"Powódź" w hodowli pod Śremem. Dzikie zwierzęta niemal "toną w klatkach"
Tygrysy, karakale i stado małp, które pozostały w zlikwidowanej przez policję hodowli zwierząt pod Śremem niemal "toną w klatkach" - mówi dyrektor zoo w Poznaniu Ewa Zgrabczyńska i apeluje o pomoc. Po intensywnych deszczach w zagrodach jest pełno wody, co zagraża zdrowiu zwierząt.
Policja wkroczyła na teren hodowli zwierząt egzotycznych w miejscowości Pysząca pod Śremem pod koniec czerwca. Wraz z policją przybyli tam także m.in. przedstawiciele poznańskiego zoo oraz fundacji zajmującej się ochroną praw zwierząt. Po przeszukaniu miejsca okazało się, że zwierzęta przetrzymywane są w nieodpowiednich warunkach i bez odpowiednich zezwoleń. Wówczas podjęto decyzję o zabraniu wszystkich, niemal 300 zwierząt z ponad 80 gatunków.
Część zwierząt trafiła m.in. do zoo w Poznaniu, Bydgoszczy i Warszawie. Na miejscu nadal pozostają jednak cztery tygrysy, lampart, dziewięć małp, trzy osły, trzy pekari, dwa karakale oraz oryks - nie udało się znaleźć dla nich miejsca.
"Te zwierzęta za chwilę padną"
Na filmie udostępnionym we wtorek przez dyrektorkę poznańskiego zoo Ewę Zgrabczyńską widać brodzące w wodzie tygrysy. Jak podkreśliła, po intensywnych deszczach, obecnie w miejscu hodowli jest "powódź".
W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Zgrabczyńska zaznaczyła, że "sytuacja jest gorsza niż ta, którą zastaliśmy w dniu interwencji. Te zwierzęta za chwilę padną" - obawia się.
Apelując o pomoc dodała także, że pracownicy poznańskiego zoo zgodzili się pomóc policji i prokuraturze, a teraz zostali sami "ze zwierzętami, które zalewa woda. Jestem bezradna. To nie tak miało wyglądać".
PAP
Czytaj więcej
Komentarze