"Nie wiedzieliśmy, czy dożyjemy jutra". Była lokatorka Noakowskiego 16 przed komisją weryfikacyjną
- Byliśmy po prostu jak we mgle, nic nie wiedzieliśmy, co z nami będzie, czy my dożyjemy do jutra, czy będziemy mieszkać, czy nas wyrzucą, pod który most - powiedziała we wtorek przed komisją weryfikacyjną b. lokatorka Noakowskiego 16 Anna Błażewicz.
Komisja we wtorek kontynuuje rozprawę dotyczącą nieruchomości przy Noakowskiego 16 - jako świadek ma zeznawać m.in. mąż prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz - Andrzej Waltz. Sprawę komisja zaczęła badać w poniedziałek - przesłuchała b. szefa BGN Marcina Bajkę oraz lokatorów kamienicy. Gronkiewicz-Waltz w poniedziałek nie stawiła się jako świadek - oświadczyła, że odmawia zeznań jako świadek, bo sprawa dotyczy jej męża.
Błażewicz - która była lokatorką Noakowskiego 16 do 2013 r. - swoje oświadczenie na początku zeznań rozpoczęła od odczytania pisma innej b. lokatorki kamienicy, która przy Noakowskiego 16 mieszkała do 2012 r.
"Po 20 minutach upadł i zmarł"
"Oświadczam też, że znane mi są przypadki trzech zgonów mieszkańców kamienicy, które mogą mieć związek przyczynowo-skutkowy z sytuacją, w jakiej znaleźli się lokatorzy po przejęciu kamienicy przez nowego właściciela, gdyż następowały krótko po kolejnych podwyżkach" - odczytała świadek.
"Chciałam tu zaznaczyć, że mój 26-letni syn (...) bardzo dużo mnie wspierał, bardzo dużo nam pomagał i 12 lutego 2011 r. wyszedł z domu, dał mi buziaczek i powiedział, że jedzie do Factory wymienić bluzeczkę, bo za krótkie były rękawy i mówi: zaraz wracam" - podkreśliła. Łamiącym się głosem dodała: "proszę sobie wyobrazić, że po wyjściu z domu, po 20 minutach, upadł i zmarł".
"Był tak wrażliwą osobą, mój syn nie mógł się pogodzić z tym, jak można oddać kamienicę z lokatorami pozostawiając lokatorów samym sobie". "Serce nie wytrzymało" - mówiła.
"Miasto nie poinformowało nas o niczym"
W odczytanym przez Błażewicz piśmie b. lokatorki napisano, że "problemy zaczęły się w październiku 2006 r." - wtedy stawka czynszu zmieniła się z 2,49 zł/m kw. na 11,69 zł/m kw. "W związku z tak szokową podwyżką lokatorzy założyli stowarzyszenie i podjęli działania w celu uzyskania informacji, co się stało, kto jest nowym właścicielem i na jakiej zasadzie nim został, gdyż miasto nie poinformowało nas o niczym" - zaznaczono w tym piśmie.
Jak dodała lokatorzy zaczęli być także "nękani bardzo rozległymi remontami, które zaczęły się zaraz po przejęciu kamienicy w październiku 2006 r." "Uciążliwym faktem było zabranie nam piwnic, co odcięło nas od możliwości składowania opału" - zaznaczyła.
"To sprawa polityczna; ja się w to nie mieszam"
- To lokatorzy Noakowskiego 16 w krótkim czasie odkryli, że dokument ze sprawy jest sfałszowany, a nie urzędnicy miasta - zeznała Błażewicz. - To ja przepraszam; za co ci ludzie pieniądze brali? - spytała komisję weryfikacyjną.
- Straciliśmy zaufanie do wszystkich urzędów - mówiła w swych zeznaniach Błażewicz. Dodała, że dostała początkowo od miasta informację o możliwości wykupu swego lokalu, ale zaraz potem wycofano się z tego, bo - jak tłumaczono - "są roszczenia do budynku".
Według świadka, prawnicy nie chcieli wziąć jej sprawy sądowej. - Często była taka odpowiedź: "To dotyczy rodziny Waltzów. Nie, nie. To sprawa polityczna; ja się w to nie mieszam" - powiedziała.
Błażewicz zeznała, że gdy chciała zameldować swą wnuczkę, urzędniczka odpowiedziała, że Fenix "nie życzy sobie meldowania". Pytałam, czy pismo Fenix jest ważniejsze od prawa konstytucyjnego, bo dziecko musi być zameldowane, aby mieć nr PESEL - dodała świadek. W końcu wnuczkę zameldowano. - A ja trzy dni dochodziłam do siebie - zaznaczyła Błażewicz.
"Wojna jej nie zniszczyła, a zniszczył ją samochód wynajęty przez Fenix"
Według niej, wskutek remontu prowadzonego przez spółkę Fenix pęknięcie na ścianie pojawiło się nad łóżeczkiem wnuczki. - Patrzyłam na to ze zgrozą - dodała.
Błażewicz mówiła też, że na podwórku od stu lat stała kapliczka z Matką Boską. - Wojna jej nie zniszczyła, a zniszczył ją samochód wynajęty przez Fenix - powiedziała. Najpierw figurkę postawiono na schodach, a potem ona ją zabrała do siebie. - I nikt nie spytał, gdzie ona się znajduje - dodała z goryczą.
W odczytanym przez nią piśmie innej lokatorki była m.in. mowa o katastrofie budowlanej w budynku, którą - według autorki - wywołała spółkę Fenix, by zmusić miasto do zapewnienia lokali zastępczych, które były poniżej standardów. Dodano w nim, że w jednej ze spraw o drastyczne podwyżki czynszu sędzia mówił: "Socjalizm się skończył; właściciel może zadać za najem tyle, ile chce".
Noakowskiego 16
Przed wojną właścicielami Noakowskiego 16 były osoby pochodzenia żydowskiego, które zginęły w czasie II wojny światowej. W 1945 r. Leon Kalinowski, wraz z Leszkiem Wiśniewskim i Janem Wierzbickim, zaczął posługiwać się w warszawskich urzędach antydatowanym na czas sprzed wojny pełnomocnictwem właścicieli do dysponowania przez niego ich nieruchomością; miał on sfałszować akt notarialny i wypisy z niego. Dzięki temu Kalinowski sprzedał kamienicę Romanowi Kępskiemu (wujowi Andrzeja Waltza) i Zygmuntowi Szczechowiczowi.
Potem okazało się, że wojnę przeżyła Maria Oppenheim, żona jednego z dawnych właścicieli, która wykazała oszustwo. Pod koniec lat 40. Kalinowski został skazany na więzienie. Sąd unieważnił też wtedy pełnomocnictwa, którymi się posługiwał.
Po wydaniu "dekretu Bieruta", Kępski i Szczechowicz wszczęli - jako pokrzywdzeni przez dekret - postępowanie o ustanowienie prawa własności czasowej gruntu pod kamienicą, czego odmówiono im w 1952 r. W 2001 r. Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło orzeczenie z 1952 r. W 2003 r. prezydent m.st. Warszawy ustanowił prawo użytkowania wieczystego nieruchomości na rzecz kilkunastu spadkobierców Kępskiego i Szczechowicza, w tym - Andrzeja Waltza i jego córki. W 2007 r. 91 proc. udziału kamienicy nabyła od nich Fenix Group. Według mediów, rodzina Gronkiewicz-Waltz miała na tym zarobić 5 mln zł
PAP
Czytaj więcej
Komentarze