Denis Urubko zszedł do bazy pod K2. Postanowił opuścić wyprawę. "Zaskoczył wszystkich"
"Denis Urubko, zgodnie ze swoimi przekonaniami dotyczącymi końca sezonu zimowego, postanowił opuścić Zimową Wyprawę na K2." - poinformował Polski Himalaizm Zimowy na Facebooku. Jak powiedział Janusz Majer, "to zaskoczenie dla wszystkich". Urubko w sobotę opuścił bazę i wspinał się w pojedynkę. Chciał zdobyć szczyt do końca lutego. W poniedziałek zszedł do bazy pod K2.
"Decyzja ta została zaakceptowana przez uczestników wyprawy, którzy nie widzieli dalszej możliwości współpracy z Denisem po jego samodzielnej próbie zdobycia wierzchołka" - dodano.
We wtorek Urubko ma wyjść z bazy i schodzić razem z tragarzami - powiedział przewodniczący komitetu organizacyjnego Janusz Majer.
Jak dodał, było to "zaskoczenie tym większe, że zapoznał się z naszymi planami. Wiedział, że jak tylko warunki atmosferyczne pozwolą, prowadzić będziemy działalność do końca kalendarzowej zimy, to jest do 20 marca, a nie do 28 lutego. Wprawdzie znaliśmy jego poglądy, w których określał swój termin zimy, ale nie braliśmy tego poważnie, bowiem nie człowiek wyznacza sobie pory roku. Gdyby cokolwiek chociaż nadmienił, że on będzie współpracował z nami do końca lutego, to pewnie wtedy zastanawialibyśmy się nad jego udziałem".
Majer twierdzi, że odejście Urubki nie zakłóci planu. - Uważam wręcz odwrotnie, że odejście Denisa jeszcze bardziej wzmocni i skonsoliduje ekipę do osiągnięcia celu. Mamy teraz jeden zespół i jeden cel. Nie zamierzam się pastwić nad nim, ale fakt, że nie chciał zabrać ze sobą radiotelefonu idąc w górę i rozmawiać z kierownikiem, była to bardzo nieodpowiedzialna decyzja. Gdy się o tym dowiedziałem, to w pierwszej chwili nie wierzyłem, że tak doświadczony alpinista mógł się zdecydować na takie posunięcie, zwłaszcza, że tam wysoko mocno wiało, a prognozy były bardzo niekorzystne - zauważył Majer.
Wcześniej Majer poinformował, że "Denis zszedł do bazy pod K2. Jest bardzo zmęczony, poszedł do swojego namiotu i chyba śpi". Dodał, że gdy Urubko pojawił się w bazie, "nic nie mówił".
"Postąpił rozsądnie i się wycofał"
- Należy się cieszyć, że nic się nie stało, że jednak rozsądnie postąpił i się wycofał. Widać, że nasze prognozy pogody sprawdzają się i wiatr uniemożliwiłby mu kontynuowanie tej wspinaczki - poinformował Majer.
Już wówczas Majer wyznał, że po samotnym wyjściu Urubki "jest duży znak zapytania, czy można dalej wspólnie działać". - Zespół działał jako jeden team. Takie "wyłamanie" prawdopodobnie wykluczy dalszą współpracę - podsumował.
Kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki poinformowałł, że Urubko "jest w dobrym stanie".
Rano rzecznik prasowy wyprawy Michał Leksiński informował, że Urubko jest w obozie drugim, na wysokości ok. 6700 m. - Zakładamy, że kierownik (Krzysztof Wielicki - red.) otrzymał tę informację na bazie kontaktu z zespołami, które rotują w ścianie - dodał Leksiński.
- Maciej Bedrejczuk i Marcin Kaczkan ruszają z obozu drugiego do trzeciego, zapewne na swojej drodze spotkali Denisa i została przekazana informacja, która dotarła do nas - powiedział rzecznik wyprawy.
Samodzielna próba zdobycia K2
Urubko w sobotę podjął samodzielną próbę zdobycia najwyższego szczytu Karakorum, nie wziął ze sobą radiotelefonu.
W sobotę po śniadaniu Denis Urubko bez jakichkolwiek uzgodnień z zespołem i kierownikiem wyprawy Krzysztofem Wielickim opuścił bazę, by podjąć próbę wejścia na wierzchołek K2.
Urubko, mający w dorobku dwa zimowe wejścia na ośmiotysięczniki stwierdził, że według niego zima w Himalajach i Karakorum to okres od 1 grudnia do końca lutego.
Piotr Tomala zwrócił uwagę, że "Denis od dawna głosił, iż dla niego zima kończy się 28 lutego. Na tym punkcie jest trochę zafiksowany".
- Obecnie w górze są dwa nasze zespoły: do obozu trzeciego na 7200 m podchodzą Marcin Kaczkan i Maciej Bedrejczuk, natomiast Marek Chmielarski i Artur Małek są w drodze do dwójki na 6900 m. Podaję orientacyjne wysokości, bowiem rożnią się odczyty z GPS - powiedział Tomala, organizator i lider kilkunastu wypraw w Alpy, Andy, góry Alaski i Himalaje.
Pytany o pogodę dodał, że "jest na tyle dobra, aby koledzy mogli prowadzić działalność. Natomiast w bazie zachmurzenie jest niepełne i słaby wiatr".
W sobotę do bazy dotarł Przemysław Guła z Krakowa, lekarz i ratownik TOPR. - Z chwilą, kiedy do Polski musiał wrócić z powodu spraw rodzinnych ratownik medyczny Jarosław Botor, czynione były starania, aby ktoś pojechał na jego miejsce - wyjaśnił szef komitetu organizacyjnego wyprawy Janusz Majer.
Narodowa wyprawa na K2
Z końcem grudnia pod wodzą Wielickiego do Karakorum wyruszyli: Maciej Bedrejczuk, Adam Bielecki, Jartosław Botor, Marek Chmielarski, Rafał Fronia, Janusz Gołąb, Marcin Kaczkan, Artur Małek, Piotr Snopczyński (kierownik bazy), Piotr Tomala, Dariusz Załuski (filmowiec) i Denis Urubko. Na miejscu dołączyło do nich czterech bardzo dobrych - jak ocenił Wielicki - pakistańskich wspinaczy.
Z początkiem lutego do kraju wyprawę opuścił Botor, a dwa tygodnie po nim Fronia, u którego doszło do pęknięcia przedramienia w wyniku uderzenia samoistnie spadającym kamieniem w trakcie podchodzenia do obozu pierwszego na 5900 m drogą Basków. Nieco wcześniej w podobny sposób urazu twarzy doznał podczas wspinaczki do "jedynki" Bielecki, który po kilkudniowej przerwie powrócił do działalności górskiej.
Po tych wypadkach Wielicki podjął decyzję o przeniesieniu działalności górskiej na klasyczną drogę pierwszych zdobywców przez tzw. Żebro Abruzzi.
K2 było atakowane zimą w ogóle tylko trzykrotnie. Na przełomie 1987 i 1988 roku próbę podjęła międzynarodowa grupa pod kierunkiem Andrzeja Zawady, w 2003 roku ekipą dowodził Wielicki, a w 2012 wspinali się Rosjanie. Żadna z tych ekspedycji nie przekroczyła jednak progu 7650 m.
polsatnews.pl, Polsat News, PAP
Czytaj więcej