Przywiązał psa do drzewa i pozostawił w lesie. Usłyszał zarzuty
Prokuratura Rejonowa w Ostrowie Wlkp. zarzuciła znęcanie się nad psem 26-letniemu mężczyźnie, który pozostawił zwierzę przywiązane do drzewa w lesie. Śledztwo ujawniło, że miesiąc wcześniej pies był adoptowany ze schroniska i już wcześniej próbowano się go pozbyć.
- W toku postępowania prokurator wykazał, że 4 lipca 2017 roku w jednej z miejscowości pod Ostrowem Wlkp. mężczyzna znęcał się nad psem w ten sposób, że porzucił go w lesie, przywiązując smyczą do drzewa i krępując tylne łapy taśmą klejącą. Przez to uniemożliwił zwierzęciu poruszanie się i uwolnienie, a także pozbawił psa dostępu do pokarmu i wody - poinformował rzecznik prasowy ostrowskiej prokuratury okręgowej Maciej Meler. Ujawnił, że podejrzany nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił złożenia wyjaśnień.
Tylne łapy skrępowane taśmą klejącą
6 lipca 2017 roku w lesie w Wielowsi w powiecie ostrowskim znaleziono psa. Zwierzę było przywiązane do drzewa a tylne łapy miało skrępowane przemysłową taśmą klejącą.
- Suczka nie mogła wyswobodzić się z uwięzi, obok niej leżała resztka taśmy. Prawdopodobnie miała też związane przednie łapy i pyszczek, ale udało jej się zerwać taśmę - powiedziała kierowniczka schroniska w Ostrowie Wlkp. Agnieszka Nowicka, którą pierwszą poinformowano o znalezionym psie. Według kierowniczki z relacji mężczyzny, który znalazł zwierzę wynika, że pies przebywał w lesie co najmniej od 4 lipca.
- Mężczyzna, który znalazł psa powiedział, że był w lesie dwa dni wcześniej i słyszał szczekanie, ale sądził, że ktoś jest ze zwierzęciem na spacerze - powiedziała Nowicka. Kiedy wrócił do lasu, usłyszał już wycie i skomlenie psa.
Pies pochodził ze schroniska
Agnieszka Nowicka sprawę znęcania nad zwierzęciem zgłosiła policji w Ostrowie Wlkp., a zdjęcia i post z filmem umieściła na profilu schroniska na portalu społecznościowym. Jak mówiła, po raz pierwszy spotyka się z przypadkiem porzucenia zwierzęcia w tak drastycznych okolicznościach. - Do tej pory zwierzęta były porzucane, ale biegały luzem a w tym przypadku ktoś świadomie chciał, żeby suczka nie została odnaleziona i zginęła z głodu - dodała.
- Tego samego dnia zgłosił się do mnie pracownik schroniska w Niedźwiedziu za Antoninem. Powiedział, że pies pochodzi z jego schroniska i został zaadaptowany przez rodzinę z Grabowa nad Prosną. Dowodem na to są dokumenty, zdjęcia oraz szwy po sterylizacji suczki, ponieważ operację przeprowadzono w schronisku tuż przed wydaniem psa do adopcji - powiedziała Nowicka.
Prowadzący schronisko w Niedźwiedziu Andrzej Cichosz potwierdził Nowickiej i opowiedział, jak w czerwcu przyjechało małżeństwo z 26-letnim synem, żeby zaadoptować psa.
"Dobrze ubrani, wyglądali na ludzi wykształconych"
- Przyjechali drogim samochodem, dobrze ubrani i wyglądali na ludzi wykształconych. Serce mi się radowało, że 2-lenia suczka trafia w dobre ręce, bo wcześniej długo była bezdomna. Znaleźliśmy ją bardzo wychudzoną i wystraszoną. Długo pracowaliśmy nad nią, żeby odzyskała zaufanie do ludzi. Tymczasem wyrządzono jej taką krzywdę - powiedział Cichosz.
Jak dodał, kilka dni przed porzuceniem zwierzęcia w lesie suczka ponownie trafiła do jego schroniska. - Błąkała się po okolicy, więc ją zabraliśmy i poinformowaliśmy opiekunów z Grabowa, żeby ją odebrali. Na początku upierali się, że to nie może być ich pies, bo jest z nimi w domu. Powiedziałem, że przyjadę sprawdzić. Wówczas stwierdzili, że widocznie im uciekł. Po suczkę do schroniska przyjechał ich syn w tym samym dniu, kiedy porzucono ją w lesie - powiedział Cichosz.
Prokurator Meler przypomniał, że za znęcanie się nad zwierzętami grozi grzywna, ograniczenie wolności lub więzienie do 2 lat.
PAP
Komentarze