"Wyrok niewspółmierny do winy". Prokuratura złożyła apelację od wyroku dla rodziców za śmierć dzieci w pożarze
Żywiecka prokuratura uważa, że kara trzech lat więzienia, jaką tamtejszy sąd rejonowy wymierzył rodzicom, którzy nieumyślnie doprowadzili do śmierci synów w pożarze, jest zbyt niska. W środę złożyliśmy apelację - powiedziała prokurator rejonowa Agnieszka Michulec.
- Uważamy, że wyrok jest niewspółmierny do winy - podkreśliła szefowa prokuratury rejonowej w Żywcu. Przed sądem prokurator Piotr Sowa domagał się dla oskarżonych: ojca dzieci Damiana M. i matki - Karoliny K., kary 5 lat więzienia.
Zdaniem oskarżyciela, za wyższym wymiarem kary, przemawiały okoliczności w jakich doszło do tragedii, a także postawa rodziców, którzy nie uważali, by zrobili coś złego.
- Twierdzili, że nie byli pijani, choć tak naprawdę byli w stanie upojenia alkoholowego. To ten stan spowodował, że nie byli w stanie racjonalnie myśleć i podjąć działań, jakich oczekuje się od normalnego człowieka, który myśli trzeźwo - powiedział w mowie końcowej na procesie, który zakończył się w marcu br.
"Znowu była libacja alkoholowa"
Oskarżyciel zwracał wówczas też uwagę, że u rodziców po śmierci dzieci nie doszło do żadnej refleksji. Przywołał słowa policjantów, którzy półtora miesiąca po tragicznym pożarze zostali wezwani na interwencję do rodziny. - Znowu była u oskarżonych libacja alkoholowa. Mieli wtedy pod opieką ocalone dziecko - podkreślił.
Sędzia Olga Kocot-Barabasz uzasadniając wyrok podkreśliła, że wina oskarżonych jest bezsporna. Swym zachowaniem sprzeniewierzyli się obowiązkom rodziców, którzy są gwarantami bezpieczeństwa swoich dzieci. Doprowadziło to do śmierci dwóch synów. Wymierzając im karę niższą od tej, której domagał się prokurator, wskazała jednak, że podsądni są ludźmi młodymi i dotychczas niekaranymi.
- To kara wystarczająca, by zrozumieli naganność swego zachowania - uzasadniła sędzia.
Apelację rozpatrzy bielski sąd okręgowy.
W domu zostało dwoje dzieci
Ogień w drewnianym domu w Rajczy wybuchł w nocy z 1 na 2 lipca ub.r. Dym obudził Damiana M., który zaczął krzyczeć i uciekać. To obudziło jego konkubinę Karolinę K., która wybiegła z domu z najstarszym dzieckiem, 4-letnim Oskarem.
W budynku pozostali 2-letni Patryk i 11-miesięczny Krystian. Ojciec próbował później po nich wrócić, ale wówczas siła ognia była już zbyt duża. Dzieci zmarły w wyniku zatrucia dymem i oparzeń. Rodzice byli pod wpływem alkoholu. Mieli we krwi niemal 3 promile.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze