Lekarze rezydenci rozpoczęli protest głodowy. Część oddaje krew, by dostać dzień wolny od pracy
W poniedziałek w całej Polsce lekarze rezydenci rozpoczęli protest głodowy przeciwko - jak mówią - swoim głodowym pensjom. Jedną z form protestu jest akcja oddawania krwi zaplanowana w dniach 2-6 października, organizowana pod hasłem "Niech poleje się krew".
Młodzi lekarze oddawali krew m.in. w Warszawie, Łodzi i w Poznaniu. Krwiodawcom przysługuje dzień wolny od pracy. Te osoby, które nie zostały zakwalifikowane do oddania krwi, otrzymują zwolnienie z pracy na cztery godziny.
W warszawskim Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa do godz. 10 zarejestrowano ponad 50 dawców. W poczekalni w poniedziałek przed południem były tylko osoby młode. Wszystkie pytane mówiły, że są lekarzami rezydentami.
"Oddając krew, jesteśmy w stanie pomóc innym"
Adam Makowski przekonywał, że wybierając tę formę protestu, koncentrują się na pacjencie. - Oddając krew, jesteśmy w stanie pomóc innym, pomóc chorym. Jako anestezjolog bardzo często przetaczam krew i wiem, jak istotnym składnikiem jest krew. Wiem, jak jest trudno, gdy krwi brakuje - mówi.
- Protestujemy, bo chcemy zwrócić uwagę na niskie nakłady na opiekę zdrowotną w naszym kraju, są one najniższe w całej Europie - wynoszą ok. 4 proc. PKB. Unia Europejska po to, by funkcjonował system opieki zdrowotnej, zaleca nakłady 6,8 proc. PKB. W większości krajów UE jest to 6-11 proc. - mówił.
Jego zdaniem, tak niskie PKB powoduje, że "wszelkie gałęzie systemu są skrajnie niewydolne". - Powoduje to bardzo dużo problemów, przede wszystkim dla pacjentów. Chcemy zwiększenia nakładów dla dobra pacjentów. Mamy najniższą liczbę lekarzy w stosunku do liczby pacjentów, czyli 2,2 lekarza na tysiąc mieszkańców - w krajach Europy Zachodniej jest to 22,4. To powoduje, że lekarze są przepracowani. Pracujemy dużo, ale nie jest to kwestia naszej pazerności; gdybyśmy tyle nie pracowali, to kolejki do lekarzy byłyby jeszcze dłuższe, a już teraz są absurdalne - trzeba czekać cztery miesiące do kardiologa dziecięcego - mówił.
- Jesteśmy zmuszeni brać dyżury, które są dodatkowo poza naszą codzienną pracą. W efekcie potrafię pracować 32 godziny non stop, skacząc z jednej pracy do drugiej, mając w domu dwójkę malutkich dzieci - powiedziała Paulina Topka z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak dodała, rezydentury potrafią trwać długo - specjalizacja anestezjologii i intensywnej terapii trwa 6 lat; jeżeli ktoś w międzyczasie urodził dwójkę dzieci, to na rezydenturze jest 10 lat.
- Na rękę miesięcznie mam średnio 2200 zł. Nie jest to wg. mnie godna płaca jak na osobę z dobrym wykształceniem wykonującą odpowiedzialny, trudny zawód - mówił Łukasz Sokołowski, lekarz rezydent z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polski w Łodzi.
"Mamy wrażenie, że chodzi o to, by skłócić środowisko"
Kinga Olczyk-Miller mówiła z kolei, że pensje rezydenckie zaproponowane przez Ministerstwo Zdrowia w najnowszym rozporządzeniu "odbiegają lekko od tego", co postulowali lekarze rezydenci. Zauważyła, że największe podwyżki dostaną ci, którzy dopiero rozpoczną rezydentury. Jej zdaniem to dobrze, że dostaną podwyżki, ale "jest to niesprawiedliwe wobec tych, którzy już są na rezydenturach". - Będziemy mieli na jednym oddziale w szpitalu na tym samym stanowisku osoby, których różnice w wynagrodzeniu będą sięgały do nawet tysiąca złotych - mówiła.
- Po drugie, mocno zdywersyfikowano płace w zależności od specjalizacji, zrobiono specjalizacje bardziej priorytetowe i mniej priorytetowe. Do tej pory też tak było, ale różnice w płacach oscylowały w granicach 200-300 zł. Teraz te różnice będą dużo większe. To wszystko jest fajne, tylko mamy wrażenie, że chodzi o to, by skłócić środowisko - oceniła.
W Poznaniu ok. 50 lekarzy rezydentów spotkało się przed południem przed szpitalem dziecięcym przy ul. Nowowiejskiego. Stamtąd przeszli do Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa, aby oddać krew. Mówiąc o swoich motywach, wskazywali na podobne przyczyny, co ich koledzy z Warszawy.
- W ubiegłym tygodniu wyszłam z domu w niedzielę o godz. 13 na dyżur, wróciłam w kolejną niedzielę o godz. 13, czyli pracowałam ciągiem 7 dni po 24 godziny na dobę. To niestety jest potrzebne, żeby wystarczyło, żeby obstawić wszystkie dyżury, bo ktoś się rozchorował, ktoś nie mógł przyjść do pracy i trzeba było załatać wszystkie dziury w grafiku - powiedziała Nell, rezydentka na laryngologii. Jak dodała, za miesiąc pracy w takich warunkach rezydent otrzymuje "na rękę" 2 tys. 200 zł.
"Wszyscy jesteśmy zmuszeni, żeby dorabiać"
Edyta, rezydentka na pediatrii, powiedziała z kolei, że pensje rezydentów ledwo wystarczają na utrzymanie się w dużym mieście. - Mam teraz prawie 30 lat, i z pensją 2,5 tys. zł nawet ciężko jest myśleć o założeniu rodziny, kupnie mieszkania. Dlatego też wszyscy jesteśmy zmuszeni, żeby dorabiać, ale to nie tylko ze względu na pieniądze, bo prawda jest taka, że gdyby nie rezydenci, w wielu placówkach by nie było lekarzy, nie miałby kto pracować czy pełnić dyżurów i przyjmować pacjentów" - powiedziała.
Zaznaczyła też, że rezydentom brakuje także pieniędzy na specjalistyczne szkolenia. - Na przykład taki kurs USG to koszt rzędu 2 tys. zł, czyli praktycznie cała nasza pensja. Ale my nie skupiamy się tylko na tych pieniądzach, bo walczymy również o to, żeby poprawić warunki szkolenia lekarzy i warunki pacjentów - bo co to za lekarz, który zszedł z dyżuru, poszedł do kolejnej pracy, a potem do poradni, żeby przyjmować pacjentów? - pytała retorycznie.
W Katowicach dwa duże szpitale kliniczne - Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka i Uniwersyteckie Centrum Kliniczne im. prof. K. Gibińskiego - odczuły protest lekarzy rezydentów, choć - jak zapewnili ich rzecznicy - nie zakłócił on pracy placówek. W UCK na 140 lekarzy rezydentów jednodniowe zwolnienie lekarskie zgłosiło 35 osób. - To odczuwalna nieobecność, bo rezydenci to ważna siła w szpitalu, ale pacjenci są przyjmowani normalnie, zarówno w izbach przyjęć, jak i poradniach - powiedziała Natalia Stefańczyk, rzeczniczka UCK.
W GCZD z urlopów na żądanie skorzystało w poniedziałek siedem osób - to 10 proc. rezydentów pracujących w tym szpitalu pediatrycznym.
W poniedziałek na konferencji prasowej minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, odnosząc się do postulatów lekarzy rezydentów, powiedział, że ich oczekiwania, jeśli chodzi o wynagrodzenie, są nierealne. Zaapelował, by nie sięgali po narzędzia, które wydają się być nieproporcjonalne do oczekiwań. Wyraził także nadzieję, że protest nie zagrozi pacjentom. Przypomniał, że jest otwarty na dialog z rezydentami i wielokrotnie się z nimi spotykał.
W materiale filmowym przygotowanym przez Polsat News wypowiadali się lekarze rezydenci z Łodzi: Justyna Magdzińska, Wojciech Kuncman i Łukasz Sokołowski.
PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej