"Ciągnąc samolot, nie reklamowaliśmy linii OLT Express". Prezydent Gdańska przed sejmową komisją ds. Amber Gold
- Chciałem bardzo wyraźnie podkreślić, że nie miałem żadnych kontaktów z Marcinem P. Nie zabiegałem o żadne kontakty z nim, nie odwiedziłem nigdy siedziby tej spółki, również nie lokowałem żadnych środków w produktach finansowych oferowanych przez tę firmę - zapewniał prezydent Gdańska Paweł Adamowicz na wstępie przesłuchania przed komisją śledczą ds. Amber Gold.
Dodał, że "ze względu na powagę wysokiej komisji" nie chce komentować słów twórcy Amber Gold, które padły podczas jego czerwcowego przesłuchania. - Jestem prezydentem miasta blisko półmilionowego, mam do dyspozycji aparat pracowniczy - Urząd Miejski o 1100 etatach i na pewno nie muszę osobiście wchodzić w rolę kuriera, mam do tego współpracowników - stwierdził.
- Nie miałem z nim (Marcinem P. - red.) żadnych kontaktów, ani o nie nigdy nie zabiegałem - powtórzył Adamowicz.
W trakcie wygłaszania słowa wstępnego Adamowicz zwracał też uwagę, że sprawa Amber Gold skrzywdziła wielu Polaków, w tym mieszkańców Gdańska.
"Pokrzywdzonym został też Gdańsk"
- Chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że jestem bardzo zainteresowany w wyjaśnieniu wszystkich okoliczności, bo bardzo wielu Polaków zostało pokrzywdzonych, w tym pewnie największa grupa to byli moi mieszkańcy, mieszkańcy Gdańska - mówił.
- Pokrzywdzonym został też Gdańsk; dobra opinia o nim, wizerunek bez wątpienia został naruszony. Mówię to nie tylko jako prezydent Gdańska, ale też jako mieszkaniec miasta nad Bałtykiem i Motławą" - dodał.
"Nikt wtedy mnie nie ostrzegł"
Prezydent Gdańska podkreślił, że twórcy Amber Gold Marcina P. nie znał, nie utrzymywał z nim kontaktów, ani nie zabiegał o nie; podobnie z Katarzyną P.
Adamowicz powiedział, że o Amber Gold dowiedział się z mediów i z reklam, podkreślił, że firma prowadziła "bardzo agresywną kampanię reklamową". - Tak jak każdy z obywateli Rzeczpospolitej z tych reklam dowiedziałem się, że jest taka firma, a dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że ona jest firmą z siedzibą w Gdańsku - powiedział Adamowicz.
Joanna Kopcińska (PiS) dopytywała, kiedy świadek dowiedział się o umieszczeniu Amber Gold na liście ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego. - Dokładnie jak do opinii publicznej dotarły informacje o kłopotach tej firmy, czyli to było lato 2012 r. Prawdopodobnie jak większość obywateli wtedy nie zaglądałem na stronę internetową KNF - powiedział prezydent Gdańska.
Adamowicz dodał: "Pragnę zauważyć, że to Sejm RP mógł Amber Gold i inne parabanki ze SKOK-ami włącznie poddać kontroli KNF, a tego nie zrobił" - powiedział. - Ja nie mam telefonu do ABW, do CBA czy do urzędu skarbowego, czy do KNF-u, nikt wtedy mnie nie ostrzegł, ani dzisiaj żaden urzędnik administracji rządowej mnie nie ostrzega o jakichś niebezpieczeństwach - powiedział Adamowicz.
Kopcińska przywołała czerwcowe zeznania przed komisją twórcy Amber Gold Marcina P., w trakcie których powiedział, że politycy sami szukali z nim kontaktu i jednym z nich był "na pewno pan prezydent miasta Gdańska poprzez prezesa portu lotniczego w Gdańsku".
Adamowicz powiedział, że nie miał żadnych kontaktów z Marcinem P., ani nie zabiegał o żadne kontakty. - To jest nieprawda - podkreślił Adamowicz.
Dni otwarte w zoo
Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) zapytała świadka, kiedy dowiedział się o darowiznach od Amber Gold dla gdańskiego zoo. - Dowiedziałem się o tym latem 2012 r. - odpowiedział prezydent Gdańska.
Wassermann przytoczyła maila od pracownika Adamowicza z marca 2012 r., w którym ten pisze do Katarzyny P.: "Miło mi zakomunikować pani, że prezydent miasta Gdańska wyraził zgodę na zorganizowanie przez państwa dni otwartych w zoo (...) Amber Gold w dniach 22-23 września, w każdej chwili jestem gotowy na spotkanie, aby omówić szczegóły". Wassermann zapytała świadka, na jakich warunkach Amber Gold miało zorganizować dni otwarte w gdańskim zoo oraz na co wyraził zgodę.
- Prezydentowi Gdańska podlega 500 różnych jednostek organizacyjnych, nie sądzę, jestem nawet pewien, aby każdy z dyrektorów tych jednostek zwracał się do mnie o opinie, a tym bardziej o zgodę na organizowanie na terenie szkół, przedszkoli, instytucji kultury, instytucji pomocy społecznej, a tym bardziej ogrodu zoologicznego imprez. Do tego zgoda czy wręcz wiedza prezydenta nie jest potrzebna (...). Nie znam tego e-maila, trudno mi się w tej sprawie wypowiedzieć - odparł Adamowicz.
- W zakresie moich obowiązków nie jest wnikanie w scenariusze, wykorzystanie przestrzeni ogrodu zoologicznego czy innych jednostek. (...) Nie znam tej sprawy - dodał.
Pełnomocnik Adamowicza zwrócił uwagę, że autor maila jest dyrektorem zoo.
Wsparcie produkcji filmu o Wałęsie
W październiku 2012 r. firma Akson Studio, producent filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei" w reż. Andrzeja Wajdy ogłosiła, że zwróciła całą uzyskaną od spółki Amber Gold kwotę, czyli 3 mln zł netto wraz z należnym podatkiem VAT na konto podane przez syndyka masy upadłościowej Amber Gold.
Szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) i Joanna Kopcińska (PiS) usiłowały się dowiedzieć od świadka, według jakiego klucza firma Amber Gold znalazła się na liście sponsorów filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei".
Adamowicz odpowiadał, że firma ta prawdopodobnie dlatego znalazła się na liście sponsorów filmu, bo "od wielu miesięcy prowadziła agresywną kampanię reklamową". - Dlatego zwrócono się o wsparcie filmu - powiedział.
- Nie zwrócono się, tylko pan się zwrócił - komentowała Wassermann.
"Nikogo nie prosiłem o konkretne kwoty"
Joanna Kopcińska pytała, jak sprawdzono wiarygodność finansową Amber Gold. "Moi pracownicy wnioskowali z kampanii reklamowej, że dysponuje dużymi środkami" - odpowiadał Adamowicz.
Dodawał, że trzeba rozróżnić wiedzę z roku 2011, 2012 i dzisiejszą, a w 2011 roku "nikt w Polsce nie miał jakiejkolwiek wiedzy" o strukturze finansowania Amber Gold.
Przekonywał też, że "nie jest rolą prezydenta Gdańska" weryfikowanie zdolności finansowej firm. On - jak mówił - po prostu zainteresował ileś firm wsparciem tej produkcji, bo polski budżet nie był w stanie wesprzeć filmu o Lechu Wałęsie.
Wassermann dopytywała, do jakich firm Adamowicz zwracał się zatem o wsparcie filmu. Prezydent Gdańska wymienił Lotos, Energę, ale pytany o prywatne, przypomniał sobie tylko Amber Gold.
- Nie weryfikował pan, do kogo pan występuje o prawie 4 miliony zł? - pytała szefowa komisji.
- Nikogo nie prosiłem o konkretne kwoty - odpowiadał Adamowicz. - Zachęcałem do zainteresowania i na tym moja rola się skończyła - dodał.
Wassermann dopytywała, czy to moralne, żeby przestępca wspierał produkcję takiego filmu. Adamowicz zaprotestował, mówiąc, że gdyby Marcin P. był przestępcą, to by siedział w więzieniu. Szefowa komisji przypomniała, że Marcin P. miał już wtedy 9 wyroków.
Prezydent Gdańska pytany był także, czy po wybuchu afery Amber Gold ustalił, który z miejskich urzędników rekomendował tę konkretną firmę. Odpowiedział, że nie, bo miasto nie pośredniczyło w bezpośrednich kontaktach między producentami, a tym sponsorem.
"Cała gdańska Platforma ciągnie ten samolot, jako promocja"
W trakcie przesłuchania wiceszef komisji Marek Suski (PiS) pytał świadka m.in. o zdjęcie, na którym Adamowicz wraz częścią prominentnych pomorskich polityków PO oraz Lechem Wałęsą ciągną po płycie lotniska samolot OLT Jet Air (później OLT Express). Zdjęcie to zrobiono 12 grudnia 2011 r. podczas otwarcia lotniska w Gdańsku na Euro 2012.
- Ja tu mam takie zdjęcie, tu są te osoby i zdaje się jest tu pan - mówił Suski, pokazując zdjęcie, po czym podszedł do świadka, by pokazać je z bliska.
- Tak to ja. A pan ponumerował ładnie (osoby na zdjęciu), świetne rozeznanie. Dobra robota operacyjna" - stwierdził Adamowicz. - Dziękuję za uznanie, w końcu jesteśmy komisją śledczą - odparł Suski.
- To są osoby, które ciągnęły samolot OLT na lotnisku, jeśli się pan tak odżegnuje od jakiegokolwiek wsparcia dla firm Marcina P., to zdjęcie pokazuje, że to wsparcie nie tylko pan, ale cała gdańska Platforma ciągnie ten samolot, jako promocja - kontynuował poseł PiS.
- Proszę zobaczyć jaka tu jest nazwa (na samolocie - red.), to bardzo ważne, to Jet Air. Wtedy nie było OLT Express - zauważył Adamowicz. Dodał, że zdjęcie to upublicznił w Sejmie polityk PiS Antoni Macierewicz, wskazując, iż był to samolot OLT Express, co - jak zaznaczył Adamowicz - było nieprawdą.
"To nie była żadna reklama"
- Dopiero ten event został wypełniony treścią polityczną, propagandową od momentu wystąpienia posła Macierewicza w Sejmie. I o tym dobrze wiecie i pompujecie ten temat i chcecie wmówić Polakom, że to była jakaś reklama, to nieprawda, to czyste kłamstwo, to była zwykła uroczystość związana z oddaniem do użytku - przekonywał.
W dyskusję wtrącili się inni politycy PiS, który wskazali, że w tamtym okresie miała miejsce dwukrotna zmiana nazwy tych linii lotniczych, a w ich władzach był już Marcin P. - To była ta firma, dokładnie ta firma (OLT Express - red.P) tylko po prostu zmieniała nazwę w międzyczasie - zaznaczyła szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS).
Adamowicz zapewniał jednak, że to nie była reklama OLT Express. - Nieprawdą jest i to mówię stanowczo, nie dam sobie wmówić, i wmówić opinii publicznej, że to była reklama. To nie była żadna reklama, to było fetowanie wielkiej inwestycji, sukcesu Portu Lotniczego Lecha Wałęsy - podkreślał Adamowicz.
- Sukces was irytuje, wiem, bo lepiej, żeby Polska była w ruinie. Myśmy Gdańsk i Pomorze pięknie zbudowali i uczestniczyliśmy w radosnej imprezie - mówił.
Wassermann: wyciągnęłabym konsekwencje
- Organizatorem tej uroczystości był zarząd lotniska w Gdańsku i przygotował tę formę uczczenia pięciu inwestycji o wartości 80 mln zł współfinansowanych z UE - kontynuował prezydent Gdańska.
Wassermann dopytywała jednak, kto zdecydował o tym, że to właśnie ta firma uzyska taką reklamę, i że to właśnie ten samolot samorządowcy będą ciągnąć. - To prezydent lotniska dokonał wyboru - odparł świadek.
Dodał, że nie miał świadomości, jak będzie wyglądać ta uroczystość. - Nie sądzę, że jak idziemy na imieniny do cioci, czy jakąkolwiek imprezę, pytamy gospodarzy: "A na czym to będzie polegać" - mówił Adamowicz.
- Ja nie tyle byłabym zaskoczona, co wyciągnęłabym konsekwencje w stosunku do podległych mi służb, gdybym przyszła na uroczystość otwarcia, a ktoś z zaskoczenia ubrałby mnie w taką pelerynę i kazał ciągnąć oszusta, a moje służby nie dowiedziały się, na czym będzie to polegało, kto będzie w tym uczestniczył i co będziemy robić. Tym się różnimy - ucięła Wassermann.
"Mnie to nie interesuje, gdzie kto pracuje"
Podczas przesłuchania poseł Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski pytał z kolei świadka, czy zna on Michała Tuska, syna b. premiera Donalda Tuska. - Znam go w sposób nieznaczny - odpowiedział Adamowicz. - To znaczy - dopytywał polityk Kukiz'15.
- W sposób nieznaczny, tzn., że w życiu rozmawiałem z nim może z 10 razy. Nie byłem u niego na imieninach, ani na ślubie, czy chrzcie, nie zaprosił mnie, a szkoda - odparł świadek. - My też ubolewamy - wtrącił Rzymkowski.
Adamowicz tłumaczył ponadto, że po raz ostatni z Michałem Tuskiem rozmawiał ponad roku temu. Dodał też, że w marcu 2012 r. nie miał o wiedzy o tym, że Michał Tusk został zatrudniony przez Marcina P. w OLT Express.
- Nie posiadałem tej wiedzy, dowiedziałem się o tym wiele miesięcy później, jak media zaczęły interesować się, gdzie Michał Tusk pracuje. Mnie to nie interesuje, gdzie kto pracuje, mam poważniejsze zadania w mieście, niż interesowanie się cudzym życiem - wskazał.
"Wszyscy byli zachwyceni"
Wassermann poruszyła temat konferencji z początku maja 2012 r., po tym jak pojawiła się informacja, że Amber Gold sfinansuje film o Lechu Wałęsie. - Tej konferencji prasowej pan się chyba nie wyprze, że był uczestnikiem i tam wychwalał tę firmę - mówiła. Podczas tej konferencji prezydent Adamowicz mówił m.in. o tym, że Marcin P. to jest wspaniały, prężny przedsiębiorca, bardzo dobrze się rozwijający.
- Chcemy się dowiedzieć, czy pana służby informowały pana, z kim ma pan do czynienia, a jeśli nie, to w takim razie jak gdańszczanie mogą ufać, że inne ich sprawy są bezpieczne? - pytała szefowa komisji.
Adamowicz tłumaczył, że wspomniana konferencja odbyła się ok. miesiąc po tym, jak zaczęły funkcjonować tanie linie lotnicze OLT. - Proszę otworzyć media z tamtych miesięcy, wszyscy byli zachwyceni tym, że w tamtej sytuacji komunikacyjnej, gdzie nie było autostrady A1, kiedy z Gdańska do Warszawy jechało się sześć godzin pociągiem, kiedy nie było dogodnych połączeń między głównymi miastami w Polsce (...) i w tym momencie wchodzą tanie linie lotnicze - mówił świadek.
- W tej atmosferze ogólnego zainteresowania, można powiedzieć pewnego podniecenia, że wszedł krajowy, prywatny przewoźnik i oferuje tanie połączenia (...), w tej atmosferze, jak to na konferencji prasowej jest, chciałem w jakikolwiek sposób podziękować firmie, która chce pomóc przy produkcji filmu - tłumaczył.
"Nikt w Polsce nie wiedział, kim był Marcin P."
- Ja mówiłem to w oparciu o wiedzę z wiosny 2012 r., a kryzys linii lotniczych nastąpił kilka miesięcy później. Gdybym ja miał późniejszą wiedzę, tę z lipca, z sierpnia 2012 r., to ta konferencja prasowa by się nie odbyła. Ja bym na niej nie był i bym nie mówił, tego co mówiłem - zapewniał.
Adamowicz przekonywał też, że gdy miasto formułowało listy do pomorskich firm ws. wsparcia filmu o Wałęsie, "czy były inne zdarzenia, nikt w Polsce nie wiedział, kim był Marcin P.".
Do tych słów odniosła się Wassermann, która przytoczyła wypowiedź ówczesnego premiera Donalda Tuska, który na konferencji prasowej po wybuchu afery Amber Gold powiedział, że Amber Gold jest zarządzana przez podejrzanego człowieka i wiadomo o tym było od dawna na Pomorzu.
- Rolą prezydenta miasta jest zarządzaniem miasta, a nie plotkami i życiem towarzyskim - odparł jej świadek.
"Gdybyśmy mieli taką wiedzę jak dzisiaj, nie byłoby tych umów"
Wassermann odpowiedziała mu, że pewnie tak jest, ale "rzeczą niebywałą" jest, że prezydent miasta nie tylko prosi o pieniądze wielokrotnego przestępcę, ale też, jest to warunek robienia interesów w Gdańsku. Mówiąc te słowa powoływała się na wcześniejsze zeznania Marcina P.
W innej części przesłuchania Adamowicz mówił, że firmy sponsorują kulturę z różnych motywacji m.in. ze względów wizerunkowych.
- Trudno mi powiedzieć, czym kierowało się kierownictwo Amber Gold, prawdopodobnie tym, o czym już wcześniej mówiliśmy, był to moment przygotowań wejścia OLT Express z liniami lotniczymi, a więc to mógł być jeden z wehikułów budowy wizerunku tej linii lotniczej - powiedział Adamowicz.
"Sztab Jarosława Kaczyńskiego korzystał z połączeń Jet Air"
- Myśmy nie mieli w roku 2011 ani w 2012 w maju tej wiedzy o Amber Gold, a tym bardziej o OLT Express, którą mamy dzisiaj. Bo gdybyśmy mieli tę wiedzę zbliżoną, nie mówię taką samą, ale zbliżoną częściowo, ani nie byłoby tych umów, ani nie byłoby tych konferencji, ani tych rozmów. Życie w społeczeństwie pluralistycznym, demokratycznym państwie prawa opierającym się na zaufaniu jest obarczone naturalnym ryzykiem - podkreślał świadek.
- Tak samo, proszę państwa jak sztab Jarosława Kaczyńskiego korzystał z połączeń Jet Air w roku 2010, tak jak słyszalem z wypowiedzi jednego z członków komisji. Gdybym miał tą wiedzę, gdybyśmy mieli tą wiedzę wtedy to pewnych słów byśmy nie użyli. Ja jej nie miałem, bo nie mam przymiotu Ducha Świętego. Skąd ja to miałem wiedzieć - podkreślił Adamowicz..
"Każdy samorządowiec, ja również, jesteśmy żebrakami"
Prezydent Gdańska powiedział też, że miasto rocznie wysyła mnóstwo listów, odbywa się mnóstwo spotkań ws. pozyskania funduszy na sport czy kulturę.
- To są działania rutynowe, powszechne, każdy, kto był chociaż raz samorządowcem, wie, jak ciężko jest znaleźć pieniądze na działalność sportową, kulturalną, jak ich brakuje. Dlatego każdy samorządowiec, ja również, jesteśmy żebrakami, my chodzimy i żebrzemy po firmach (...) pieniądze na różne działania kulturalne i sportowe. Oczywiście jak to bywa w czasie żebrania, większość odmawia, niektórzy dosłownie odpowiadają" - powiedział Adamowicz.
Dodał, że z drugiej strony do samorządów zgłaszają się stowarzyszenia, grupy dzielnicowe, kluby o dofinansowanie różnych działań sportowych, charytatywnych, społecznych. - To taka pompa ssąco-tłocząca, samorządowcy proszą, a następnie samorządowców prosi się o to samo tylko z innej strony (...). Nasza motywacja jest czysta, jasna, przejrzysta i tak też było z filmem "Wałęsa" - powiedział prezydent Gdańska.
"Największy ciężar odpowiedzialności spoczywa na agendach rządowych"
Adamowicz dopytywany był, czy gdyby wiedział, że Marcin P. był osobą wielokrotnie karaną, zachowałby się inaczej, czy ma poczucie błędu. - Gdybym miał tę wiedzę, którą miałem w roku 2012, w sierpniu, we wrześniu, czy dzisiaj, oczywiście bym dudnił, krzyczał, itd., ale tej wiedzy nie miałem, nie zostałem ostrzeżony, nie zostałem doinformowany i nad tym głęboko boleję - powiedział Adamowicz.
Adamowicz powiedział, że sprawa Amber Gold w 2012 r. to było "niezwykle przykre, bolesne doświadczenie jego osobiste i jego mieszkańców, którzy zawierzyli nieuczciwej firmie pieniądze".
Pytany przez Witolda Zembaczyńskiego (Nowoczesna), czy sytuacja z Amber Gold może się powtórzyć, prezydent Gdańska powiedział: "Mam nadzieję, że wasza komisja i inne organy z tej lekcji Amber Gold wyciągną wnioski".
- Największy ciężar odpowiedzialności spoczywa na agendach rządowych, my jesteśmy tam na dole i my wykonujemy prawo, które tu na Wiejskiej jest tworzone - powiedział Adamowicz.
"Próba przyklejenia mnie do tej afery"
Zembaczyński dopytywał Adamowicza, czy pośrednio czuje się ofiarą agend rządowych. - Pośrednio czuję się, powiedzmy wciągnięty w to, w pewnym sensie ofiarą, to co pan poseł mógł obserwować i słyszeć, to jest cały czas próba przyklejenia mnie do tej afery i uczynienia niejako aktywnym podmiotem, co jest oczywiście czystą manipulacją, nieprawdą i (jest) krzywdzące" - powiedział Adamowicz.
Podkreślił, że dzisiaj wiedza o Amber Gold jest inna, większa niż w latach 2011, 2012.
Poseł PiS Jarosław Krajewski pytał Adamowicza, czy byli inni przewoźnicy lotniczy poza OLT Express, których samoloty ciągnął na specjalnych wydarzeniach. - Na przykład reklamowaliśmy nowiuteńki samolot LOT-u Dreamliner, który wylądował w Gdańsku i robiliśmy fetę bardzo dużą - odpowiedział Adamowicz.
Krajewski pytał też świadka, czy uczestniczył w wydarzeniach sportowych z gdańskimi prokuratorami. Adamowicz powiedział, że na masowe wydarzenia sportowe "przychodzą wszyscy" i pokazał zdjęcie z meczu Lechii Gdańsk, na którym był m.in. on i prezes TVP Jacek Kurski.
"Zostałem tak samo wprowadzony w błąd jak tysiące Polaków"
Adamowicz przyznał, że mógł Marcinowi P. przekazywać zaproszenia do loży na mecze Euro 2012 roku w Gdańsku. Na mecze te, mówił, zaprosił posłów i tych przedsiębiorców, którzy wspierali Gdańsk w przedsięwzięciach sportowych i kulturalnych, w tym byli zaproszeni szefowie wszystkich firm, które wsparły film o Lechu Wałęsie. - Amber Gold i OLT Express byli sponsorami tego filmu i z tego tytułu mógł on zostać zaproszony, ale nie skorzystał z zaproszenia - zeznał.
Krajewski zapytał Adamowicza, czy dziś żałuje i ma poczucie popełnionego błędu, że "budował zaufanie do Amber Gold". - Zostałem tak samo wprowadzony w błąd jak tysiące Polaków. Jako obywatel mam pretensje do rozmaitych służb państwowych że nie reagowały stanowczo i szybko - odpowiedział Adamowicz.
Na uwagę posła Krajewskiego, że od 2009 roku Amber Gold była na liście ostrzeżeń KNF, Adamowicz spytał, czy sam poseł Krajewski sprawdził wtedy Amber Gold na tej liście. Poseł PiS odpowiedział, że możliwości opozycji są znacznie mniejsze niż prezydenta miasta z aparatem urzędniczym.
Adamowicz przyznał zarazem, że gdy patrzył na oferowane przez Amber Gold warunki lokat, wydawały mu się dziwne, bo oprocentowanie było wyższe niż w bankach i SKOK-ach. Dopytywany, czy coś zrobił z tym swoim spostrzeżeniem, przyznał, że nie, bo to było "tylko subiektywne odczucie".
"Jeżeli firma tworzy miejsca pracy, to biorę udział w takich imprezach"
Szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała o znane zdjęcie, na którym Adamowicz ciągnie samolot OLT Express. Dopytywała, czy gdyby np. ciągnął samolot linii Wizz Air, to byłaby reklama tej firmy?
- Gdy wicepremier Morawiecki bierze udział we wmurowaniu kamienia węgielnego pod fabrykę Mercedesa, to też jest reklama, ale bardzo dobrze, że to robi - odpowiadał Adamowicz. Dodał, że na gdańskim lotnisku on i jego pracownicy nie raz fetowali wspólnie nowe połączenia lotnicze, choćby ostatnio KLM.
Wassermann dopytywała, czy w takim razie każda firma, która się do niego zgłosi, może liczyć na to, że zrobi sobie z jej produktami zdjęcia reklamowe. - Jeżeli firma tworzy miejsca pracy i daje pracę rodzinom w Gdańsku, to biorę udział w takich imprezach - odpowiedział Adamowicz, na co Wassermann pytała, czy nawet wtedy, gdy firma ta nie płaci podatków i ZUS, a jej szef był wielokrotnie karany.
"Mit o parasolu PO"
Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) pytał z kolei, czy na pewno Adamowicz nie otrzymywał informacji od żadnych służb na temat Amber Gold. I czy nie dostał takich informacji od swojego ówczesnego doradcy ds. bezpieczeństwa Krzysztofa Bollina, byłego (do 2010 roku) zastępcy szefa delegatury ABW w Gdańsku.
Adamowicz zapewnił, że nie otrzymywał żadnych informacji, a Krzysztof Bollin już nie jest jego doradcą.
Adamowicz był także pytany, czy kiedykolwiek rozmawiał o Amber Gold z Donaldem Tuskiem. - Zdaje się, że nigdy nie rozmawiałem - odpowiedział świadek.
Zapewniał też, że "to jest mit o parasolu PO" nad sprawą Amber Gold, a także nad rolą w niej jego urzędu. W jego ocenie dowodem na to, że takiego parasola nie ma, jest m.in. wszczęta przeciw niemu w czasach rządów PO sprawa o nieprawidłowe wypełnienie oświadczeń majątkowych.
Na to Wassermann zapytała, jak przed 2015 rokiem sprawa ta się zakończyła i czy postępowanie nie zostało umorzone. Adamowicz zaznaczył, że sprawa jest w sądzie, ale dopytywany przyznał, że umorzenie cofnięto na wniosek ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro.
"Politycy sami szukali ze mną kontaktu"
Sejmowa komisja śledcza kontynuuje przesłuchania świadków w sprawie Amber Gold. Zeznania składa dziś prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) stwierdziła, że komisję będzie interesowała jego wiedza i związki z Marcinem P. i Amber Gold.
Podczas czerwcowego przesłuchania Marcin P. był pytany m.in. czy w zakresie swojej działalności i bieżącego funkcjonowania jego firma kontaktowała się z politykami na Pomorzu. "Nie zostawałem na Pomorzu w kontakcie z żadnymi politykami. Politycy sami szukali ze mną kontaktu, ja raczej próbowałem się zawsze od polityków odcinać" - odpowiedział Marcin P. Dopytywany, którzy politycy szukali z nim kontaktu odparł: "Na pewno prezydent miasta Gdańska poprzez port lotniczy w Gdańsku".
Adamowicz odnosząc się w czerwcu do wypowiedzi P. mówił: "Już 5 lat temu (…) wydałem oświadczenie, dzisiaj powtórzę: nie spotykałem się z Marcinem P., nie zabiegałem o spotkania i oczywiście na komisji sejmowej to samo powtórzę" - powiedział prezydent Gdańska. Podkreślał też m.in., że nigdy nie lokował środków w Amber Gold.
Amber Gold powstała na początku 2009 r. i miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji. 13 sierpnia 2012 r. ogłosiła likwidację; tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich. Według ustaleń, w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej firma oszukała w sumie niemal 19 tys. swoich klientów, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze