Samowolka w mieszkaniu radnego. Sąsiedzi z góry boją się o życie
Kiedy państwo Andrearczykowie z miejscowości Hel wrócili z kilkudniowego wyjazdu do córki, zastali w swoim mieszkaniu popękane ściany i obniżoną podłogę. Okazało się, że w mieszkaniu pod nimi wyburzono część ściany pod lokal gastronomiczny. Bez żadnych pozwoleń. Właścicielem mieszkania jest lokalny radny, a najemcą jego kuzyn.
Wyburzenie części ściany nie tylko spowodowało szkody w mieszkaniu na pierwszym piętrze, ale naruszyło konstrukcję całego budynku.
- Dziura nie jest niczym podparta. Mur wisi. Gdybym podszedł i włożył śrubokręt, cegły zaczęłyby spadać - stwierdził w rozmowie z reporterką "Interwencji" Bogdan Andrearczyk.
- Nie mamy żadnej gwarancji, że któregoś razu to nie runie – dodała Anita Andrearczyk.
Radny czuje się poszkodowany
Sąsiad rodziny to miejscowy radny. Mężczyzna nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności za sytuację, bo jak twierdzi: roboty prowadził jego kuzyn.
- Zostałem wyrolowany przez najemcę i nadzór budowlany, który się czepia do mnie, jak ja nic nie podpisywałem. Czuję się poszkodowany - powiedział radny Jan Boszke.
Radny twierdzi, że jego kuzyn planował otworzyć w jego mieszkaniu lokal gastronomiczny. Ekipa "Interwencji" zastała Jerzego P. na zapleczu jego kawiarni w Juracie.
Kuzyn milczy
- Powiedziałam mu, że jest pani z Polsatu, która chce porozmawiać na temat Helu, poznać jego wersję, ale stwierdzi, że nie wyjdzie - przekazała pracownica kawiarni.
Państwo Andrearczykowie zawiadomili odpowiednie organy. - Ustaliliśmy, że sąsiad państwa Andrearczyków nie posiadał stosownego zezwolenia i wykonał te roboty samowolnie - powiedział Wojciech Borzyszkowski, naczelnik Wydziału Architektury i Budownictwa Starostwa Powiatowego w Pucku.
- Mamy dwie decyzje nadzoru budowlanego, które jasno określają, że roboty zostały wykonane bez właściwego zgłoszenia i należy przywrócić stan pierwotny tej nieruchomości, czyli sprzed tych robót budowlanych - poinformował Paweł Tomaszewski, pełnomocnik państwa Andrearczyków.
Sąsiad rodziny nic sobie jednak nie robi z decyzji nadzoru budowlanego. Urzędnicy bezradnie rozkładają ręce, chociaż sami w swoich decyzjach piszą, że stan budynku zagraża zdrowiu i życiu mieszkańców.
Radny o remoncie nie myśli
- Jesteśmy bezradni. Nie wiemy, gdzie mamy się udać. Z tym człowiekiem nie da się porozumieć, a instytucje działają opieszale - stwierdziła Anita Andrearczyk.
Radny Jan Boszke przyznaje, że wiedział o robotach budowlanych w swoim lokalu. Decyzji nadzoru budowlanego jednak nie uznaje, bo twierdzi, że prace prowadził jego kuzyn. Pat trwa od lutego 2016 roku, kiedy wykonano remont.
- Ma naprawić to, co zepsuł. Tego oczekujemy. Nie tak powinien zachować się człowiek, zwłaszcza osoba publiczna - podsumowała Anita Andrearczyk.
"Interwencja"
Czytaj więcej