Pawłowicz do Jakiego ws. właścicielki kamienicy: odziedziczyła ją legalnie w spadku po ojcu i babci
"Mam nadzieję, iż Pan Minister nie pozwoli wykorzystać Komisji dla prywatnej zemsty lokatora na właścicielu kamienicy" - napisała Krystyna Pawłowicz (PiS) do wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Dokument z grudnia 2017 r. ws. Izabeli Wierzbickiej, właścicielki kamienicy przy ul. Lutosławskiego 9, przedstawił w czwartek komisji weryfikacyjnej pełnomocnik miasta Bartosz Przeciechowski.
Do swoich pism Pawłowicz dołączyła list właścicielki kamienicy.
Po medialnych publikacjach nt. pism Pawłowicz do Jakiego, posłanka PiS zdecydowała się opublikować je na Facebooku. Dodała także maila od pełnomocnika Wierzbickiej.
"Wobec prób »wkręcenia« mnie w sprawę kamienicy przy ul. Lutosławskiego 9, publikuję całą korespondencję między pełnomocniczką pani. Wierzbickiej i pisma, jakie na jej prośbę przekazałam z mojego biura poselskiego do pana ministra P. Jakiego" - napisała Pawłowicz.
"Na usilną prośbę zaniepokojonej swą sytuacją Pani Izabeli Wierzbickiej zwracam się do Pana Ministra z uprzejmą prośbą o przyjrzenie się sprawie, którą przestawiłam w skierowanym do Pana piśmie. Pani Izabela Wierzbicka jest właścicielką kamienicy położonej w Warszawie przy ul. Lutosławskiego 9. Według niej jest szykanowana przez jednego z lokatorów wynajmujących mieszkanie w jej kamienicy" - napisała Pawłowicz.
Jak tłumaczyła, "lokator ten (…) zdaniem p. I. Wierzbickiej z zemsty za próbę podniesienia przez nią czynszu - groził jej, że będzie podważał prawidłowość nabycia przez nią kamienicy, którą odziedziczyła legalnie w spadku po ojcu i babci w 1949 r.".
"Ponieważ p. I. Wierzbicka bardzo przeżywa to zastraszanie (…) - ze względu na jej wiek, uprzejmie proszę Pana Ministra o bezstronne przyjrzenie się sprawie i poinformowanie p. I. Wierzbickiej o wyniku postępowania" - argumentowała posłanka.
Jak przyznała, "nie znam szczegółów całej sprawy, niemniej bardzo proszę o obiektywne przyjrzenie się jej, by Komisja nie została wykorzystana do innego celu niż ten, dla którego została powołana".
Byli lokatorzy: żyliśmy trochę jak w getcie
- Po przejęciu kamienicy nowi właściciele próbowali podnieść czynsz z 320 zł do 1 tys. zł; stosowali przemoc wobec lokatorów, dochodziło do pobić, włamań i wyrzucania z mieszkań - mówiła w czwartek przed komisją była lokatorka kamienicy Alina Kołodziejczyk.
Inny świadek, Katarzyna Gołub zeznała: "z chwilą, kiedy odmówiłam przyjęcia umowy (najmu z podwyżką czynszu - red.) ze strony pani Wierzbickiej, zaczęły się nękania".
- Nie podobało jej się, że lokatorzy sobie nawzajem pomagają - mówiła. Dodała, że nowa właścicielka "zaczęła mnie poniżać, zaczęła pytać się natarczywie, kiedy opuszczę to mieszkanie, zaczęła mnie obrażać, +kiedy te szczury pójdą stąd".
Przyznała, że lokatorzy żyli "trochę jak w getcie".
Interweniowała policja
Dzielnicowy Krzysztof Wawrzyński zapytany, czy mieszkańcy mogli być traktowani przez właścicieli niezgodnie z prawem odpowiedział, że "na pewno występował taki element, że właścicielka kamienicy i jej rodzina w pewien sposób dokuczali mieszkańcom".
- Mieszkańcy wielokrotnie zgłaszali fakt, że były tam zakłócenia ciszy i spokoju, że dochodziło do jakiś wyzwisk, że byli obrzucani słowami obelżywymi przez właścicieli, że właściciele zagradzali im drogę i nie mogli wejść do swoich lokali. Tego typu informacje docierały do mnie - powiedział.
Jak dodał, była pomoc ze strony policji. - Było bardzo wiele interwencji, które przeprowadzali nasi funkcjonariusze. Zarówno mieszkańcy przychodzili do mnie, rozmawialiśmy na te tematy, staraliśmy się interweniować - zaznaczył Wawrzyński.
"Pomówienia"
Zarzuty przed komisją odpierał mąż właścicielki kamienicy Piotr Wierzbicki. Pytany, czy stosował wobec lokatorów przemoc fizyczną i słowną, odpowiedział: "nie". Przekonywał, że nie śledził lokatorów, nie było zakazu dla byłych lokatorów zbliżania się do kamienicy. Zapewnił też, że nie odbierał jednemu z lokatorów emerytury na poczet czynszu.
Wierzbicki przekonywał, że są na to dowody, że został pomówiony.
Zapytany, czy w przypadku nieruchomości przy Lutosławskiego 9 może chodzić o zemstę jednego z lokatorów na nowych właścicielach kamienicy, Wierzbicki potwierdził.
"Rzuciła klątwę na moją rodzinę"
Właścicielka kamienicy zeznała przed komisją, że "jest od samego początku nękana". Podkreśliła też, że ona sama nikogo z kamienicy nie wyrzucała, nie nękała, nie obrażała, ani nie biła.
Dodała, że za nękaniem jej stoi jeden z lokatorów, który "zachowuje się jak rasowy nękacz i mściciel" i zdaniem właścicielki "robi jej tyle krzywd"; "bez przerwy ją nagrywa i donosi".
Zdaniem Wierzbickiej, żona jednego z lokatorów dwukrotnie rzuciła klątwę na jej rodzinę. - Nie wiem, kim ona jest, może jest szeptuchą czy czymś takim, ja się nie znam - mówiła.
Kamienica zburzona w trakcie wojny
Ze zgromadzonego przez komisję materiału w sprawie ul. Lutosławskiego 9 wynika, że kamienica została zburzona w trakcie działań wojennych. Po wojnie została odbudowana i zmodernizowana ze środków publicznych. M.st. Warszawa oddało ją wskutek decyzji reprywatyzacyjnej w 2013 roku, pomimo - jak wynika z informacji komisji - braku zwrotu nakładów przez beneficjentkę.
Według dokumentów, które posiada komisja weryfikacyjna, rokowania zakończyły się niepowodzeniem. Z materiałów wynika, że miasto przed wydaniem decyzji nie zbadało także kwestii posiadania kamienicy przez dawnych właścicieli.
polsatnews.pl, PAP
Czytaj więcej