PO chce wyjaśnień ws. odpraw dla b. komendantów policji, których odwołano po sprawie Stachowiaka
- Ta sytuacja wygląda, jakby to były nagrody za milczenie i za przyzwolenie na tuszowanie sprawy tej okrutnej zbrodni, która ciągle bulwersuje i która ciągle - jestem przekonany - nie jest wyjaśniona - powiedział Grzegorz Schetyna. Lider PO zapowiedział, że zwróci się z zapytaniem do szefa MSWiA o dokładną informację ws. nagród, które komendanci: wojewódzcy i miejscy policji otrzymali za 2017 r.
"Gazeta Wyborcza" napisała w poniedziałek, że komendanci policji zdymisjonowani po śmierci Igora Stachowiaka, uciekli przed odpowiedzialnością dyscyplinarną na emerytury i dostali bardzo wysokie odprawy - w wysokości sześciomiesięcznych uposażeń, czyli od 45 tys. (komendant miejski) do 60 tys. (komendant wojewódzki).
Schetyna w poniedziałek na konferencji prasowej nazwał sprawę odpraw "bulwersującą". Według niego, komendanci dolnośląskiej policji byli "zaangażowani w tworzenie zmowy milczenia wokół śmierci Igora Stachowiaka".
Mówi o "politycznej korupcji"
- Nie można pozwolić na taki proceder, który jest nie dość, że związany z tragicznymi i niewyjaśnionymi do końca sytuacjami, tragediami, to jeszcze pokazuje coś, co można nazwać wprost zmową milczenia, zgodą na milczenie i polityczną korupcją - mówił lider PO.
Schetyna ocenił, że sprawa odpraw dla byłych komendantów policji pokazuje "fałsz polityki PiS". - Tajemnicą sejmowych korytarzy jest to, że wiceminister (spraw wewnętrznych i administracji) Jarosław Zieliński prowadzi politykę kadrową w policji, on gra tu pierwsze skrzypce. A zatem to wiceminister Zieliński powinien wziąć odpowiedzialność za tych, którzy w sposób haniebny odeszli ze służby - mówił lider Platformy.
Podkreślił, że ta sprawa jest "wstydem" polskiej policji i buduje o niej fatalną opinię. - Dziś nie dba się o morale w polskiej policji (...) należy stworzyć przejrzyste zasady funkcjonowania policji - przekonywał szef PO. Podkreślił przy tym, że wiceminister Zieliński powinien zostać zdymisjonowany.
Zakuty w kajdanki, rażony paralizatorem
Igor Stachowiak w maju 2016 r. został zatrzymany na wrocławskim rynku. Według funkcjonariuszy, był agresywny i dlatego musieli użyć paralizatora. Po przewiezieniu na komisariat stracił przytomność i pomimo reanimacji zmarł. Według pierwszej opinii lekarza, przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa.
Sprawa wróciła po wyemitowaniu w maju br. reportażu w TVN24, gdzie m.in. pokazano zapis z kamery paralizatora. Później "Fakty" TVN podały, że policja miała dostęp do nagrań ws. śmierci Stachowiaka, choć deklarowała coś innego.
W związku z tymi wydarzeniami ówczesny szef MSWiA odwołał komendanta dolnośląskiej policji, jego zastępcę ds. prewencji oraz komendanta miejskiego we Wrocławiu. Wszyscy funkcjonariusze: zatrzymujący Stachowiaka i używający wobec niego tasera, są już poza policją.
PAP
Czytaj więcej