"Planuję sprzedać kajak, by podreperować finanse". Aleksander Doba kończy z ekstremalnymi wyprawami
Kajakarz i podróżnik Aleksander Doba, który trzykrotnie pokonał Atlantyk, tym razem święta spędzi w rodzinnym domu w Policach. W ostatnich latach nie była to norma. Kilka razy świętował w samotności na oceanie. Więcej mu się to nie zdarzy - zapewnił.
- Oczywiście, że bardzo czekam na święta i lubię je spędzać z rodziną. Choć parę razy się zdarzyło, że spędziłem je sam na oceanie, gdzieś daleko od domu i najbliższych. Nie było jednak wyjścia. Gdy planowałem podróż, musiałem wybierać takie okresy, by było jak najbezpieczniej. Nie mogłem powiedzieć sobie: "spędzę święta z rodziną, a potem dopiero popłynę". Tak się składa, że okres świąteczny jest tam najbezpieczniejszy. Zresztą pewnie nie tylko ja tak miałem. Nie wszyscy na świecie mogą spędzać święta w domu z rodziną – powiedział podróżnik w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej.
"Namiastka wspólnych świąt"
Doba przyznał, że w momencie, gdy święta spędzał na wodzie, "w kabinie naklejał sobie zdjęcie z choinką". - Miałem telefon satelitarny, przez który mogłem się połączyć z rodziną, porozmawiać. Była to taka namiastka wspólnych świąt, ale jedyna, na jaką mogłem sobie w tamtych dniach pozwolić – powiedział kajakarz.
Dodał, że starał się dbać, aby posiłek był wtedy odświętny. - . Tego dnia, oprócz tradycyjnego, codziennego posiłku, pozwalałem sobie na podwójną porcję czekolady. Miałem też wino i mogłem wznieść toast za rodzinę i wszystkich dobrych ludzi na świecie – powiedział Doba.
Podróżnik przyznał, że zdecydował się wystawić swój kajak na licytację. - Po zakończeniu ostatniej podróży we wrześniu zadeklarowałem, że już więcej na Atlantyk się nie wybiorę. Dlatego planuję sprzedać kajak, by podreperować moje finanse – przyznał Doba.
"Zawdzięczam mu życie"
- Kajak był zaprojektowany przeze mnie i stocznię, która specjalizuje się w budowie jachtów oceanicznych. Był robiony "na miarę". Ma siedem metrów długości, metr szerokości. Wyposażony jest w kabinę. Waży bez wyposażenia 350 kg. Podałem widełki, w których oferenci mogą się poruszać - cena wyjściowa to 0 zł, a górna milion - i tu nie podaję waluty – dodał.
Doba podkreślił, że żal będzie mu się rozstać z kajakiem. - Zawdzięczam mu życie, bo wytrzymał ekstremalne warunki. Dlatego chciałbym, aby był sprzedany komuś blisko Polic czy Szczecina. Żebym mógł go odwiedzić od czasu do czasu. Pogłaskać, przytulić, zrobić sobie z nim zdjęcie – powiedział.
Na zakończenie przyznał, że w żadną ekstremalną podróż się już nie wybierze. Z aktywnego trybu życia jednak nie zamierza zrezygnować. - Już 3 stycznia wybieram się na zimowy spływ na Brdzie – powiedział Doba.
PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze