"Administracja ma to do siebie, że niszczy proces myślowy". B. minister cyfryzacji dla polsatnews.pl
- Człowiek powinien co jakiś czas zmienić miejsce pracy, a zwłaszcza powinien być regularnie wyrzucany z administracji, bo ona, niestety, niszczy proces myślowy - mówi b. minister cyfryzacji Anna Streżyńska. W rozmowie z polsatnews.pl opowiada o "castingu" na ministra u Jarosława Kaczyńskiego, o straconych miesiącach poprzedzających rekonstrukcję rządu i o swojej wizji "cyfrowej Polski".
Streżyńska zauważyła, że pracując w administracji publicznej "człowiek bardzo szybko nabiera przekonania, że wie najlepiej i wie, co ludzi uszczęśliwi, przestaje pytać ludzi o zdanie".
- Przestaje się uczyć, zaczyna mieć taką władczą manierę. W moim życiu się akurat tak układa, że regularnie ta zmiana następuje i to jest bardzo zdrowe, bo wtedy mogę zaobserwować też na rynku, jak moje działania zaowocowały. Czy przyniosły więcej pożytku, czy szkody - wyjaśniła była minister.
"Szłam do Kaczyńskiego z postanowieniem, że powiem: »nie«"
Anna Streżyńska przyznała, że "zastanawiała się dość krótko” nad możliwością objęcia teki ministra cyfryzacji, ale "zawsze była to opinia negatywna".
- Wiedziałam, że taki plan jest, że dostanę taką propozycję, i nawet w dniu, kiedy szłam do pana prezesa Kaczyńskiego, to miałam zaciśnięte zęby, zaciśnięte ręce i mocne postanowienie, że powiem: "nie" - stwierdziła.
Jak dodała, była negatywnie nastawiona do działania w rządzie, bo "nie chciała znowu przeżywać tego typu stresu".
- Stres jest wszędzie, w każdej pracy, a tu jest stres specyficzny, związany z bardzo specyficznym stosunkiem ludzi między sobą. Tylko, że rozmowa (z prezesem Kaczyńskim – red.) tak się potoczyła, że to było bardzo serdeczne zaproszenie, docenienie tego, co wcześniej robiłam i prośba o to, żebym się włączyła. Można powiedzieć, że zanim dobrze pomyślałam, to już usłyszałam, jak mówię: "oczywiście, tak" – powiedziała Streżyńska.
Kadencja przerwana w połowie
Zapytana, czy nie żałuje tej decyzji, odpowiedziała: "kompletnie nie".
- Można powiedzieć, że to tak krótkoterminowo się źle skończyło, ta kadencja została mi przerwana w połowie, w momencie, gdy 50 strategicznych dużych projektów się rozpędziło i wreszcie mieliśmy takie fundamentalne narzędzia, żeby je prowadzić - przede wszystkim kadrę, dostaliśmy wreszcie finansowanie - powiedziała.
Dodała, że "bardzo powoli zaczęliśmy się przebijać z projektami ustawodawczymi. To nie był dobry moment, żeby to porzucić".
"Teraz będzie duża zapaść w tym sektorze"
- Myślę, że teraz będzie duża zapaść w tym sektorze, zanim ponownie cyfryzacja ruszy, wiele lat straconych - podkreśliła.
Jak powiedziała b. minister, praca w rządzie, to "praca z innymi resortami, współpraca, ale też piecza nad powierzonym odcinkiem".
- Na tym odcinku zawsze oczekujemy, że mamy troszeczkę wyższą pozycję niż inne resorty, bo cyfryzacja jest horyzontalna, bo dotyczy wszystkich dziedzin życia, w związku z tym powinniśmy móc skoordynować działania wszystkich resortów, żeby wydać jak najmniej pieniędzy i jak najszybciej osiągnąć zamierzone cele - powiedziała.
"Wizja moja i moich kolegów zaczęła się rozjeżdżać"
- Takiej pozycji ministra cyfryzacji wobec innych resortów zdecydowanie było brak i to tylko potwierdziło moją tezę, którą postawiłam przed wyborami i również na tym moim castingu u prezesa Kaczyńskiego i premier Szydło. Powiedziałam, że to nie powinien być resort polityczny. To powinien być organ wykonawczy, podpięty bezpośrednio pod premiera, wyposażony właśnie w to władztwo decyzyjne, jeżeli chodzi o stricte techniczny proces cyfryzacyjny, ale również udzielenie odpowiedzi na takie cywilizacyjne i propaństwowe pytania: czy chcemy mieć państwo służebne wobec obywatela, czy państwo, które jest restrykcyjne, które wykonuje wobec niego swoją władzę, które od niego wymaga, żąda, kontroluje go - powiedziała Streżyńska.
Według niej, "to determinuje, jakie narzędzia cyfrowe będą używane i w jaki sposób te systemy będą budowane".
- Ile informacji będzie w rękach państwa, a ile informacji, danych użytecznych społecznie, użytecznych biznesowo, państwo, które niczego nie ma własnego, wszystko ma z naszych pieniędzy, odda obywatelowi i powie: rób z tego dobry użytek. Takiej fundamentalnej rozmowy zabrakło przez te dwa lata i myślę, że również dlatego, iż powoli ta wizja moja i moich kolegów się zaczęła rozjeżdżać, to pewnie również i dlatego doszło do tego końca 9 stycznia - przyznała.
"Państwo musi być służebne wobec obywatela"
Była minister podkreśliła, że państwo "musi być służebne", na pierwszym miejscu stawiać interes obywatela lub przedsiębiorcy.
- Musimy stworzyć mechanizmy sprawnego działania państwa, które zarazem dzieli się zasobami, tak, żeby wypracować maksymalny efekt ekonomiczny. Państwo z naszych pieniędzy zamawia, kupuje, buduje mnóstwo cennych dóbr, które bardzo często są później nieudostępniane obywatelom i przedsiębiorcom. A te mechanizmy, które przynosi cyfryzacja, pozwalają na szybkie upowszechnienie takich dóbr: potencjału intelektualnego, wiedzy, baz danych - uznała Streżyńska.
Jak dodała, "mamy gigantyczne opóźnienia i trzeba się skupić na tym, co jest tu i teraz".
"Pozbawiono nas pewności, jaka przyszłość nas czeka"
- Nie mogę nie zauważyć, że ministerstwo straciło rozpęd i nie jest to w żaden sposób wina tego ostatniego okresu, tylko też tego poprzedzającego moje odwołanie. Tych trzech miesięcy, podczas których nas systematycznie pozbawiano pewności, co do naszej przyszłości - powiedziała.
Streżyńska dodała, że o tym, iż ma stracić stanowisko, dowiedziała się z mediów. - Na początku to wyglądało wręcz fejkowo, więc tak to komentowałam i tak to traktowałam. Po jakimś czasie trudno to już było ignorować. To, że nie ma zaprzeczenia ze strony moich politycznych mocodawców, nie ma zaprzeczenia ani publicznego, ani w rozmowach ze mną. To dawało do myślenia i z trudem utrzymywałam spokój wewnętrzny w resorcie - podkreśliła.
Według niej, "to jest oczywiste", że ludzie pracujący w ministerstwie, którego szef może być odwołany w każdej chwili, "zaczynają się bać o swój los, ale też zastanawiają się, czy warto podejmować pewne procesy".
"Coraz mniej osób chciało z nami rozmawiać"
- Po krótkim czasie dostali jednak precyzyjną odpowiedź od innych graczy, którzy w tym procesie brali udział, bo i resorty i biznes powiedzieli: nie wiemy, co będzie się z wami działo, to może wstrzymajmy się z pewnymi decyzjami. Procesy już wtedy bardzo spowolniły, już coraz mniej osób chciało z nami rozmawiać, bo mówili, że nie wiedzą, czy te ustalenia, które poczynimy, będą w ogóle za tydzień czy dwa aktualne. Z tygodnia na tydzień ta utrata pewności się pogłębiała, bo nie było wiadomo, jaki scenariusz będzie realizowany - czy będzie likwidacja, czy będzie zmiana personalna, czy kontynuacja tych projektów. Ustawy były też zatrzymane w Radzie Ministrów. Potencjał ministerstwa został też uszczuplony, bo ludzie zaczęli odchodzić z pracy - zauważyła Streżyńska.
Była minister wyraziła nadzieję, że ta "destrukcja" resortu zostanie zahamowana.
- Że przyjdzie nowy gospodarz, zaproponuje bardzo nowoczesny plan i po tym małym zawirowaniu wszyscy, łącznie z rynkiem, który teraz reprezentuję, wszyscy odetchniemy z ulgą i zabierzemy się do normalnej pracy - powiedziała.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze