Urzędnicy wybudowali wodociąg na działkach pana Mirosława. Nie chcą wypłacić odszkodowania - "Państwo w Państwie"
Gdyńscy urzędnicy na działkach pana Mirosława czują się jak u siebie. Częściowo wybudowali drogę, położyli wodociąg, ale w końcu przegrali w sądzie, bo ich decyzje były nielegalne. I co? I nic. Nie chcą ani opuścić ziemi, ani wypłacić odszkodowania. - To zwykła kradzież! - nie kryje oburzenia mężczyzna.
Mirosław Bernatowicz jest mechanikiem samochodowym. Pracuje w Gdyni. Ponad dwadzieścia lat temu postanowił kupić działki przylegające do jego warsztatu, żeby rozwinąć działalność. Był rozsądny, bo przed transakcją sprawdził w urzędzie miasta, że na tych działkach, które chce kupić, będzie mógł prowadzić swój interes.
Jednak wkrótce zmienił się miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, czyli podstawowy dokument w gminie, który określa gdzie i co można budować. Okazało się, że urzędnicy na nowo kupionej ziemi pana Mirosława, zaplanowali… węzeł komunikacyjny! Przedsiębiorca był w szoku! Zresztą, o wszystkim dowiedział się trzy lata później, gdy przyszła do niego ekipa, która chciała położyć wodociąg na… jego ziemi!
"To zwykła kradzież!"
Pan Mirosław nie wyraził na nic zgody. Zaskarżył do sądu decyzję o położeniu rur jak i decyzję o tymczasowym zajęciu jego działki.
Jednak niezrażeni niczym robotnicy na zlecenie urzędników prowadzili prace budowlane. Rozkopywali działkę pana Mirosława. Wszystko wbrew przepisom. Sędziowie jeszcze nie zdążyli wydać wyroków, a już inwestycja została skończona. Położono nie tylko wodociąg, ale i utwardzono drogę.
- Dla mnie to jest zwykła bandyterka. Zwykła kradzież! - nie kryje oburzenia pan Mirosław.
W 2006 roku zapadły dwa wyroki Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego i w obu sąd przyznał rację mężczyźnie. Stwierdził, że decyzje o zajęciu działki i o wybudowaniu wodociągu, były nielegalne. Zdaniem sądu, czym prędzej robotnicy powinni opuścić działkę przedsiębiorcy, a nie kopać dalej. Urzędnicy nie odwołali się od niekorzystnych dla nich wyroków. Właściwie nic się nie zmieniło.
- Urzędnicy chyba czują się szczęśliwi. Miasto nie poniosło żadnych kosztów, a korzysta sobie z terenu za darmo - oburza się mężczyzna. - A ja tam nic nie mogę zbudować, bo przecież pod ziemią biegnie wodociąg - dodaje.
- Sprzedający ziemię panu Bernatowiczowi wiedzieli, że na tym terenie nic nie będzie można nowego zbudować. Plan z 2000 roku potwierdził to – mówi Andrzej Ryński, naczelnik wydziału gospodarki nieruchomościami i geodezji w Gdyni.
"Nie, bo nie"
Pan Mirosław rozpoczął walkę z miastem o pieniądze za swoje działki. Jednak przed sądem przedstawiciel miasta powiedział, że miasto nie podpisze z nim żadnej ugody. Gdy sąd zapytał, z jakiego powodu, to usłyszał: "bo nie i nie muszę się z tego tłumaczyć".
Zdaniem urzędników pan Mirosław żąda zbyt wysokiej kwoty. Na razie nie dostał żadnej.
Polsat News, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze