"FT": nie ma podstaw by sądzić, że Zapad-2017 to punkt wyjścia do agresji
Pomimo obaw państw sąsiedzkich nie ma wystarczających powodów, by sądzić, że manewry Zapad-2017 mogą być punktem wyjścia do militarnego ataku. Rosja nie prowadzi wojny informacyjnej, przygotowującej grunt dla interwencji zbrojnej - pisze w poniedziałek "FT".
"Mała zwycięska wojna" mogłaby w teorii być dla prezydenta Rosji Władimira Putina korzystna w obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich, ale w praktyce jest to mało prawdopodobne, by konflikt w północno-wschodniej Europie był małych rozmiarów i był łatwy do opanowania. "Dodatkowo niósłby za sobą nadzwyczajne ryzyko" - ocenia brytyjska gazeta w artykule redakcyjnym.
Fakt, iż w ubiegłym tygodniu Moskwa czuła się zobowiązana do złożenia zapewnienia o tym, że nie wykorzysta zaplanowanych na 14-20 września rosyjsko-białoruskich manewrów Zapad-2017 jako przykrywki do zaatakowania swoich sąsiadów mówi dużo o międzynarodowej reputacji Rosji - zauważa "FT". Gazeta podkreśla, że za taki brak zaufania Kreml może winić jedynie siebie. Przypomina, że rosyjski atak na Gruzję w 2008 roku nastąpił po manewrach na Kaukazie, pomimo tego, że ćwiczenia były oficjalnie zakończone. Z kolei manewry w 2014 roku wykorzystano do rozpoczęcia aneksji Krymu. "Jaki inny europejski kraj w ostatniej dekadzie przemaszerował przez dwie granice?" - pyta "Financial Times".
Manewry mogą posłużyć do nastraszenia państw sąsiedzkich
Według "FT" winą Moskwy jest również to, że kraje europejskie kwestionują jej zapewnienia dotyczące tego, iż w manewrach Zapad-2017 będzie uczestniczyć jedynie 12,7 tys. żołnierzy. W przeszłości Rosja balansowała na granicy zobowiązań, które zakładają zaproszenie dużej liczby zagranicznych obserwatorów, w przypadku gdy w manewrach bierze udział ponad 13 tys. osób. Kreml wykorzystywał w przeszłości luki w Dokumencie Wiedeńskim o środkach budowy zaufania i bezpieczeństwa poprzez organizowanie wielu formalnie osobnych ćwiczeń jednocześnie - twierdzi "FT".
Zdaniem gazety manewry mogą posłużyć do nastraszenia państw sąsiedzkich, takich jak Polska, Ukraina czy kraje bałtyckie. Dodaje, że manewry mają potwierdzić modernizację rosyjskich sił zbrojnych, do której doszło w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Mają też zasygnalizować gotowość do stawienia czoła siłom NATO, jeśli zaistniałaby taka potrzeba - wskazuje "FT".
Dziennik ocenia, iż istnieją podstawy ku temu, by podejrzewać, że ćwiczenia Zapad-2017 będą znacznie większe, niż deklaruje Moskwa; w rzeczywistości zdaniem gazety mogą być to największe manewry w Europie od czasów zimnej wojny. "FT" przypomina, że w manewrach Zapad w 2013 roku łącznie wzięło udział ok. 75 tys. ludzi - sześciokrotnie więcej, niż zapowiadała Moskwa. "Zakres dotychczasowych przygotowań do nadchodzących manewrów sugeruje, że tegoroczne ćwiczenia mogą być co najmniej tak samo liczne" - podkreśla dziennik.
Należy dążyć do wzmocnienia kontaktów wojskowych pomiędzy Rosją i NATO
Brytyjska gazeta zaznacza, że Rosja, jak każdy inny kraj, ma prawo do przeprowadzania ćwiczeń wojskowych na swoim terytorium i na terytorium chętnych do tego sojuszników. Zaznacza jednak, że Moskwa powinna przy tym w pełni przestrzegać zobowiązań wynikających z Dokumentu Wiedeńskiego.
Przez cały okres trwania ćwiczeń kraje zachodnie powinny być wyczulone na wypadki czy prowokacje, które mogłyby doprowadzić do niebezpiecznej eskalacji oraz powinny ostrożnie dozować swoją reakcję. "W dłuższej perspektywie Zachód powinien wesprzeć sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga w pozbyciu się luk w Dokumencie Wiedeńskim wykorzystywanych przez Kreml" - dodaje "FT".
Dziennik twierdzi, że należy dążyć do wzmocnienia kontaktów wojskowych pomiędzy Rosją i NATO. Rozwój kanałów komunikacyjnych i budowanie zaufania jest teraz bardziej potrzebne niż kiedykolwiek - konstatuje "Financial Times".
PAP
Czytaj więcej
Komentarze