Bielecki o wejściach na ośmiotysięczniki: zdolność racjonalnego myślenia jest ograniczona, człowiek nie może sobie ufać
- Nie ma czegoś takiego jak bezpieczne wejście na ośmiotysięcznik - powiedział w programie "Tło" himalaista Adam Bielecki, uczestnik brawurowo przeprowadzonej akcji ratunkowej na Nanga Parbat. Dodał, że "w górach wysokich zdolność racjonalnego myślenia jest ograniczona przez niedotlenienie organizmu i człowiek nie może ufać sam sobie." Są jednak sposoby na sprawdzenie "kondycji" mózgu.
Rozmowę z Bieleckim, jednym z czołowych obecnie polskich himalaistów, przeprowadzono jeszcze przed zimową wyprawą na K2, która jest jednym z największych wyzwań wspinaczkowych w historii. Do tej pory szczyt zdobywano bowiem tylko latem.
Wyprawa została kilka dni temu przerwana ze względu na akcję ratunkową na Nanga Parbat, gdzie wspinali się Tomasz Mackiewicz i Elisabeth Revol.
Himalaiści z K2 dotarli na Nanga Parbat dwoma helikopterami. Dwóch zostało w obozie pierwszym, a Adam Bielecki i Denis Urubko, mimo zapadających ciemności, rozpoczęli wspinaczkę i w środku nocy odnaleźli Revol. Na wspinaczkę po Mackiewicza, który pozostał wyżej od Revol, nie pozwoliła pogarszająca się pogoda.
Środowisko himalaistów jest pod wrażeniem tempa i warunków, w jakich Urubko i Bielecki podjęli się wejścia i zejścia z Nanga Parbat.
Człowiek nie jest w stanie odliczyć od stu do zera
W rozmowie z Bartoszem Kurkiem Bielecki mówił, że podczas ekstremalnej wspinaczki, ze względu na niedotlenienie organizmu, człowiek nie może ufać sam sobie i "w pewnym momencie musi odnieść się do czynników zewnętrznych, takich jak np. czas, czy zdolność rozwiązania prostych wzorów matematycznych".
- Jednym z takich podstawowych jest odliczanie od 100 w tył. Słyszałem dorosłego faceta, który patrząc mi prosto w oczy odliczał: 100... 98... 87... 72. I jeszcze się dziwił, że ja tego nie przyjmuję i nie wiedział, o co mi chodzi - powiedział Bielecki w rozmowie z autorem programu, Bartoszem Kurkiem.
Dodał, że najbardziej niebezpiecznym momentem takich wypraw jest powrót do bazy.
- Jeśli chodzi o schodzenie, to jest ono niebezpieczne nie tylko w górach wysokich. 80 procent wszystkich wypadków w górach zdarza się podczas zejścia - wyjaśnił.
"Trenuję pięć razy w tygodniu"
Choć wspinanie trudną ścianą wywołuje u niego przypływ poszukiwanej adrenaliny, to zdradził, że obecnie traktuje to jako pracę. - Jestem zawodowym sportowcem. Trenuję pięć razy w tygodniu. Trzy raz w tygodniu chodzę na "ściankę", dwa razy biegam i raz w tygodniu siłownia - powiedział.
35-latek znalazł się w ogniu krytyki, kiedy podczas historycznego, pierwszego zimowego wejścia na ośmiotysięcznik Broad Peak zginęło jego dwóch towarzyszy wyprawy.
Do dramatu doszło na początku marca 2013 roku. Na szczycie Broad Peak Bielecki stanął wraz z Arturem Małkiem, Maciejem Berbeką i Tomaszem Kowalskim. Zginęli dwaj ostatni.
Bieleckiemu zarzucono, że wraz z Małkiem zeszli z góry w szybszym tempie, nie oglądając się na słabnących kolegów. Inni twierdzili, że powrót po nich był zbyt ryzykowny ze względu na pogarszające się warunki pogodowe.
- Trudno mówić o osiągnieciu, kiedy dwójka twoich kolegów traci życie. Ono w tym momencie usuwa się w cień i traci sens. Czas zrobił jednak swoje i cały szereg osób, które mnie krytykowały, dzisiaj mają trochę inne zdanie na ten temat - stwierdził w "Tle" Bielecki.
polsatnews.pl
Czytaj więcej