MSZ potwierdziło zakończenie akcji ratowniczej na Nanga Parbat
Wobec sygnałów o kontynuacji akcji ratowniczej na #NangaParbat informujemy, że zgodnie z rekomendacją #PZA, w związku z brakiem podstaw dla dalszej akcji oraz ryzykiem dla ew. ratowników, działania #MSZ w tym zakresie zostały zakończone - napisało Ministerstwo Spraw Zagranicznych w piątek na Twitterze.
Wobec sygnałów o kontynuacji akcji ratowniczej na #NangaParbat informujemy, że zgodnie z rekomendacją #PZA, w związku z brakiem podstaw dla dalszej akcji oraz ryzykiem dla ew. ratowników, działania #MSZ w tym zakresie zostały zakończone.
— Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP 🇵🇱 (@MSZ_RP) 2 lutego 2018
Wcześniej w piątek na facebookowym profilu Polski Himalaizm Zimowy 2016-2020 im. Artura Hajzera pojawiła się opinia dr Roberta Szymczaka, który odnosi się do wątpliwości dotyczących decyzji o niekontynuowaniu przez polskich himalaistów akcji ratunkowej na Nanga Parbat po uratowaniu przez nich w sobotę francuskiej himalaistki Elizabeth Revol. Szymczak to lekarz przygotowujący zabezpieczenie medyczne wyprawy na K2, a także lekarz konsultujący wyprawę zimową na K2.
Denis Urubko i Adam Bielecki dotarli do Revol w sobotę o godz. 23.30, a dwie godziny później zapadła decyzja, że nie ruszą wyżej po Mackiewicza, który wcześniej z Francuzką - jak się okazało - zdobył szczyt, ale z powodu kłopotów ze zdrowiem nie był w stanie schodzić w dół. W komunikacie przypomniano, że podjęli ją wspólnie Szymczak, kierownik program Polski Himalaizm Zimowy Janusz Majer oraz członkowie zespołu ratunkowego na miejscu, czyli ratownik medyczny wyprawy na K2 Jarosław Botor, Piotr Tomala i Adam Bielecki.
Pierwotny plan się nie powiódł
Jako powody zaprzestania dalszej akcji ratunkowej Szymczak wymienia m.in. brak możliwości zrealizowania pierwotnego planu, który dawał szansę na ratunek obu himalaistów, a zakładał możliwość wylądowania śmigłowca w okolicach obozu III na Nanga Parbat na wysokość około 6500 m, by w ten sposób bezpośrednio ewakuować Revol, a następnie przetransportowanie czwórki himalaistów ekipy ratunkowej wraz z butlami tlenowymi na tę samą wysokość.
Kolejnym etapem akcji miało być dotarcie czwórki himalaistów do Tomasza Mackiewicza, który pozostał w szczelinie na wysokości ok. 7280 m, przy użyciu wspomagania tlenowego (1-2 dni akcji górskiej), udzieleniu mu pomocy oraz zniesienie poszkodowanego na wysokość około 6500 m (kolejne 2 dni akcji górskiej) w celu dalszej ewakuacji śmigłowcem.
Lekarz wskazuje, że realizacja takiego planu od samego początku stała pod bardzo dużym znakiem zapytania, ponieważ sukces zależał od wielu czynników. Zasadniczym była możliwość wylądowania śmigłowca w okolicy obozu III, na co w zastanych warunkach pogodowych pilot się nie zgodził.
Poza tym podkreślił, że szybkie i możliwie bezpieczne dotarcie przez zespół ratunkowy z wysokości 6500 m na 7280 w tym terenie i sezonie wymagałoby asekuracji oraz stosowania lin poręczowych wcześniej założonych, jednak ich odnalezienie przy panujących obecnie warunkach było wątpliwe.
Zagrożenie życia dla ekipy ratunkowej
Według Szymczaka trudne byłoby również znoszenie Mackiewicza z wysokości 7280 na 6500 m bez stwarzania zagrożenia dla życia i zdrowia himalaistów ekipy ratunkowej.
"Warto zauważyć, że członkowie ekipy ratunkowej to przede wszystkim himalaiści, a nie wykwalifikowani ratownicy górscy. Znoszenie/zwożenie na noszach osoby poszkodowanej w warunkach zimowych na ekstremalnych wysokościach to zadanie, któremu mogliby nie podołać z racji swoich kwalifikacji" - wspomniał.
Przypomniał też, że prognozy wskazywały na zbliżające się załamanie pogody oraz zwrócił uwagę, że podejmując decyzję o przerwaniu akcji wzięto pod uwagę realne szanse na przeżycie Mackiewicza do momentu dotarcia do niego ekipy ratunkowej. "Według relacji Elisabeth Revol, Tomasz Mackiewicz w momencie rozłączenia się himalaistów 26 stycznia o godzinie około 13.30 miał już zaburzenia świadomości" - nadmienił Szymczak.
Jak uważa, przed niespełna tygodniem na Nanga Parbat nie było możliwości realizacji jakiegokolwiek alternatywnego planu, który dawałby szansę na ratunek dwójki himalaistów. Zaznaczył, że nawet gdyby ekipa przeczekała noc w obozie I na wysokości ok. 5000 m, by następnego dnia ruszyć wyżej, to po pierwsze nie byłoby to racjonalne ze względu na złe prognozy pogody, a po drugie minimalizowałoby szanse na przeżycie Revol.
Z kolei czekanie w obozie II (około 6000 m) na to, by śmigłowiec następnego dnia zabrał Revol, zmniejszałoby szanse na jej bezpieczne sprowadzanie następnego dnia w sytuacji, gdyby jednak śmigłowiec nie mógł przylecieć. Poza tym - zdaniem lekarza - planowanie, że wyczerpani himalaiści razem z drugą dwójką potencjalnie przetransportowaną śmigłowcem będą w stanie kontynuować akcję ratunkową z wysokości 6000 m przy prognozowanych warunkach pogodowych "nie miało racjonalnych przesłanek na szansę realizacji".
Szymczak zauważył, że wiele czynników - już po dotarciu Urubki i Bieleckiego do Revol - wskazywało, że jest szansa na uratowanie tylko jej, co i tak "nadal było zadaniem bardzo trudnym i niebezpiecznym", a "kontynuowanie akcji po Tomasza Mackiewicza byłoby błędem". Uzasadniając takie stanowisko zwrócił uwagę, że wymagałoby to od Elisabeth Revol samodzielnego zejścia z góry, narażałoby ekipę ratunkową na bezpośrednie zagrożenie życia podczas akcji w załamaniu pogody, a z medycznego punktu widzenia dawałoby i tak znikome szanse na dotarcie do żywego Mackiewicza.
"Podjęta decyzja była trudna i charakterystyczna dla działań w sytuacjach kryzysowych, wypadkach masowych czy katastrofach, gdzie liczba poszkodowanych przerasta możliwości służb ratowniczych. W takich sytuacjach wysiłki koncentrowane są na udzielaniu pomocy osobom, które są do uratowania, rezygnuje się natomiast z działań ratunkowych wobec poszkodowanych, którzy w danej sytuacji nie rokują przeżycia" - napisał Szymczak.
Nie rokował przeżycia
"Wtedy, 27.01.2018 tylko Elisabeth Revol była do uratowania, Tomasz Mackiewicz niestety nie rokował przeżycia" - dodał.
Uważa on, że organizowanie obecnie ponownej akcji ratunkowej nie ma racji bytu i "byłoby niepotrzebnym i nieuzasadnionym narażaniem członków ekipy ratunkowej na zagrożenia zdrowia i życia związane z pobytem na wysokościach ekstremalnych w sezonie zimowym". W piątek mija bowiem tydzień od momentu, kiedy Mackiewicz ostatni raz widziany był przez Revol, przebywał wtedy na wysokości 7280 m, w szczelinie lodowca, miał zaburzenia świadomości i nie był w stanie samodzielnie schodzić.
"Z medycznego punktu widzenia nie jest prawdopodobne, by jeszcze żył. Prawdopodobnie zmarł w wyniku deterioracji wysokościowej - wycieńczenia wysokością na co składają się przede wszystkim niedotlenienie wysokościowe, wychłodzenie organizmu oraz odwodnienie" - tłumaczył lekarz.
Wskazał też, że prowadzenie akcji poszukiwawczej przy wykorzystaniu zasobów ludzkich na górze również nie jest w tym momencie uzasadnione.
Uratowana przez Polaków Revol, która cierpiała na odmrożenia palców nóg i rąk, wróciła już do Francji i przebywa w klinice w Sallanches. Z kolei trzech uczestników akcji ratunkowej na Nanga Parbat - Bielecki, Urubko i Tomala - w piątek rano powróciło do bazy pod K2. Wcześniej lot śmigłowca był niemożliwy wobec niesprzyjających warunków pogodowych. Botor z ważnych powodów osobistych musiał wracać do Polski.
PAP
Czytaj więcej