Szopy z ukraińskiego cyrku włamały się do sklepu i… wypiły alkohol. "Nie piłem z nimi" - zapewnia ich opiekun
- Nie wiem, jak to możliwe, nie piłem tej nocy z nimi - zapewniał po ujawnieniu incydentu Wasyl Kołos, administrator objazdowego cyrku "Orbita". Podczas pobytu cyrku w Storożyneciu na ukraińskiej Bukowinie szopy uciekły z klatek, włamały się do sklepu spożywczego, wypijając wódkę, piwo i koniak a szkody, które wyrządziły oszacowano na 46 tys. hrywien (ponad 6,3 tys. zł).
W państwowym cyrku objazdowym "Orbita", który działa pod patronatem Ministerstwa Kultury, występują m.in. małpy, krokodyle, żmije, niedźwiedzie, lisy i szopy.
To właśnie dwa szopy były sprawcami występu, który stał się o wiele bardziej popularny niż przedstawienia na cyrkowej arenie. Uciekły w nocy z klatek i włamały do znajdującego się w pobliżu sklepu spożywczego.
Nie chciały wyjść ze sklepu
Nad ranem zwierzęta w stanie wskazującym na spożycie zastała właścicielka sklepu. Gdy otworzyła drzwi zobaczyła dwa szopy siedzące na ladzie, a dookoła mnóstwo porozbijanych butelek po różnych alkoholach i rozerwanych opakowań z jedzeniem. Jak zauważyli dziennikarze portalu kp.ua, zwierzęta mogły dużo wypić dzięki temu, że zjadły sporą ilość zakąsek.
Szopy były przy tym agresywne, nie tylko nie dały się przepłoszyć, ale jeden z nich nawet rzucił się na kobietę i podrapał ją.
Kobieta, wiedząc o cyrku, który dawał występy w pobliżu, zawiadomiła jego szefostwo.
"Wszystko wychłeptane. Były nietrzeźwe"
- Na miejscu zobaczyłem potłuczone butelki wódki, koniaku i piwa. Wszystko wychłeptane. Szopy były nietrzeźwe, czuć było od nich charakterystyczny zapaszek - przyznał w rozmowie z serwisem kp.ua administrator cyrku Wasyl Kołos, który przyjechał na oględziny strat.
Zanim szopy zamknięto w klatkach, musiały przejść pod opieką cyrkowego weterynarza poważny detoks; skutki pijackiej imprezie były dla nich tak poważne, że przez kilka dni nie były w stanie wyjść na arenę. Zastąpiły je inne szopy.
"Żyją wśród ludzi, więc przejmują nawyki"
- Nie wiem, jak coś takiego mogło się stać, nie piłem z nimi tej nocy - zapewnia Wasil Kołos. - Chociaż wiele już w życiu widziałem: i pijanych akrobatów i pijaną małpę, która w nocy dzwoniła do mera i nie dawała spać. Ale nasze szopy nie przejawiały wcześniej skłonności do alkoholu. No cóż - zwierzęta żyją razem z nami, więc przejmują złe nawyki od niektórych ludzi. Mamy np. palącego kota, który łapą prosi o papierosa - wyjaśniał Kołos.
Właścicielka sklepu wyceniła poniesione straty na 46 tys. hrywien (ponad 6,3 tys. złotych).
- Jesteśmy państwowym cyrkiem, co z nami teraz będzie? Obiecałem ożenić się z właścicielką sklepu - żartował Kołos. W rzeczywistości incydent zakończyła poważna deklaracja administracji cyrku o zapłaceniu za szkody.
kp.ua, polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze