Kamera mogła nagrać śmiertelny wypadek, ale pilnowała miejskiej bombki
Pani Ewa zginęła potrącona na pasach. Choć rodzina wskazuje, że przeszła ponad połowę przejścia dla pieszych nim uderzył w nią samochód, to prokuratura umorzyła sprawę twierdząc, iż nie wiadomo, czy kobieta nie wtargnęła na jezdnię. Miejsce wypadku objęte jest monitoringiem, ale kamera skierowana była w inną stronę. Pilnowała miejskiej bombki za 11 tys. zł.
Ewa Lewandowska z miejscowości Czarne koło Człuchowa w listopadzie skończyłaby 65 lat. 2 lutego po godz. 17 kobietę potrącił samochód. Kierowcą był Robert W., pracownik więzienia. Kilka godzin później pani Ewa zmarła w szpitalu.
- Miednica, nogi, spojenie łonowe, przemieszczenie organów, wszystko miała pęknięte. Tak naprawdę nie miała szans przeżyć - powiedziała Jolanta Świętochowska, córka pani Ewy.
- Sprawca jechał od strony Szczecinka, tak że mama musiała przejść większą połowę pasów zanim została uderzona - dodała druga córka Anna Jakubik.
Bez polisy
Kierowca samochodu w dniu wypadku jechał niezarejestrowanym i nieubezpieczonym samochodem. Jak twierdzi rodzina ofiary, polisę kupił 10 minut po wypadku. Ku zdziwieniu bliskich policja na miejscu zdarzenia nie przesłuchała kierowcy i nie zabezpieczyła nagrania z jednej z kamer.
- Było rzekomo widać, z której strony mama się kieruje. Szła normalnym, wolnym krokiem. Dwaj świadkowie, którzy byli na miejscu wypadku, nie zostali przesłuchani - powiedziała Jolanta Świętochowska.
Nagranie z monitoringu miejskiego mogło być kluczowe w sprawie śmierci pani Ewy.
- Burmistrz zrobił sobie prywatny monitoring, bo on oświetlił sobie bombkę, która stała na placu. Jak on to stwierdził: w celu chronienia mienia miejskiego - skomentowała Jolanta Świętochowska.
Sprawa umorzona
Reporterka Interwencji zapytała burmistrza, czy monitorowanie bombki było aż tak istotne.
- Nie. Uważam, że cenniejsze jest życie ludzkie niż 11 tys. zł, które można naprawić, które można gdzieś tam poprawić. Jeżeli miałbym świadomość, że ta kamera przyczyni się do wyjaśnienia tego tragicznego wypadku to bym przekierował ją na pasy, przejście dla pieszych, które się tam znajduje - przyznał Piotr Zabrocki, burmistrz miasta Czarne.
"Nie było śladów hamowania"
Prokuratura w Człuchowie sprawę wypadku pani Ewy umorzyła. Według niej, nie da się ustalić, z jaką prędkością kobieta szła po pasach. Córki pani Ewy złożyły zażalenie do sądu.
Reporterka: Nie da się ustalić, z jaką prędkością ona się poruszała i tylko na tej podstawie nie można uznać winy kierującego?
Jarosław Kurowski z Prokuratury Rejonowej w Człuchowie: Tak.
- Wydaje się panu, że starsza kobieta z reumatyzmem, z chorymi kolanami, byłaby w stanie biec po pasach?
- To jest możliwe. Ja tak muszę do tego podejść.
- Jaką ma pan pewność, że kierowca jechał tyle, ile podał (40-45 kilometrów na godzinę)?
- Nie mam takiej pewności. Nie było śladów hamowania na jezdni.
- Czyli nie udało się ustalić, z jaką prędkością faktycznie jechał, a czy było sprawdzone, czy on np. nie korzystał z telefonu w tym czasie?
- Nie ma jak tego zweryfikować.
- Jest. Wystarczyło zwrócić się do operatora o bilingi z tego dnia.
- No tak, przyznaję, że tego wariantu nie sprawdzaliśmy.
Z kierującym autem Robertem W. mimo kilku prób nie udało się redakcji skontaktować.
- Człowiek zabił kobietę na przejściu dla pieszych i po prostu nic. Nie odpowie za to - skomentowała Anna Jakubik, druga córka pani Ewy.
Interwencja
Czytaj więcej
Komentarze