"Przekazywałem sugestie, ale nie zostały przyjęte". Pawlak o błędach rządu po katastrofie smoleńskiej
Waldemar Pawlak przyznał, że od samego początku był sceptycznie nastawiony do przekazywania Rosjanom śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej i informował o tym przedstawicieli rządu. - Przekazywałem sugestie od środowiska osób, które zajmowały się rozwikłaniem katastrofy w Lesie Kabackim, ale nie zostały przyjęte - stwierdził w programie "Prawy do Lewego. Lewy do Prawego" w Polsat News 2.
Prowadzący program Witold Jurasz wyjawił, że 10 kwietnia 2010 r. miał okazję dwa razy rozmawiać z Pawlakiem i zapamiętał, iż ówczesny wicepremier wypowiadał się ostrożnie na temat kontaktów z Rosjanami.
Pawlak: Michał Boni kluczowy
- Jak to się stało, że rząd popełnił, zdaje się dość poważne błędy w kontaktach z Rosjanami, zawierzając i zakładając ich dobrą wolę? - zapytał dziennikarz.
- Wydarzenie było traumatyczne. W każdej takiej sytuacji trzeba zachować zdrową i ostrożną postawę. Zwłaszcza, że Katyń to miejsce symboliczne - zauważył Pawlak.
Dodał, iż kluczową osobą, która po katastrofie smoleńskiej koordynowała działania rządu od strony organizacyjnej był minister Michał Boni.
"Politycy wiedzieli lepiej"
- Przekazywałem sugestie od środowiska osób, które zajmowały się rozwikłaniem katastrofy w Lesie Kabackim (wypadek samolotu pasażerskiego z 1987 r., w którym zginęły 183 osoby - red.), ale nie zostały przyjęte. Odwołam się do wypowiedzi Agaty Kaczyńskiej, która pracowała wówczas w komisji badania wypadków lotniczych. Ona wspominała o tym, że niestety nie słuchano osób z dużym doświadczeniem - powiedział Pawlak.
- Politycy wiedzieli lepiej - dopytał Jurasz.
- No, niestety - odparł Pawlak.
"Nie było wniosków z rozbicia CASY"
Były wicepremier zaznaczył, że w kontekście katastrofy smoleńskiej warto przywołać różne elementy.
- Również te, że kilka miesięcy wcześniej była katastrofa pod Mirosławcem (wypadek wojskowej CASY - red.) i nikt nie wyciągnął z niej twardych wniosków - mówił.
Przywołał również incydent w czasie lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Gruzji, gdy pilot samolotu odmówił lądowania w Tbilisi, ze względu na toczący się w kraju konflikt wojskowy.
- Ten pilot został potem sponiewierany, wyrzucony z wojska, a ten, który to obserwował, jego zastępca (drugi pilot Arkadiusz Protasiuk - red.) potem był kapitanem lotu do Smoleńska - zauważył Pawlak.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze