"Były na mnie naciski, żeby wydać nieruchomość". Burmistrz Pragi-Północ przed komisją weryfikacyjną ws. Łochowskiej 38
- Były na mnie naciski ze strony domniemanych właścicieli, aby wydać nieruchomość przy Łochowskiej 38. Przekonywano nas, że wszystko jest legalne - zeznał we wtorek burmistrz Pragi-Północ Wojciech Zabłocki (PiS) podczas rozprawy komisji weryfikacyjnej.
Komisja weryfikacyjna bada we wtorek reprywatyzację kamienicy przy ul. Łochowskiej 38 na warszawskiej Pradze-Północ. Po budynek zgłosił się kurator reprezentujący blisko 130-letnią osobę, stołeczny BGN wydał decyzję o zwrocie w 2011 r., jednak nie doszło do jej wydania po interwencji burmistrza Pragi-Północ Wojciecha Zabłockiego (PiS).
To właśnie on jaki pierwszy składał zeznania przed komisją. Zabłocki powiedział, że na Pradze Północ "problem dzikiej reprywatyzacji też wystąpił i to w dużej skali". - Wielu mieszkańców jest zagrożonych w wyniku odzyskania budynków w sposób nieuczciwy - dodał.
Zabłocki przypomniał, że decyzja reprywatyzacyjna ws. Łochowskiej 38 została wydana w 2011 r., jeszcze przed jego kadencją. Przez kuratora została wyznaczona spółka, która miała fizycznie odebrać nieruchomość, zgłosiła się do urzędu dzielnicy w lipcu 2016 r. - mówił.
Podkreślił, że mieszkańcy Łochowskiej podkreślali, że Józef Pawlak jest nieznany z miejsca pobytu od czasów przedwojennych; wskazywali, że Pawlak był osobą samotną i nie mieszkał z żadną rodziną, więc nie powinien mieć żadnych potomków.
"Dokumenty ws. Łochowskiej cały czas były w urzędzie miasta"
Zabłocki powiedział, że gdy zapoznał się z aktami sprawy, zobaczył, że Pawlak już w latach 30. XX w. dokonywał czynności prawnych na nieruchomości, co oznacza, że musiał być już wtedy pełnoletni.
- Szybko policzyłem, że musiałby mieć w czasach obecnych grubo ponad 100 lat. Okazało się to prawdą, w aktach urzędu stanu cywilnego urzędu m.st. Warszawy były i jego karta meldunkowa z lat 40. ub. wieku i jego akt zgonu, który też udało nam się uzyskać bez większych trudności - powiedział Zabłocki.
Jak dodał, akt wskazywał, że Pawlak urodził się w 1883 r., a zmarł w 1949 r. - Te dokumenty cały czas były w urzędzie miasta, pozyskanie ich nie stanowiło większych trudności - podkreślił Zabłocki.
"Mieliśmy do czynienia z zorganizowanym układem"
Pytany przez przewodniczącego komisji Patryka Jakiego, dlaczego nikt w urzędzie miasta nie sprawdził dokumentów ws. Łochowskiej wskazał, że "są dwie możliwości". - Pierwsza, czyli jakieś głębokie zaniedbanie i niedopełnienie obowiązków (...) albo mieliśmy do czynienia z jakimś niestety, ale zorganizowanym układem, które takie sprawy chronił, krył - dodał Zabłocki.
Jak podkreślił, pytał się miasta, co ma zrobić ws. Łochowskiej, która ma być przekazana z mieszkańcami, ale przez półtora miesiąca nie otrzymał odpowiedzi i dlatego została zwołana sesja nadzwyczajna rady dzielnicy. Dodał, ze zostało także złożone zawiadomienie do prokuratury.
Burmistrz Pragi Północ powiedział, że przy Łochowskiej 38 jest 11 zamieszkałych lokali, a budynek może być wart ok. 6-7 mln zł.
Na rozprawie komisji nie stawił się kurator, który wystąpił o zwrot nieruchomości - Zbigniew Lichocki. Wnosił w piśmie do komisji o przesunięcie terminu przesłuchania z uwagi na zaplanowany wcześniej urlop. Jego wniosek został odrzucony.
"Były na mnie naciski"
Wojciech Zabłocki zeznał, że 14 października 2016 roku w urzędzie dzielnicy Praga-Północ odbyło się spotkanie dot. Łochowskiej 38 z osobami, które starały się o zwrot nieruchomości. Wśród nich był m.in. kurator dla zmarłego Józefa Pawlaka - Zbigniew Lichocki. - Domagano się od nas, żebyśmy pilnie wydali fizycznie budynek, aby sprawy nie wstrzymywać. Przekonywano nas, że w tej sprawie wszystko jest legalne, wszystko jest w porządku - mówił Zabłocki.
Jak dodał, podczas spotkania, "przekonywano nas, że pan Józef Pawlak z pewnością żyje i tutaj nie ma podstaw, żeby w to wątpić". - Przekonywano nas, że jest kontakt z jego rzekomym synem - Romanem Pawlakiem - podkreślił Zabłocki. Jak zaznaczył, Roman Pawlak pojawia się w dokumentach z marca 1955 roku, które odmawiały Józefowi Pawlakowi prawa własności czasowej do gruntu położonego przy ul. Łochowskiej 38. Jak zeznał Zabłocki w dokumentach nie wskazano kim Roman Pawlak był dla Józefa Pawlaka.
Rozważano skierowanie sprawy do sądu przeciw Zabłockiemu
Burmistrz dodał, że usłyszał podczas spotkania, że swoim zawiadomieniem do prokuratury wpłynął negatywnie na międzynarodowy wizerunek i interesy jednego ze spadkobierców, którzy byli zainteresowani kamienicą przy Łochowskiej 38 i miał wobec niej plany. - Usłyszałem, że rozważane jest skierowanie przeciwko mnie sprawy do sądu jako, że miałem obrazić, pomówić tych ludzi, że w tej sprawie mogło być coś nielegalnego - zeznał Zabłocki.
Zabłocki powiedział, że spotkanie nie należało do przyjemnych. - Kiedy podejmuje działanie w obronie majątku miasta, a słyszę, że mogę za to być pozwany z pozwu cywilnego, to wiadomo, że to jest jakaś forma nacisku na decyzję urzędnika - stwierdził.
Według burmistrza stwierdzono, że pozwu wobec niego nie będzie, jeśli nie wstrzyma wydania nieruchomości i "wszyscy będą zadowoleni".
"Namawiano mnie, żeby sprawę załatwić polubownie"
Burmistrz podkreślił, że podczas spotkania domniemani właściciele nieruchomości zachowywali się roszczeniowo i twierdzono, że jego obowiązkiem jest wydać budynek.
- Wielokrotnie namawiano mnie, żeby sprawę załatwić polubownie, aby najpierw przekazać budynek, a potem się zastanowić co dalej ze sprawą, że jeżeli ewentualnie będą jakieś nieprawidłowości, to może to sąd potem wyjaśni, albo prokuratura - zeznał Zabłocki.
Jak dodał, "wiadomo, że jakby raz nieruchomość wydali, szczególnie z mieszkańcami, to potem próba odkręcenia tego lub próba dochodzenia roszczeń, środków zwrotu, byłaby bardzo, bardzo trudna, więc tego nie mogliśmy dopuścić".
- Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeżeli nie miałbym racji, to wstrzymanie wydania nieruchomości to jest wstrzymanie możliwości prowadzenia interesu i to na dużych kwotach. Zdawałem sobie sprawę, że jeżeli tu nie miałbym racji i okazałoby się, że cudownie pan Józef Pawlak ma te stokilkadziesiąt lat i bezpodstawnie to wstrzymuję, to byłbym pociągnięty do odpowiedzialności, spotkałbym się w sądzie - podkreślił Zabłocki.
"Jakub R. zniechęcał burmistrzów do weryfikacji rzekomych nieprawidłowości"
Członek komisji Łukasz Kondratko chciał się dowiedzieć od Zabłockiego, dlaczego zaczął interesować się losem Józefa Pawlaka. Wojciech Zabłocki odpowiedział, że "uważał, że jest to kwestia zdrowego rozsądku, logiki", ponieważ - jak mówił - według wyliczeń urzędników, ta osoba miałaby ponad 100 lat. Jak dodał, sami mieszkańcy informowali urząd o tym, że sprawa wymaga weryfikacji.
- To nie była kompetencja mojego urzędu. Burmistrzowie albo dyrektorzy jednostek typu ZGN (Zakład Gospodarowania Nieruchomościami - red.) mieli tylko wydawać budynki już po decyzji miasta i nie ingerować w sprawy - mówił. Wówczas też podjął decyzję o poinformowaniu o sprawie prokuratury.
Wojciech Zabłocki zeznał, że po jego zawiadomieniu, w październiku 2016 roku prokuratura wszczęła śledztwo; wydano postanowienie uchylenia kuratora dla Józefa Pawlaka.
Dopytywany przez członków komisji, ile dni zajęło znalezienie aktu zgonu Józefa Pawlaka, Zabłocki odpowiedział, że "to była kwestia kilku dni", ale "nie było to bardzo skomplikowane". Dodał, że poinformował ratusz o uzyskaniu dokumentu, ale nie poznał reakcji prezydent stolicy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jak dodał, w grudniu 2016 roku wiceprezydent Witold Pahl wystąpił do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o cofnięciu kurateli Lichockiemu.
"Ws. Łochowskiej mogło dojść do głębokiej niekompetencji urzędników"
Członek komisji Sebastian Kaleta pytał, jak reagował BGN i ratusz, kiedy dzielnica informowała ws. rzekomych nieprawidłowości w procesie reprywatyzacji. - Z wystąpień moich poprzedników do BGN-u ws. rzekomych nieprawidłowości, gdzie się dopytywali, gdzie chcieli wsparcia ze strony miasta, to wtedy Jakub R. (ówczesny zastępca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami - red.) odpisywał w agresywnym tonie, żeby się tymi sprawami nie interesować - powiedział.
- W innym piśmie wicedyrektor Jakub R. - można powiedzieć - straszył burmistrzów tym, że jeżeli nie będą wydawali nieruchomości, to narażają miasto na wielomilionowe straty z tytułu ewentualnych odszkodowań - powiedział.
Dodał, że jego samego ta sytuacja nie dotyczyła.
Zabłocki na podstawie dokumentów ocenił, że ws. Łochowskiej mogło dojść do "głębokiej niekompetencji urzędników", albo że "mamy do czynienia z zorganizowaną grupą, która czerpała z tego korzyści".
PAP
Czytaj więcej