Dyrektor szkoły miała przez 9 lat wynosić obiady ze stołówki. Szacunkowy koszt tych posiłków wynosi 60 tys. zł

Polska
Dyrektor szkoły miała przez 9 lat wynosić obiady ze stołówki. Szacunkowy koszt tych posiłków wynosi 60 tys. zł
Google Street View/Szkoła Podstawowa i Gimnazjum w Grzymałkowie

Dyrektor Szkoły Podstawowej i Gimnazjum w Grzymałkowie (woj. świętokrzyskie) o kradzież oskarża część pracowników, rodzice oraz wójt gminy Mniów Mariusz Adamczyk. Twierdzą, że kobieta przez dziewięć lat codziennie wynosiła około dziesięciu porcji posiłków, a na weekend kazała piec sobie ciasto. Kobieta nie przyznaje się do winy. Sprawę bada Prokuratura Rejonowa w Końskich.

Portal echodnia.eu informuje, że cała sprawa ma swój początek w czerwcu 2016 r. Wówczas do Urzędu Gminy wpłynęło anonimowe zgłoszenie o tym, że dyrektor placówki ma od dziewięciu lat wynosić jedzenie ze szkolnej stołówki. Sprawa trafiła do Świętokrzyskiego Kuratorium Oświaty. Dyrektor zaprzeczyła doniesieniom i wyjaśniła, że nie kradła posiłków, a jedynie kilka razy zdarzyło jej się zabrać resztki dla zwierząt.

 

Kolejni świadkowie

 

Po pewnym czasie do Urzędu Gminy zgłosiły się pracownice szkoły, które twierdziły, że i one były świadkami kradzieży jedzenia. Dyrektor miała pakować jedzenie do plastikowych pojemników i w torbach wynosić ze szkoły. Dodały również, że szkolna kucharka otrzymała polecenie, żeby co tydzień w piątek przygotowywać dla dyrektor ciasto na weekendy. Władze gminy ponownie zgłosiły sprawę kuratorium, domagając się zwolnienia dyrektor. Gdy prośba wójta Adamczyka nie odniosła oczekiwanych rezultatów, powiadomiono policję, a ta skierowała sprawę do prokuratury.

 

Jak mówi wójt, rodzice płacą za obiady dwa złote dziennie, co wystarcza jedynie na pokrycie kosztów zakupu produktów. Pozostałe, związane z gotowaniem, pokrywa gmina. Adamczyk wyjaśnia, że szacunkowy koszt wyniesionych posiłków wynosi 60 tys. złotych. Pracownicy szkoły mieli mu również powiedzieć, że dyrektor nie tylko wynosiła gotowe obiady, ale i produkty nieprzetworzone jak np. surowe udka.

 

"To oszczerstwa i pomówienia"

 

Dyrektor zaprzecza i twierdzi, że są to oszczerstwa i pomówienia. Kobieta tłumaczy, że gmina nie zagwarantowała szkole jakiegokolwiek sposobu na utylizację resztek, dlatego kilkukrotnie zabrała je dla zwierząt domowych. Jej zdaniem wójt chce, żeby zrezygnowała z pracy i w tym celu miał jej nawet podstępem podsunąć pismo, z którego wynikało, że zrzeka się stanowiska. Twierdzi również, że odkąd zaczęła się cała sprawa otrzymuje w pracy głuche telefony.

 

Świętokrzyski kurator oświaty Kazimierz Mądzik stwierdził, że zarzuty, jakkolwiek mające negatywny wydźwięk, nie mogą stanowić podstawy odwołania dyrektora szkoły bez wypowiedzenia w trakcie roku szkolnego. Dodał, że nie zapadło rozstrzygnięcie sądu karnego ani Komisji Dyscyplinarnej dla nauczycieli, zatem w jego opinii "nie zachodzą przesłanki do zastosowania trybu nadzwyczajnego odwołania ze stanowiska dyrektora szkoły".

 

Prokuratura w Końskich przesłuchuje świadków. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów.

 

echodnia.eu, polsatnews.pl

nro/luq/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie