, że Agencja sprawdzając Marcina P. i jego firmę mogła zrobić więcej. - Były już wtedy informacje prasowe, moglibyście już wtedy znacznie poszerzyć swoją wiedzę, a nie uznać sprawę za temat zamknięty - wskazywał Stanisław Pięta z PiS.
- Panie pośle tylko że my rozmawiamy o naszym patrzeniu na temat z pozycji 2010 r. Z pozycji dzisiejszej, to jest oczywiste, że gdybyśmy mieli jakiekolwiek przesłanki, które pogłębiały te informacje, które mieliśmy w 2010 r.; gdyby z faksem z Kolonii korespondowała jakakolwiek informacja, że działalność Marcina P. i jego małżonki polega na oszustwie (...), to tutaj nie byłoby konieczności wysyłania informacji. Mówiąc kolokwialnie rozpętalibyśmy taką śledczą jesień średniowiecza - podkreślił świadek.
Szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) dopytywała więc świadka dlaczego w późniejszym okresie nie skojarzył firmy Amber Gold, która mimo wykreślenia z rejestru resortu gospodarki prowadziła już ogólnopolską działalność i prowadzi biznes lotniczy. Funkcjonariusz zeznał, że od wakacji 2010 r. do momentu wejścia spółki w biznes lotniczy nie zajmował się sprawą Amber Gold.
"W 2010 r. nie było realnych przesłanek"
W dalszej części przesłuchania świadek przyznał, że w sierpniu 2012 r., kiedy wybuchła afera Amber Gold, odbyła się jego rozmowa z jednym z przełożonych. - Moi ówcześni przełożeni zażądali ode mnie konkretnych wyjaśnień sugerując (...), że mogłem posiadać informacje, które były bardzo istotne, które mogły zapobiec tym nieprawidłowościom - zeznał.
Świadek zaznaczył jednocześnie, że "temat ten został rozbrojony w jeden dzień". - Do końca moi przełożeni nie pamiętali tej sytuacji (...) w momencie, kiedy wyjaśniłem jak to wyglądało, jakie informacje mieliśmy wtedy, to temat odpuszczono - mówił funkcjonariusz.
- W 2010 r. nie było takich możliwości, nie było realnych przesłanek, które wskazywały na możliwość zabezpieczenia tego, czym zajmował się Marcin P. - dodał świadek.
Klienci nie otrzymali pieniędzy
Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. W połowie 2011 r. spółka przejęła większościowe udziały w liniach lotniczych Jet Air, następnie w niemieckich OLT Germany, a pod koniec 2011 r. w liniach Yes Airways. Powstała wtedy marka OLT Express.
Linie OLT Express upadłość ogłosiły pod koniec lipca 2012 r. Z kolei Amber Gold ogłosiła likwidację 13 sierpnia 2012 r., a tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej, firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.
W sierpniu 2012 r. ówczesny wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak informował, że w grudniu 2009 r. Amber Gold wystąpiła o wpisanie jej do rejestru domów składowych, prowadzonego przez resort. Jak mówił, zgodnie z ówczesną ustawą o domach składowych, wystarczało do tego złożenie oświadczenia o spełnianiu ustawowych warunków i przedstawienie odpowiedniego wniosku, a spółka te warunki spełniła. W efekcie na liście domów składowych Amber Gold znalazła się już na początku stycznia 2010 r. W czerwcu 2010 r. minister gospodarki wykreślił tę spółkę z rejestru domów składowych i zakazał jej prowadzenia działalności w zakresie przedsiębiorstwa składowego.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze