Ruszył proces Polaków oskarżonych o podpalenie ośrodka dla azylantów w Norwegii. Grozi im najwyższy wymiar kary
- Przyjechałem tu pracować, a zrobili ze mnie kryminalistę. Miałem budować Norwegię - powiedział przed sądem w Bergen jeden z braci. Policja twierdzi, że Polacy związani byli ze środowiskiem sceptycznie nastawionym do powstania ośrodka. Z kolei prokurator uważa, że to właśnie rasizm i strach mogły stanowić powody, które pchnęły braci do podpalenia hotelu w Lindås. Grozi im do 21 lat więzienia.
W poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Bergen ruszył proces dwóch braci oskarżonych o podpalenie hotelu Lune Huler w Lindås w nocy z 5 na 6 grudnia 2015 roku. Obiekt miał być przeznaczony na ośrodek dla nieletnich imigrantów. Prokuratura nie ujawnia danych oskarżonych.
W budynku były dwie osoby, którym nic się nie stało. Straty zostały wycenione powyżej 6 mln koron norweskich (ok. 2,7 mln zł).
4,1 mln zł zadośćuczynienia
Prokuratura zakwalifikowała przestępstwo jako podpalenie z usiłowaniem zabójstwa ze względu na bezpośrednie zagrożenie życia ludzkiego.
Obu oskarżonym grozi maksymalny dopuszczalny w Norwegii wymiar kary, czyli 21 lat pozbawienia wolności. Ponadto mogą zostać wezwani do zapłaty 9 mln koron (ok. 4,1 mln zł) zadośćuczynienia za straty materialne.
Postępowanie przed sądem ma trwać przez najbliższe dwa tygodnie. W sprawie wezwano 29 świadków.
"Nigdy w życiu nie przytrafiło mu się nic dziwniejszego"
Prokurator Benedikte Høgseth, która prowadzi sprawę Polaków uważa, że to właśnie rasizm i strach mogły stanowić powody, które pchnęły braci do popełnienia przestępstwa.
Żaden z Polaków nie przyznaje się jednak do winy, a jeden z braci, 35-latek, twierdzi, że "nigdy w życiu nie przytrafiło mu się nic dziwniejszego".
- Przyjechałem tu pracować, a zrobili ze mnie kryminalistę. Miałem budować Norwegię - powiedział.
Wyrażał swoje niezadowolenie na Facebooku
Høgseth przytoczyła przed sądem komentarz na Facebooku autorstwa 37-letniego oskarżonego, w którym Polak zarzuca właścicielowi hotelu, że kieruje się zyskami majątkowymi, a ośrodek będzie uderzał w lokalną społeczność.
"Czy w Szwecji nie ma wystarczająco dużo przykładów? (...) Byłoby inaczej, jeśli przyjechałyby rodziny. Ale to 40 mężczyzn z problemami psychicznymi, różną kulturą i religią. (...) Nie pasują tutaj" - napisał Polak.
- Nie jestem dumny z tego, co napisałem. To było ironiczne znaczenie, ale postąpiłem głupio - powiedział w sądzie 37-latek.
Według Høgseth inny świadek zeznał, że 37-letni Polak obawiał się, że jego partnerka zostanie zgwałcona oraz że jego psy będą zatrute przez młodych azylantów.
Trzeci związany ze sprawą jest w Polsce
Pożar w hotelu wybuchł dzień po zapadnięciu decyzji o przekształceniu budynku w ośrodek. W ten sposób Polacy mieli chcieć powstrzymać plany, zgodnie z którymi miało tam zamieszkać czterdziestu nieletnich azylantów.
Bracia zostali w czerwcu tymczasowo aresztowani z obawy przed ucieczką do Polski. Według aktu oskarżenia mężczyźni umieścili materiały łatwopalne, w tym benzynę, w pomieszczeniach hotelu.
W sprawę zamieszany jest także trzeci mężczyzna, znajomy braci. 40-latek jest obecnie w Polsce, a jego rozprawa została przełożona.
nrk.no, nordhordland.no
Czytaj więcej
Komentarze