"Kontynuacja eutanazji stosowanej przez Hitlera". Abp Gądecki o "eliminacji chorych przed przyjściem na świat"
- Przyjąć powiedzmy prawo takie, że chorych eliminujemy przed przyjściem na ten świat, a zdrowych zostawiamy, to jest czysta kontynuacja eutanazji stosowanej przez Hitlera - ocenił przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki. Przekonywał do obrony życia, zarówno dziecka, jak i kobiety. Gądecki podkreślił także, że "demokracja to rządy ludu, ale w tej demokracji niekoniecznie większość ma rację".
We wrześniu komitet inicjatywy #ZatrzymajAborcję rozpoczął zbiórkę pod obywatelskim projektem, zaostrzającym prawo aborcyjne. Autorzy proponowanych zmian chcą zniesienia tzw. przesłanki eugenicznej, czyli możliwości przerwania ciąży ze względu na ciężkie wady płodu.
Proponowane rozwiązania poparli ostatnio m.in. wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki oraz wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.
"To, co należy do nas, to należy bronić życie i kobiety i dziecka"
Abp Gądecki był w radiu RFM FM pytany, czy w kwestii zaostrzenia prawa aborcyjnego Kościół będzie chciał wywierać presję na rządzących, żeby zmienili to prawo.
- To postawienie pytania świadczy o tym, jakie zamieszanie panuje w umysłach - jeżeli mówimy "zaostrzenie prawa aborcyjnego" to znaczy uważamy prawo aborcyjne za dobro, które jeśli zostanie zaostrzone, to będzie jeszcze większym ograniczeniem dobra - odpowiedział hierarcha.
Abp Gądecki podkreślił, że podstawowym prawem człowieka jest życie.
- I to, co należy do nas, to należy bronić życie i kobiety i dziecka - to jest pozytyw i spojrzenie godne człowieka" - wskazywał. Jak tłumaczył - aborcja ze względu na chorobę płodu - to "ugodzenie podwójne: i w ludzką godność i jednocześnie dyskryminacja człowieka chorego". "To jest rasizm" - uznał duchowny.
"Nie ma prawa decydowania o drugim"
Przewodniczący KEP był pytany także o argumenty środowisk feministycznych, które uważają, że kobieta powinna mieć prawo decydowania, czy chce urodzić dziecko. Jak mówił, to słuszne stwierdzenie, że "każdy ma prawo decydowania o sobie i powinien brać odpowiedzialność za to, co czyni", ale - jak zaznaczył - "nie ma prawa decydowania o drugim, a zwłaszcza nie ma prawa odbierania drugiemu życia".
- To bardzo dobrze brzmi: "mam prawo decydować o sobie", ale jest bardzo płytkie, ponieważ wyklucza odpowiedzialność za drugiego człowieka, a człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za drugiego (człowieka - red.). Dlatego jest to hasło kłamliwe, albo raczej w połowie prawdziwe - uważa abp Gądecki.
- Prawa człowieka to jest godność osoby ludzkiej i prawo do życia jako podstawowe, naczelne prawo każdego człowieka, a człowiek inaczej się nazywa w różnych fazach swojego rozwoju, ale zaczyna się od tego momentu poczęcia i cokolwiek byśmy nie kombinowali, to biologia przeczy wszystkim innym prawidłom eliminowania jakiejś fazy z życia ludzkiego twierdząc, że to jest życie zwierzęce, albo życie jeszcze „nie człowiecze”, albo jakiś twór komórkowy - on od początku ma ten genom człowieka i takim człowiekiem zostanie - powiedział przewodniczący KEP.
Liberalizacja ustawy
20 października do Sejmu ma trafić projekt liberalizujący ustawę aborcyjną autorstwa Komitetu "Ratujmy Kobiety 2017". Projekt ustawy "o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie", oprócz prawa do przerwania ciąży do 12. tygodnia, przewiduje także refundację antykoncepcji, dostęp do antykoncepcji awaryjnej na takich zasadach, jakie obowiązywały zanim wprowadzono recepty na pigułki "dzień po", "opartą na wiedzy, nie ideologii" edukację seksualną oraz uświadamianie dzieciom, czym jest "zły dotyk", by przez to ochronić je przed pedofilią.
Autorzy propozycji chcą też ograniczenia stosowania przez lekarzy klauzuli sumienia.
Kompromis aborcyjny
Obowiązująca od 1993 r. ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży zezwala na dokonanie aborcji, gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety, jest duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, lub gdy ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego.
W dwóch pierwszych przypadkach przerwanie ciąży jest dopuszczalne do chwili osiągnięcia przez płód zdolności do samodzielnego życia poza organizmem matki; w przypadku czynu zabronionego - jeśli od początku ciąży nie upłynęło więcej niż 12 tygodni.
"Były takie sugestie, żeby przygotować list o demokracji"
Abp Gądecki był także pytany, czy w kontekście reform dotyczących Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa wskazany byłby list ze strony Kościoła, skierowany do polityków, nawołujący ich do pojednania. - Były takie sugestie, żeby przygotować list o demokracji - przyznał hierarcha.
Dopytywany, co powinno się znaleźć w takim liście, przewodniczący Episkopatu odpowiedział, że powinien on zawierać "przypomnienie tych zasadniczych pryncypiów demokracji (...), że to są jednak rządy ludu". - Dalej - że w tej demokracji niekoniecznie większość ma rację - zaznaczył.
- Zazwyczaj mówimy: "jeśli coś jest przegłosowane większością musi być przyjęte i zaakceptowane". Tymczasem może się zdarzyć, że jeden człowiek ma rację, a miliony mogą się mylić - przekonywał arcybiskup.
"Biblia zazwyczaj zakazuje pójść za tłumem"
Jego zdaniem słabą stroną demokracji jest to, że "człowiek może mieć przekonanie, że »idziemy z tłumem, a zatem mamy rację«, tymczasem - przypomniał - Biblia zazwyczaj zakazuje pójść za tłumem, bo mówi, że tłum kieruje się emocjami, nie kieruje się rozumem".
Abp Gądecki był także pytany, kiedy księża powinni "coś głośno mówić w mediach, a kiedy powinni milczeć" oraz o oczekiwania lub zarzuty, że Kościół "miesza się w politykę". - Jeśli to komuś pasuje akurat dla jego linii politycznej, to wtedy głośno domaga się głosu Kościoła i wyrzeka: "dlaczego Kościół milczy, dlaczego nie zajmuje głosu? Powinien zająć głos". Gdy zaś ta prawda, którą by się chciało wyłuszczyć, nie odpowiada, to "po co się wtrąca (Kościół - red.) do polityki? - mówił przewodniczący KEP.
Jego zdaniem wypowiedź Kościoła jest konieczna wtedy, kiedy widzimy, że rzeczy idą w bardzo niebezpiecznym kierunku, kiedy np. wybiera się drogę monopartyjną. - To jest też niebezpieczne - uważa abp Gądecki.
"Kościół musi zważać najpierw na niebezpieczeństwo interesowności u polityków"
Przewodniczący Episkopatu wyraził też pogląd, że nawoływanie do zabrania głosu w danej sprawie przez Kościół to często wyraz "interesownego spojrzenia na rzeczywistość na swoją korzyść, na swoją partię, a wcale nie wyrazem umiłowania prawdy".
Z tego powodu - jak przekonywał duchowny - "Kościół musi zważać najpierw na niebezpieczeństwo interesowności u polityków, a z drugiej strony też patrzeć na to, żeby zajmować głos tylko tam, gdzie są naruszone te prawidła moralne i prawda, która grozi nie tylko Kościołowi, ale też grozi egzystencji całego społeczeństwa".
Według niego list ze strony Kościoła o zasadach demokracji "mógłby jakiś pożytek przynieść, chociaż podany w tej chwili byłby odczytany jako »gra do jednej bramki«, jako »gra« tylko w jednym kierunku, więc to też trzeba czekać na stosowny czas na tego rodzaju wypowiedzi".
Ustawy o KRS i SN
Andrzej Duda pod koniec września zaprezentował swoje projekty ustaw dotyczące Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa; we wtorek zostały one skierowane do konsultacji. Przygotowanie projektów o SN i KRS prezydent zapowiedział w lipcu po zawetowaniu dotyczących tych kwestii ustaw autorstwa PiS.
Projekt noweli ustawy o KRS przedstawiony przez prezydenta zakłada m.in., że obecni członkowie KRS-sędziowie pełnią swe funkcje do dnia rozpoczęcia wspólnej kadencji wszystkich członków Rady-sędziów, wybranych na nowych zasadach przez Sejm (dotychczas wybierały ich środowiska sędziowskie - PAP). Sejm wybierałby nowych członków KRS-sędziów większością 3/5 głosów na wspólną czteroletnią kadencję; w przypadku klinczu każdy poseł mógłby głosować w imiennym głosowaniu tylko na jednego kandydata spośród zgłoszonych.
Projekt ustawy o SN wprowadza m.in.: możliwość wniesienia do SN skargi na prawomocne orzeczenie każdego sądu, przepis by sędziowie SN przechodzili w stan spoczynku w wieku 65 lat z możliwością wystąpienia do prezydenta o przedłużenie orzekania oraz utworzenie Izby Dyscyplinarnej z udziałem ławników. Skargę nadzwyczajną do SN wnosiłoby się w terminie 5 lat od uprawomocnienia skarżonego orzeczenia; przez 3 lata mogłaby ona być też wnoszona w sprawach, które uprawomocniły się po 17 października 1997 r. Skargi nadzwyczajne miałyby być generalnie badane przez dwóch sędziów SN i jednego ławnika SN.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze