Trzeci właściciel musi oddać mieszkanie. Bo pierwszy pił, gdy je sprzedawał
Mariusz Szydziak aktem notarialnym kupił i wyremontował za 90 tys. zł mieszkanie w starym folwarku w Dankowicach na Dolnym Śląsku. Mężczyzna musi jednak oddać zakupiony od Tomasza D. lokal pierwszemu właścicielowi, bo zdaniem sądu D. kupił go od Tomasza K., gdy ten był w ciągu alkoholowym i nie wiedział, co robi. Tomasz K. domaga się prawie 100 tys. zł od Szydziaka z tytułu użytkowania lokalu.
Mariusz Szydziak sześć lat temu szukał pilnie mieszkania dla siebie i ciężarnej partnerki. Dowiedział się, że do sprzedania jest nie tyle mieszkanie, co udziały w starym folwarku w Dankowicach. A w ramach tych udziałów - niewielki lokal do remontu.
- Właścicielem był Tomasz D., był akt notarialny, Mariusz sprawdzał odpisy ksiąg wieczystych. Wszystko było legalne i sprawdzone - opowiada reporterce "Interwencji" Maria Bacior, partnerka pana Mariusza.
Tomasz D. kupił udziały w połowie listopada, a już w grudniu zdecydował się je odsprzedać.
- Tłumaczył, że otwiera pizzerię i potrzebuje funduszy. Faktycznie taką pizzerię otwierał w Dzierżoniowie - mówi Szydziak.
Mężczyzna zapłacił 10 000 zł. Wyremontował lokal za ok. 90 tys. zł. Ze starego strychu zrobił mieszkanie i wprowadził się z rodziną.
Pierwszą sprawę Tomasz K. przegrał
Życie rodziny zachwiało się w posadach, kiedy nagle pan Mariusz dostał pozew od Tomasza K. - pierwszego właściciela nieruchomości. Tomasz K. uznał, że sprzedając lokal Tomaszowi D. był nieświadomy tego, co robi.
- Dla mnie to było jedno wielkie niedowierzanie, że coś takiego może być. To jest chore, przecież my nie kupiliśmy bezpośrednio tego mieszkania od pana K., tylko już od kolejnego właściciela - mówi Maria Bacior.
Okazało się, że już wcześniej Tomasz K. usiłował sądownie unieważnić transakcję z Tomaszem D. z powodu swojego alkoholizmu. Sąd odrzucił jego powództwo, więc ten… pozwał kolejnego właściciela. I wtedy sąd okręgowy nieoczekiwanie odebrał panu Mariuszowi jego własność.
"Ja go nie znałem"
- Sąd nakazał wpisanie do księgi wieczystej pierwotnego właściciela z tego względu, że ten pierwotny właściciel, w momencie kiedy podpisywał umowę notarialną sprzedaży, tak wykazało postępowanie dowodowe, znajdował się w ciągu alkoholowym i nie był świadomy tego, co sprzedaje - tłumaczy Sylwia Jastrzemska, rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
- Ja tego nie wiedziałem, bo ja go nigdy nie znałem, nie wiedziałem, kto to jest - mówi Szydziak.
- Gdyby pan Mariusz dochował należytej staranności, bez trudu ustaliłby, w jakiej sytuacji był pierwotnie sprzedający, ponieważ jest to miejscowość bardzo niewielka i tam wszyscy mieszkańcy się znają - twierdzi Sylwia Jastrzemska. Rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu tłumaczy, że gdyby pan Mariusz "zadbał o swój interes i sprawdził księgę wieczystą, zostałby uznany za kupującego w dobrej wierze i wtedy by skorzystał z ochrony, którą daje księga wieczysta".
- Tylko że ja sprawdziłem księgę, sprawdziłem i internetowo, gdzie mam wydrukowane. Ani sąd pierwszej instancji, ani drugiej mnie się o to nie zapytał. Nie padło żadne pytanie, czy się zapoznałem z księgami - argumentuje Mariusz Szydziak.
Ma zapłacić prawie 100 tys. zł
Przywrócony pierwszy właściciel poszedł dalej – pozwał pana Mariusza o prawie 100 tys. zł. Za prawie sześć lat bezumownego korzystania z jego nieruchomości.
- To jest po prostu chore. Jak możemy płacić za to, że mieszkaliśmy w swoim mieszkaniu przez 5 lat? Przecież to było nasze mieszkanie. Mój narzeczony widniał w księgach wieczystych - podsumowuje Maria Bacior, partnerka pana Mariusza.
Tomasz K. nie chciał skomentować sprawy.
Interwencja
Czytaj więcej
Komentarze