Gronkiewicz-Waltz nie stawiła się przed komisją weryfikacyjną. Miasto będą reprezentować pełnomocnicy
Ze względu na to, że komisja weryfikacyjna pominęła nasze pisma, nie odpowiedziała na pytania, od dziś w posiedzeniach komisji będą uczestniczyli pełnomocnicy miasta Warszawy - poinformowała w czwartek prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Gronkiewicz-Waltz została na czwartek wezwana przed komisję weryfikacyjną w charakterze świadka. Nie stawiła się, natomiast na briefingu prasowym poinformowała, że w pracach komisji będą uczestniczyć pełnomocnicy miasta. Na rozpoczętym o godz.11 posiedzeniu komisji stawił pełnomocnik miasta Piotr Rodkiewicz.
- Od początku udostępniliśmy komisji wszelkie dokumenty, odpowiadamy na pytania. Wysłaliśmy też do komisji (...) informacje o sporze kompetencyjnym oraz informacje dlaczego nie możemy pojawić się na posiedzeniu komisji jako strona - mówiła Gronkiewicz-Waltz na briefingu prasowym, który odbył się przed rozpoczęciem posiedzenia komisji.
"Nie mogę dalej tolerować mijania się z prawdą"
- Niestety pan przewodniczący (komisji weryfikacyjnej, Patryk) Jaki albo sam został wprowadzony w błąd, albo z premedytacją wprowadził w błąd wszystkich zainteresowanych pracami komisji. Na pytanie o nasze pisma kierowane do komisji odpowiedział wprost, że taka korespondencja do komisji nie wpłynęła - powiedziała prezydent Warszawy.
Dlatego - jak oświadczyła - odtąd w posiedzeniach komisji będą uczestniczyli pełnomocnicy miasta Warszawy.
- Nie mogę dalej tolerować mijania się z prawdą, dlatego od dziś w posiedzeniach komisji będą uczestniczyli pełnomocnicy miasta Warszawy. Zamiast pisemnie jak do tej pory, bo taka istota jest, procedura administracyjna, ona z zasady jest pisemna, ale teraz ze względu na to, że pominięto nasze pisma, nie odpowiedziano na pytania, będą pełnomocnicy działać osobiście podczas posiedzeń komisji po to, żeby tego rodzaju nieprawdy nie pozostały bez odpowiedzi, były przemilczane albo wręcz zafałszowane - powiedziała Gronkiewicz-Waltz.
"Zrobiłam to co do mnie należało"
- Zostałam wprowadzona w błąd, oszukana. Poinformowano mnie, że zarówno dyrektor (Biura Gospodarki Nieruchomościami) jak i pracownik merytoryczny pan Krzysztof Śledziewski przygotowujący decyzję (ws zwrotu), nie ma wiedzy o spłacie nieruchomości. Mam na to zresztą świadków. Taką też informację na podstawie przygotowanych przez BGN dokumentów przedstawił mój zastępca Radzie Miasta - powiedziała prezydent stolicy na czwartkowym briefingu prasowym.
- W aktach sprawy znajdowała się korespondencja miasta stołecznego Warszawy prowadzona z Ministerstwem Finansów w roku 2010 r. jeszcze na dwa lata przed wydaniem decyzji, wówczas minister finansów napisał, że nie dysponuje dokumentacją związaną z wypłatą odszkodowania za nieruchomość położoną przy Chmielnej 70 na mocy układu zawartego pomiędzy rządem PRL a Królestwem Danii - powiedziała Hanna Gronkiewicz-Waltz
Dodała, że na stronie internetowej resortu finansów "również nie było informacji o wypłacie odszkodowania, były inne adresy".
"Zeznania b. pracowników BGN są wykorzystywane w walce politycznej"
- Takich informacji nie było w ubiegłym roku już za czasów tzw. dobrej zmiany, nie byłoby zwrotu tej nieruchomości gdyby Ministerstwo Finansów wcześniej wydało decyzję administracyjną, a kiedy to zrobiło? Dopiero pod koniec ubiegłego roku - cztery lata po decyzji zwrotowej, kiedy temat zwrotu Chmielnej od pół roku był gorącym tematem medialnym - podkreśliła prezydent stolicy.
Zdaniem Gronkiewicz-Waltz zeznania b. pracowników BGN są wykorzystywane w walce politycznej. - Nie byłoby też tematu zwrotu Chmielnej 70, gdyby Krzysztof Śledziewski pracownik BGN-u, którego zeznania są dzisiaj wykorzystywane jako oręż w walce politycznej ze mną, nie zataił przed przełożonymi dokumentów, które dawały nam możliwość innego rozpatrzenia wniosku - zaznaczyła.
Podkreślił, że Śledziewski "został dyscyplinarnie zwolniony z pracy". - A dzisiaj zeznaje przed komisją i jest wiarygodny jakby wydawało się z atmosfery panującej na komisji, jest źródłem dla komisji - dodała.
Prezydent Warszawy podkreśliła, że w momencie napływających informacji świadczących o nieprawidłowościach dotyczących Chmielnej 70, miasto skupiło się na "dołożeniu starań żeby zabezpieczyć nieruchomość".
- Zrobiłam to co do mnie należało, zwolniłam pracowników dyscyplinarnie, ponieważ zaczęli tuszować dokumenty, na to są oczywiście dowody (...) wprowadzili mnie w błąd, bądź nie wykazali się odpowiednim nadzorem nad pracownikami jak chociażby dyrektor BGN-u - dodała Gronkiewicz-Waltz.
PAP
Czytaj więcej