Znana ze zdjęć niedźwiedzica zastrzelona po słowackiej stronie Tatr
Podczas akcji słowackiej policji i myśliwych zastrzelono niedźwiedzicę, która z dwojgiem młodych znów pojawiła się w jednej z podtatrzańskich miejscowości. Ekolodzy chcieli ją uratować, ale władze miasteczka uznały, że zwierzę stanowi zagrożenie dla ludzi. To ta sama niedźwiedzica, której zdjęcia obiegły kilka dni temu media: razem z małymi siedziała na drzewie w Starym Smokowcu na Słowacji.
Pracownicy TANAP-u (słowackiego odpowiednika polskiego Tatrzańskiego Parku Narodowego) od kilku tygodni otrzymywali zgłoszenia od mieszkańców pobliskich miejscowości o wizytach niedźwiedzicy z małymi.
Gdy któregoś dnia zwierzęta weszły na drzewo, na którym spędziły niemal dobę, polscy i słowaccy pracownicy parku przeprowadzili wspólną akcją ratowniczą. Zwabili niedźwiedzie do mobilnej klatki. Matkę uśpili i założyli jej specjalną obrożę z GPS. Młode były cały czas przytomne i przy mamie.
Następnie całą trójkę wywieziono z miasteczka. Niedźwiedzicy podano środek wybudzający; gdy się obudziła z małymi odeszła do lasu.
Przyszły znowu
W czwartek zwierzęta po raz kolejny pojawiły się w jednej ze słowackich miejscowości. Mieszkańcy wezwali policję, która oddzieliła matkę od młodych. Niedźwiedzica oddaliła się i nocą weszła na drzewo.
W końcu udało się ją zmusić do zejścia, ale nie zdołano odgonić jej w stronę lasu. Oddano strzał, wskutek którego zwierzę zmarło.
Juraj Lukáč ze słowackiego Stowarzyszenia Ochrony Lasu przekonuje w rozmowie z portalem Spravy.Pravda, że niedźwiedzica nie była agresywna i nie stanowiła zagrożenia dla ludzi.
- To ludzie są odpowiedzialni za to, że niedźwiedzie pojawiają się obok ich domów. Sami rozrzucają resztki jedzenia, które wabią zwierzęta. Gdyby mieszkańcy dbali o czystość i porządek, nie byłoby takich problemów - mówi Lukáč.
spravy.pravda.sk
Czytaj więcej
Komentarze