Rumunia: protesty przeciw reformie wymiaru sprawiedliwości. Zastrzeżenia ma także prezydent
W Bukareszcie i kilku innych miastach Rumunii odbyły się w niedzielę wieczorem protesty przeciwko planowanej przez lewicowy rząd reformie wymiaru sprawiedliwości. Demonstranci zarzucali rządowi, że chce całkowicie podporządkować wymiar sprawiedliwości politykom.
W stolicy kraju, przed siedzibą rządu, protestowało ponad 3 tysiące osób, po kilkaset demonstrowało w kilku innych miastach, m.in. w Braszowie.
Założenia reformy przedstawione w środę przez ministra sprawiedliwości Tudorela Toadera przewidują m.in. zmniejszenie kompetencji prokuratury antykorupcyjnej DNA oraz wykluczenie prezydenta z procesu mianowania szefów prokuratury generalnej i DNA.
"Atak na państwo prawa"
Zastrzeżenia do założeń reformy zgłosił m.in. prezydent Rumunii Klaus Iohannis.
- Propozycje te stanowią atak na państwo prawa, niezależność wymiaru sprawiedliwości i walkę z korupcją - głosił komunikat Iohannisa.
Jego zdaniem, przyjęcie reformy przez parlament oznaczałoby, że Rumunii "grozi powrót do starych praktyk, kiedy to wymiar sprawiedliwości był poddawany naciskom" politycznym. Zwrócił uwagę, że byłoby to "sprzeczne ze zobowiązaniami (Rumunii) wobec Unii Europejskiej".
Zaniepokojenie założeniami reformy wyraziła też prokuratura generalna, wskazując, że zagrażają one sądownictwu i wzmacniają kontrolę polityczną nad sędziami.
"Zagrażają walce z korupcją"
W liście do Toadera 12 organizacji pozarządowych zaapelowało o wycofanie się rządu z planowanych reform, argumentując, że zagrażają one walce z korupcją, która pozostaje jednym z głównych problemów Rumunii, mimo pewnych postępów osiągniętych pod nadzorem Komisji Europejskiej.
W lutym pod naciskiem masowych protestów w Bukareszcie i innych miastach, a także krytyki ze strony stolic europejskich, rumuński rząd wycofał kontrowersyjne złagodzenie prawa antykorupcyjnego, które zostało uznane za najpoważniejszy krok wstecz na drodze reform, jakie podjęła Rumunia po wejściu do Unii Europejskiej w 2007 roku.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze