Opowieść o obojętności. Polak okradziony w Holandii chciał popełnić samobójstwo, ale nie mógł znaleźć liny
W Holandii miała czekać praca i nowe życie. Rzeczywistość okazała się brutalna. Dzień po przyjeździe obudził się bez pieniędzy i bagażu. Miał szczęście, bo pomógł mu przypadkowo spotkany Polak. Cała historia zaczęła się od poruszającego wpisu na portalu społecznościowym, który przeczytały już tysiące internautów.
"Wczoraj wyjeżdżając motocyklem na przejażdżkę zauważyłem osobę siedzącą w krzakach, w parku, na reklamówce, strasznie przykuło to moją uwagę z racji tego, że słychać było rozpaczliwe szlochanie" - napisał Piotr Mokwa, który pomógł okradzionemu Polakowi.
- Po tym, jak zorientowałem się, że jest Polakiem, opowiedział mi kawałek swojej historii, uznałem, że trzeba jakoś chłopakowi pomóc – powiedział w rozmowie z Polsat News Piotr Mokwa.
Chorego Polaka okradli Polacy
Na mężczyznę miała czekać w Holandii praca. "Wszystko było pięknie do pierwszej nocy, a dokładnie poranka, gdy obudził się w pokoju, w którym nie było już jego rzeczy, wszystko zniknęło (dom zamieszkiwany przez samych Polaków)” - opisał historię okradzionego Polaka Piotr Mokwa.
- Został okradziony ze wszystkiego, wyrzucony z domu, chłopak, który problemy zdrowotne, został na bruku - opowiada Piotr Mokwa. Okradziony Polak jest chory psychicznie.
Chciał pieszo iść do ambasady
Mężczyzna chciał pieszo dojść z Tilburga do ambasady w Hadze, ale to ponad 100 kilometrów. - Chciał popełnić samobójstwo, tylko, jak powiedział, nie mógł znaleźć liny - mówi pan Piotr, który zorganizował mu nocleg i zadzwonił po pomoc do ambasady w Hadze.
"Telefon odebrała zdziwiona Pani… po przedstawieniu całej sytuacji powiedziała, że nic nie mogą zrobić, jedynie odpłatnie złożyć wniosek o wyrobienie nowych dokumentów. Nerwy mi puściły. Pytam się czy naprawdę mają w dupie obywatela, który nie dość że został okradziony, jest chory, nie ma dachu nad głową... telefon się urwał" - relacjonował Piotr Mokwa w swoim wpisie na Facebooku.
Ambasada twierdzi, że nie miała zgłoszenia
Pracownicy polskiej ambasady przekonują, że nie mieli takiego zgłoszenia.
"Obecnie sprawdzamy wszystkie okoliczności wydarzenia. Nie wykluczamy, że doszło do nieporozumienia. Konsulowie dyżurujący w tym dniu nie odnotowali prośby o udzielenie pilnej pomocy Panu Jarosławowi" - poinformowała ambasada na swojej stronie internetowej.
- Dla mnie to jest żart i brak honoru - komentuje Piotr Mokwa.
Pan Piotr znalazł przewoźnika który obiecał pomoc. - Bez problemu wzięliśmy go do Polski - mówi Piotr Fediak, właściciel firmy przewozowej. Jarosław R. wysiadł w Katowicach.
Jarosława R. szczęśliwie dotarł do domu
Dziennikarzom Polsat News udało się odnaleźć Jarosława R. Mężczyzna zupełnie nie pamięta, co się wydarzyło.
Mężczyzna jest chory psychicznie, od lat jest pod opieką Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kobiórze (woj. śląskie). - Szukaliśmy go przez policję - powiedziała Maria Mazurczyk z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kobiórze.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze