"Niska frekwencja osłabia mandat parlamentu", "upadek lewicy". Komentarze francuskich polityków po wyborach
Szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen oświadczyła w niedzielę po zakończeniu II tury wyborów parlamentarnych we Francji, że niska frekwencja, szacowana na 43 proc., podważa mandat nowo wybranego Zgromadzenia Narodowego.
Le Pen dodała, że wybory wygrało co najmniej sześcioro kandydatów FN. Wśród nich do francuskiego parlamentu po raz pierwszy wejdzie sama szefowa FN, która dotąd zasiadała w Parlamencie Europejskim.
Wcześniej prognozy ośrodków badawczych mówiły o ośmiu kandydatach FN, którzy zdołali dostać się do Zgromadzenia Narodowego.
Premier jest gotów pracować "ze wszystkimi ludźmi dobrej woli"
W- yborcy dali w niedzielę wyraźną większość partii prezydenta Emmanuela Macrona, La Republique en Marche (LREM) - ocenił po zakończeniu drugiej tury głosowania premier Francji Edouard Philippe.
Premier kierujący rządem, który Macron powołał w maju po swoim zwycięstwie w wyborach prezydenckich, oświadczył, że niska frekwencja, szacowana na 43 proc., nie jest dobra dla demokracji, ale tym bardziej zobowiązuje rząd do tego, by odnieść sukces. Zapewnił, że rząd jest "pełen pokory i determinacji".
Philippe powiedział także, że jest gotów pracować "ze wszystkimi ludźmi dobrej woli". Odnosząc się do różnorodności kandydatów wystawionych przez LREM, z których wielu stawia dopiero pierwsze kroki w polityce, premier oznajmił, że "stanowi to szansę dla Francji".
"Będziemy główną opozycją wobec Macrona"
Francois Baroin, lider centroprawicowej partii Republikanie, która zajęła w niedzielę drugie miejsce w wyborach parlamentarnych we Francji, oświadczył, że jego ugrupowanie będzie stanowiło główną siłę opozycyjną wobec rządu prezydenta Emmanuela Macrona.
Baroin powiedział, że życzy Macronowi "wszystkiego najlepszego", ponieważ chce, by Francja odniosła sukces. Ale zaznaczył, że jego partia będzie stanowiła wystarczająco duży blok w izbie niższej parlamentu, by sprawić, że jej głos będzie słyszalny.
W szczególności - podkreślił Baroin - Republikanie mają inne niż Macron zdanie w kwestiach podatkowych.
"Lewica musi się radykalnie zmienić"
Przywódca francuskich socjalistów Jean-Christophe Cambadelis ocenił z kolei, że upadek lewicy nie pozostawia wątpliwości, a pełnię władzy ma prezydent Emmanuel Macron i jego partia La Republique en Marche.
"Dziś wieczorem upadek Partii Socjalistycznej nie pozostawia żadnych wątpliwości. Prezydent Republiki ma pełnię władzy" - oznajmił Cambadelis. Poinformował, że podaje się do dymisji, a jego miejsce ma zająć "zbiorowe przywództwo".
"Triumf Macrona jest niepodważalny" - przyznał Cambadelis. Zaapelował, by jego ugrupowanie zasadniczo się zreformowało. "Lewica musi się radykalnie zmienić" - powiedział.
"Masowy strajk powszechny od obywatelskiego obowiązku"
Według prognoz Partia Socjalistyczna i jej sojusznicy zdobyli 45 mandatów w liczącym 577 miejsc Zgromadzeniu Narodowym. Głosowało na nich 6 proc. wyborców - podało MSW po przeliczeniu 75 proc. oddanych głosów. W dotychczasowym Zgromadzeniu Narodowym Partia Socjalistyczna miała 280 mandatów, co pozwalało jej na samodzielne rządy.
Skrajnie lewicowa partia Francja Nieujarzmiona zdobyła według prognoz 17 miejsc. Jej lider Jean-Luc Melenchon zwrócił uwagę na niską frekwencję szacowaną na 43 proc., oceniając, że była ona wyrazem "masowego strajku powszechnego od obywatelskiego obowiązku".
Zapowiedział "społeczny opór" wobec reform planowanych przez Macrona, wśród których jest reforma prawa pracy. Melenchon zaznaczył, że prezydent nie ma prawa "zniszczyć kodeksu pracy".
Wyborcy dali w niedzielę wyraźną większość partii prezydenta Emmanuela Macrona, La Republique en Marche (LREM), która zdobyła większość bezwzględną w izbie niższej parlamentu. Na LREM głosowało 42 proc. wyborców. To przekłada się na 355 do 360 miejsc i pozwala Macronowi na sformowanie rządu, by realizować reformy, do których zobowiązał się w swojej kampanii wyborczej.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze