Kilkulatka rzucała królikami o podłogę przy aprobacie dorosłych. Sprawę bada policja
Nagranie z dziewczynką, która rzuca małe króliki na podłogę krąży w sieci od kilku dni, po tym jak upublicznił je koszaliński oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. TOnZ odebrało właścicielowi króliki i zapowiada skierowanie sprawy do sądu. Sprawą zajmuje się też policja.
Odebrane króliki w sobotę badał lekarz weterynarii w Koszalinie.
- Zaraz po nowym roku złożymy formalny wniosek do wójta gminy Tuchomie o odebranie królików, powołując się na przepisy ustawy o ochronie zwierząt. Nie wyobrażam sobie, by wójt nakazał je oddać tej rodzinie. Następnym krokiem będzie skierowanie sprawy na drogę sądową. Postępowanie wyjaśniające prowadzi też zawiadomiona przez nas bytowska policja - poinformowała inspektorka koszalińskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Bogumiła Tiece.
Dorośli nie zareagowali
To w gminie Tuchomie pod Miastkiem (Pomorskie) mieszka rodzina, w której domu nagrany został film. Widać na nim, jak kilkulatka podnosi małe króliczki i rzuca je na podłogę. Ktoś z dorosłych kładzie jej króliczka na głowę. Zabawa trwa przy pełnej aprobacie przyglądających się dorosłych.
- Z naszych informacji wynika, że to mama dziewczynki nagrała ten filmik i udostępniła go 28 grudnia swoim znajomym. Na szczęście jedna z tych osób okazała się empatyczna i uznała, że to nie była fajna zabawa, a znęcanie się nad zwierzętami. Od niej nagranie trafiło do nas, a my je upubliczniliśmy - poinformowała Tiece.
"Robię z nich zupki dla wnusi"
Trzy inspektorki koszalińskiego oddziału TOnZ zaangażowały się mocno w tę sprawę i ustaliły miejscowość, w której miała miejsce ta „zabawa”. - W ustaleniu już konkretnego adresu pomogła policja i to w jej asyście zjawiłyśmy się w piątek u tej rodziny, by zabrać od niej zwierzęta do naszych domów tymczasowych. Tych króliczków jest osiem, a ich właścicielem jest dziadek dziewczynki i to u niego w domu nagrany został filmik. Jak nam powiedział, te króliki hoduje na jedzenie. Robi z nich zupki dla wnusi - dodała Tiece.
Koszalińskie inspektorki pojechały też do domu rodziców dziewczynki, do sąsiedniej wsi. - Nikt z dorosłych w tej zabawie nie zobaczył niczego złego. Ci ludzie mówili nam, że to było zwykłe oswajanie dziecka ze zwierzętami - stwierdziła Tiece.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze