Sąd zdecydował o odebraniu babci wnuków, bo trafiła do szpitala. "Dzieci były niezabezpieczone"
Sąd zdecydował się odebrać babci pięcioro wnucząt, bo ta zachorowała i trafiła do szpitala. Pani Maria ma 70 lat. Od prawie 3 lat jest rodziną zastępczą dla dzieci w wieku od 8 do 17 lat, choć tak naprawdę zajmowała się nimi zawsze. Pod jej nieobecność dziećmi opiekowała się ich ciotka. Mimo to, pracownicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie postanowili zgłosić do sądu nieobecność babci w domu.
70-letnia pani Maria mieszka w małej wsi niedaleko Myśliborza w województwie zachodniopomorskim. Kobieta wychowuje pięcioro wnucząt ze związku swojego zmarłego syna. Matka dzieci ma ograniczone prawa rodzicielskie. Dzieci mają od 8 do 17 lat i jak mówi starsza kobieta, zawsze się nimi zajmowała, choć prawnym opiekunem została dopiero 3 lata temu.
- Ja ich od małego chowałam, nieraz ona (matka dzieci - red.) uciekła, dwa, trzy tygodnie jej nie było. Wzięłam, bo ich kocham, to moja krew - mówi pani Maria.
"Nie mogliśmy nie wysłać informacji"
Kobieta na utrzymanie dzieci dostaje z centrum pomocy rodzinie niewiele ponad 600 zł. Nigdy nie było zastrzeżeń do sprawowanej przez nią opieki. Dwa miesiące temu pani Maria trafiła jednak do szpitala. PCPR od razu zgłosiło ten fakt do sądu.
- Kiedy koordynatorzy pojechali do rodziny, nie było tam bezpośredniej opieki rodziny zastępczej, którą stanowiła babcia. Jest tam rodzina, która pomaga. Wiemy o tym i o tym wie też sąd. Nie mogliśmy nie wysłać informacji, dlatego że dzieci były niezabezpieczone - tłumaczy Iwona Madajczak z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Myśliborzu.
- Zachorowałam, ale to każdemu się zdarzy - zauważa pani Maria.
Bracia uciekli przez okno
- Kontrolowali, jak babcia była w szpitalu. Przyjeżdżałam codziennie, gotowałam, przyjeżdżał mój brat, który mieszka na drugiej ulicy. Przychodzi codziennie, pomaga, bo też ma dwoje dorosłych dzieci - tłumaczy Izabela Glazer, ciotka dzieci.
Mimo że 70-latka po operacji czuje się dobrze i dochodzi do zdrowia, sąd na podstawie informacji od PCPR-u wydał postanowienie o odebraniu dzieci i umieszczeniu ich w placówce opiekuńczej. Dzieci nie chciały opuszczać domu.
- Przyjechały po dzieci panie z PCPR-u wraz z policją, jakby nie wiadomo co tu było. No i dwóch chłopców, Michał z Kacprem, przez okno uciekli - opowiada Izabela Glazer, ciotka dzieci.
"Dobrze żyjemy, mamy wszystko"
- Sąd postanowił umieścić dzieci w placówce i takie postanowienie mamy obowiązek wykonać – argumentuje Iwona Madajczak z PCPR w Myśliborzu.
- Napisaliśmy do sądu, żeby były z nami chociaż na te 2-3 miesiące, póki babcia nie wyzdrowieje. Do tej pory cisza jest - mówi pani Izabela.
Pani Maria i jej córka trzy dni temu miały przygotować dzieci do opuszczenia domu. Z niepokojem czekały na wizytę pracowników PCPR-u.
Dziennikarka "Interwencji" także była tam z kamerą. Mimo że postanowienie sądu jest ostateczne, urzędnicy nie podjęli kolejnej próby odebrania dzieci. Postanowili napisać do sądu oświadczenie, że dzieci chcą zostać przy babci.
- Babcia to jak moja mama. Mi tu jest najlepiej. To jest naprawdę święty człowiek i nie powinni nas zabierać. Dobrze żyjemy, mamy wszystko - zapewnia Kacper.
Interwencja, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze