"Chcemy leczyć w Polsce". Demonstracje poparcia dla protestu rezydentów w Poznaniu i we Wrocławiu
Ok. 300 osób - studentów medycyny, lekarzy i pracowników służby zdrowia manifestowało w środę w centrum Poznania swoje poparcie dla protestu prowadzonego przez Porozumienie Zawodów Medycznych. We Wrocławiu wsparcie dla rezydentów okazało ok. 200 uczestników marszu, który przeszedł przez miasto.
Protest głodowy lekarzy rezydentów trwa od 2 października. Poza Warszawą prowadzony jest także w szpitalach w Szczecinie, Lesznie, Łodzi, Gdańsku, Krakowie, Wrocławiu i Płocku. Protestujący domagają się wzrostu nakładów na ochronę zdrowia w szybszym tempie niż proponuje rząd. Chcą także powołania zespołu, który zająłby się analizą i renegocjacją przepisów ustawy regulującej minimalne wynagrodzenia pracowników ochrony zdrowia oraz podwyższenia wynagrodzeń do 1,05 średniej krajowej.
Na tysiąc mieszkańców - 2,2 lekarza
W środę na poznańskim placu Wolności zebrało się ok. 300 osób, którzy chcieli wyrazić swoje poparcie dla protestujących rezydentów. Byli wśród nich m.in. studenci medycyny, lekarze, pracownicy służby zdrowia. W trakcie trwania manifestacji, poznaniacy mogli także wykonać bezpłatnie badania profilaktyczne.
Jedna ze współorganizatorek zgromadzenia, studentka II roku medycyny Zuzanna Szklarska powiedziała, że "to jest ten czas, kiedy należy zacząć działać, bo jeśli ochrona zdrowia w Polsce będzie zmierzać w takim kierunku, w jakim zmierzała przez ostatnie kilkadziesiąt lat, to będzie naprawdę źle".
- Statystyki są zatrważające - obecnie na 1 tys. mieszkańców mamy 2,2 lekarza i 5,4 pielęgniarki i 0,65 fizjoterapeuty. Problemem jest dostępność specjalistów, wieczne kolejki. Wielki problem to także ogromna biurokracja, ponieważ to ona zabiera lekarzom najwięcej czasu. Jeżeli nakłady na ochronę zdrowia nie zostaną zwiększone, to te problemy będą się jeszcze bardziej pogłębiać - mówiła.
"Walczymy o wspólny cel"
Jak dodała, cieszy ją, że problemy służby zdrowia zaczynają docierać do zwykłych mieszkańców, którzy "rozumieją, że walczymy o wspólny cel, ponieważ prędzej czy później każdy z nas będzie pacjentem".
Szklarska zaznaczyła też, że obecny stan służby zdrowia w Polsce zaczyna już stopniowo zniechęcać młodych ludzi do podjęcia studiów medycznych. Jej zdaniem, jeśli ten trend się utrzyma, z dostępem do lekarzy w Polsce za kilka będzie jeszcze gorzej.
Student VI roku medycyny Marcin powiedział, że "protest, jak protest - zawsze można go cofnąć, ale pytanie brzmi: czy służba zdrowia jest na takim etapie, że ten protest można cofnąć. - Naszym zdaniem nie można, a trzeba raczej przyśpieszyć te zmiany, o których ministerstwo na razie tylko mówi - powiedział.
- Obecny rząd wprowadza wiele rzeczy, ustaw, które wydawały się jeszcze niedawno nierealne. Skoro więc Polska jest w tak dobrym stanie, jak mówią rządzący, to można szybciej znaleźć te pieniądze na służbę zdrowia, co przecież jest w interesie wszystkich obywateli - dodał.
"Jesteśmy medykami, a nie urzędnikami"
Rezydent chirurgii ogólnej Aleksander Mularski mówił w trakcie zgromadzenia, że "lekarze są po to, by pomagać pacjentom, ale jak można właściwie pomagać, skoro jeden zabieg w szpitalu kosztuje tylko co jedna lub dwie kanapki w fast foodzie?".
Protestujący przeszli także ulicami ścisłego centrum Wrocławia - od ulicy św. Katarzyny, przez Kazimierza Wielkiego do placu Solnego i Rynku. Niesiono plansze i transparent z napisami: "Jesteśmy medykami, a nie urzędnikami", "6,8 proc. PKB żeby kostucha bała się", czy "Chcemy leczyć w Polsce".
Kamila Ludwikowska, rzeczniczka wrocławskiego protestu w rozmowie podkreśliła, że wszystkie postulaty konsekwencją postulatu podstawowego - zwiększenia nakładów na służbę zdrowia do 6,8 proc. PKB. - Domagamy się też skrócenia kolejek do specjalistów oraz zmniejszenia biurokracji w służbie zdrowia - przypomniała Ludwikowska.
We Wrocławiu od soboty w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ulicy Borowskiej prowadzony jest protest głodowy lekarzy rezydentów oraz przedstawicieli innych zawodów medycznych. - Głoduje tam teraz siedem osób, ten protest będzie prowadzony do skutku. Mamy przy tym nadzieję, że akcje prowadzone w innych miastach, w tym dzisiejszy "dzień bez lekarza" w Małopolsce, wpłyną na rządzących i nie będziemy musieli zaostrzać protestu - powiedziała Ludwikowska.
"Dzień bez lekarza" w Małopolsce
W Małopolsce w środę, w "dniu bez lekarza" w ramach akcji protestacyjnej, ogłoszonej przez małopolskie OZZL, część lekarzy nie przyszła do pracy, biorąc urlopy "na żądanie". Tamtejszy oddział Narodowego Funduszu Zdrowia poinformował, że większość szpitali w województwie pracowała w normalnym trybie i przyjmuje pacjentów zgodnie z harmonogramem.
We wtorek Rada Ministrów przyjęła projekt ustawy stopniowo zwiększający wzrost nakładów na ochronę zdrowia. Projekt nowelizacji ustawy przewiduje, że w 2018 r. na ochronę zdrowia ma być przeznaczone 4,67 proc. PKB; a rok później 4,86 proc. Nakłady na ten cel będą wzrastać także w kolejnych latach: w 2020 r. - 5,03 proc, w 2021 r. - 5,22 proc., w 2022 r. 5,41 proc., w 2023 r. - 5,6 proc., a w 2024 - 5,8 proc. Docelowy poziom finansowania, czyli 6 proc. PKB, miałby zostać osiągnięty w 2025 r.
Przedstawiciele rezydentów podkreślali jednak, że nie godzą się na propozycję rządu. Ich zdaniem, „osiągnięcie 6 proc. PKB na ochronę zdrowia w 2025 r. jest propozycją poniżającą pacjenta".
PAP, fot. na stronie głównej: PAP/Jakub Kaczmarczyk
Czytaj więcej
Komentarze