Żona Frasyniuka: policjanci powiedzieli, że jeśli nie otworzymy drzwi, to je wyłamią
- To jest taki moment, w którym Władysław Frasyniuk, tak jak za komuny się nie stawiał dobrowolnie na wezwanie prokuratury w procesie politycznym, tak samo teraz też tego zrobić nie może - powiedziała Polsat News Magdalena Dobrzańska-Frasyniuk. Żona Frasyniuka podkreśliła, że wspiera go w jego decyzjach. Byłego opozycjonistę wyprowadzono z mieszkania w kajdankach
- Osoba z taką biografią jak Władysław Frasyniuk nie mogła się inaczej zachować - oceniła Dobrzańska-Frasyniuk.
Przypomniała, że towarzyszyła Frasyniukowi na kontrmanifestacji 10 czerwca. - Przypomnę, dlaczego tam byliśmy. Dla Jarosława Kaczyńskiego wprowadzono ustawę o tzw. zgromadzeniach cyklicznych. I jest to ustawa niezgodna z konstytucją. Zabieraliśmy głos w sprawach fundamentalnych. W tej chwili postawa męża dotyczy tego samego - wyjaśniła.
- Mamy do czynienia z absolutną destrukcją i demontażem demokratycznego państwa prawa. Wiec to jest taki moment, w którym Władysław Frasyniuk, tak jak za komuny się nie stawiał dobrowolnie na wezwanie prokuratury w procesie politycznym, tak samo teraz też tego zrobić nie może - dodała.
"Nie było zagrożenia, że mąż będzie policjantów bił"
Dobrzańska-Frasyniuk opowiedziała również o zatrzymaniu jej męża.
- 6:05 zadzwoniła policja do naszych drzwi. Była jasna informacja od policji, że jeżeli drzwi nie otworzymy, to zostaną wyłamane. Same czynności były sprawne, mąż się szybko ubrał, zakuto go w kajdanki - powiedziała.
- Sytuacja, oczywiście, nieprzyjemna, mimo że się spodziewaliśmy. Można było przyjść o godzinie 8, nie trzeba było o 6 rano. Kajdanki założono podobno proceduralnie, ale nie było zagrożenia, że mąż będzie policjantów bił - dodała żona Frasyniuka.
Zatrzymanie Frasyniuka
Frasyniuk został zatrzymany przez policję w środę rano w swoim domu we Wrocławiu. Następnie przewieziono go do Prokuratury Rejonowej w Oleśnicy, gdzie prokurator Prokuratury Okręgowej w Warszawie przedstawił mu zarzut naruszenia nietykalności cielesnej dwóch policjantów na służbie i przesłuchał go w charakterze podejrzanego.
Przesłuchanie trwało 10 minut, po czym Frasyniuk został zwolniony do domu.
Wcześniej Frasyniuk dwukrotnie nie stawił się w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej, która chciała go przesłuchać w związku z incydentem, do którego doszło podczas obchodów miesięcznicy smoleńskiej w Warszawie 10 czerwca 2017 r.
Wracając do tamtych wydarzeń Dobrzańska-Frasyniuk powiedziała: - Widziałam policjantów, którzy wynosili wielu uczestników i to oni naruszali ich cielesność. Sama trochę żartem mówiłam do syna, jak wróciłam z tej kontrmanifestacji, że mam siniaki na rękach. W tej chwili pluję sobie w brodę, trzeba było zrobić zdjęcia i pójść na policję. Uznaliśmy w tamtym momencie, że jest to bez znaczenia. To był błąd.
polsatnews.pl, Polsat News
Czytaj więcej
Komentarze