Niemowlę porażone prądem. Chłopiec zmarł, a matka usłyszała zarzuty
Prokuratura postawiła zarzuty matce dziecka, które ucząc się raczkować chwyciło za wystające ze ściany kable. Dziecko zostało porażone prądem. Mimo starań lekarzy chłopczyk zmarł po kilku dniach pobytu w szpitalu. Matce grozi kara do 5 lat więzienia.
Do wypadku doszło 21 czerwca w wynajmowanym domu na jednym z osiedli w Białymstoku. Od roku mieszkała tam kobieta z trójką dzieci oraz jej konkubent.
Raczkował prosto na druty
Feralnego dnia 10-miesieczny chłopiec bawił się w przedpokoju, uczył się raczkować. Przy drzwiach wejściowych znajdowały się niezabezpieczone kable pod napięciem, które ciągnęły się od dzwonka i kończyły się tuż nad podłogą.
Nieświadomy zagrożenia chłopiec chwycił przewody i został porażony prądem. Doszło do zatrzymania krążenia. Dziecko trafiło do szpitala na oddział intensywnej terapii.
Lekarze od początku określali jego stan jako krytyczny. Mimo podjętego leczenia, niemowlak zmarł 7 lipca.
Matka wiedziała, że instalacja wymaga remontu
Jak ustaliła prokuratura, matka dziecka wiedziała, że instalacja może stanowić zagrożenie i wymaga remontu. Nic z tym jednak nie zrobiła. Dlatego kobieta usłyszała zarzut narażenia syna na bezpośrednie ryzyko utraty zdrowia bądź życia. Grozi jej za to nawet do 5 lat więzienia.
- Śledztwo dotyczy narażenia 10-miesięcznego chłopca na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania choroby realnie zagrażającej życiu. Podejrzana nie sprawowała właściwej opieki na dzieckiem, co skutkowało porażeniem prądem - powiedział Wojciech Zalesko, szef Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe.
Kobiecie grozi kara od 3 miesięcy do nawet 5 lat więzienia. Z nieoficjalnych informacji portalu poranny.pl wynika, że nie przyznała się do winy. Prokurator zastosował wobec niej wolnościowe środki zapobiegawcze - dozór policji oraz zakaz opuszczania kraju.
poranny.pl
Czytaj więcej
Komentarze