"Hoss": jestem niewinny, zrobiono ze mnie ofiarę medialną
Jestem niewinny, zrobiono ze mnie ofiarę medialną - powiedział w sądzie Arkadiusz Ł., ps. Hoss, który, według prokuratury, jest pomysłodawcą oszustw metodą "na wnuczka". W piątek poznański sąd okręgowy kontynuował jego proces. Druga rozprawa trwała niecałe 20 min.
Śledczy zarzucają Arkadiuszowi Ł. udział w grupie przestępczej i wyłudzenie lub próbę wyłudzenia w Niemczech, Szwajcarii i Luksemburgu w latach 2012-14 w sumie kilku mln zł w różnych walutach, oraz kosztowności: biżuterii, złota i złotych monet. Mężczyzna miał wprowadzać obywateli innych państw w błąd co do tożsamości, poprzez pozorowanie bliskiego stosunku pokrewieństwa lub innej znajomości. W swoich działaniach miał też podawać się m.in. za funkcjonariusza policji.
Był poirytowany
W piątek w sądzie, "Hoss" poirytowany obecnością dziennikarzy na sali rozpraw, powiedział, że jest niewinny, i że to prokuratura zrobiła z niego "ofiarę medialną". W sądzie nie było drugiego z oskarżonych - brata "Hossa", Adama P. który odpowiada z wolnej stopy.
Na piątkowej rozprawie sąd miał przesłuchać żonę Adama P. - Żanetę B., oraz konkubinę "Hossa" - Sylwię K. Obie kobiety skorzystały jednak z przysługującego im prawa odmowy składania zeznań. Dwóch pozostałych świadków, którzy mieli zostać przesłuchani, nie stawiło się na rozprawie.
Odrzucone wnioski
Sędzia Karolina Siwierska poinformowała w piątek, że odrzuca wnioski obrońcy Adama P. o zwrócenie się do niemieckiej prokuratury z prośbą, by ta nadesłała zgody właściwych sądów na prowadzone w Niemczech podsłuchy kilkudziesięciu rozmów telefonicznych, które służą obecnie za dowód przeciwko "Hossowi".
Obrona chciała też wnioskować do niemieckiej prokuratury o informację, czy w tej sprawie została wdrożona procedura zawarta w Konwencji o pomocy prawnej w sprawach karnych pomiędzy państwami członkowskimi UE.
Jak tłumaczyła sędzia, "dowodu nie można uznać za niedopuszczalny wyłącznie na tej podstawie że został uzyskany z naruszaniem przepisów postępowania".
Obrońca nie zgadza się z argumentacją
- Wobec czego do rozstrzygnięcia przedmiotowej sprawy nie ma znaczenia to, czy materiały operacyjny w postaci zapisów utrwalanych rozmów telefonicznych zostały zgromadzone z ewentualnym naruszeniem porządku prawnego obowiązującego w Republice Federalnej Niemiec, gdyż nie można uznać ich za dowody objęte bezwzględnym zakazem dowodowym - podkreśliła sędzia Siwierska.
Obrońca Adama P. mec. Paweł Sołtysiak powiedział mediom po rozprawie, że zupełnie nie zgadza się z argumentacją odrzucającą wnioski obrony. Jak mówił, "w procesie karnym nie jest możliwe wykorzystywanie nagrań zgromadzonych nielegalnie".
- Nagrania rozmów miały miejsce w 2012, 2013 i do połowy 2014 roku. Wtedy nie obowiązywał przepis na który powołał się dzisiaj sąd. Ten przepis obowiązuje od 1 stycznia 2015 roku i dodatkowo był jeszcze w międzyczasie zmieniany. To, czy nagrania były legalne czy nielegalne należy ocenić według przepisów obowiązujących w dniu kontroli operacyjnej, w dniu nagrywania - podkreślił.
Sprawa nagrań
Jak dodał, "nawet w Niemczech tych nagrań pana Arkadiusz Ł. i Adama P. nie można wykorzystać. Niemcy w swoim postępowaniu uważają te podsłuchy za nielegalne" - mówił obrońca.
"Teraz jest taka paradoksalna sytuacja, że sądy i prokuratura niemiecka mówią tak: my niestety nie możemy nic z tym robić, bo przepisy nasze są naruszone, bo nie wydaliśmy zgód na kontrolę operacyjną, nie zapytaliśmy państwa polskiego (...), ale proszę, wysyłamy to do was Polacy, wy macie inne przepisy, wy sobie to wykorzystajcie. Jest to nonsens! Skoro według prawa niemieckiego jest to nielegalne, to musi to też być nielegalne według prawa polskiego. Nigdy te nagrania nie powinny trafić do Polski" - dodał Sołtysiak.
Obrońca podważył także wiarygodność tłumaczeń tych nagrań. Jak mówił, zostały one sporządzone przez osoby nieposiadające odpowiednich uprawnień.
Prokurator Marcin Szpond z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, powiedział w piątek dziennikarzom, że "od tego jest postępowanie dowodowe prowadzone przed sądem, żebyśmy wykazali zawinienie, więc poczekajmy do końca" - zaznaczył.
Odnosząc się do decyzji sądu, oddalającej wnioski obrońcy oskarżonego, prokurator podkreślił, że "zdecydowanie mamy zupełnie inny ogląd tej sprawy, inną ocenę, którą zaprezentowaliśmy. Zupełnie nie podzielam tego stanowiska (obrony - PAP)".
"Mocny materiał"
Pytany, czy zgody na podsłuchy były rzeczywiście wydane tłumaczył - "oczywiście, że zgody były wydawane. Były też realizowane wnioski o pomoc międzynarodową, realizowane przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie i następnie te nagrania były przekazywane stronie niemieckiej. My nie mamy najmniejszych wątpliwości co do tego, że nagrania uzyskane w ten sposób są legalne" - powiedział.
- Są dwa porządki prawne: niemiecki i polski. Te porządki są różne, natomiast mamy przepisy, które pozwalają dostosować te wymogi dowodowe, uwzględnić różnice, więc jeżeli nie są one sprzeczne z porządkiem prawnym Rzeczpospolitej, nie ma powodów, dla których nie można ich wykorzystać, także są w pełni dopuszczalne - dodał.
Prokurator nie chciał komentować treści nagrań, powiedział jedynie, że są to "nagrania m.in. rozmów między oskarżonymi, które dotyczą zarzuconych im przestępstw".
Odnosząc się z kolei do tłumaczeń tych nagrań, zaznaczył, że były one przekładane przez tłumaczy niemieckich. "Były one tłumaczone przez osoby, które znają język romski i w świetle procedury niemieckiej zostały dopuszczone do tłumaczenia" - mówił. W rozmowie z dziennikarzami potwierdził także, że w trakcie wcześniejszych przesłuchań oskarżeni rozpoznali na nagraniach swój głos, przyznali się do winy i wówczas nawet negocjowali z prokuraturą wymiar kary.
Prokurator zaznaczył również, że zgromadzony w sprawie materiał dowodowy jest "mocny i jednoznacznie potwierdza zawinienie oskarżonych".
PAP
Czytaj więcej
Komentarze