Podejrzany z kajdankami na rękach uciekł policjantom. Sąd uznał, że są niewinni
Sąd Rejonowy w Białymstoku uniewinnił we wtorek dwóch policjantów, którym z budynku prokuratury uciekł z kajdankami na rękach mężczyzna podejrzany m.in. o szereg kradzieży. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura chciała kar grzywny, nie wyklucza apelacji.
Zdarzenie, którego dotyczył proces, miało miejsce pod koniec września ub. roku. Policjanci z komendy miejskiej dowieźli zatrzymanego do budynku Prokuratury Rejonowej w Białymstoku. Choć miał kajdanki na rękach, zdołał stamtąd uciec, wykorzystując nieuwagę i brak należytego nadzoru zarówno funkcjonariuszy, jak i ochrony budynku.
Mimo, iż był zamknięty w zakratowanym pomieszczeniu i miał kajdanki, zdołał palcem nacisnąć na klamkę z drugiej strony, otworzył kratę i - mimo, iż za nią w tym samym pomieszczeniu było dwóch policjantów - błyskawicznie wybiegł, przebiegł korytarz, wbiegł do holu gdzie jest też ochrona, podbiegł do drzwi wejściowych i uciekł z budynku. Zatrzymano go ponownie po kilku dniach.
Prokuratura wnioskowała o grzywnę
Akt oskarżenia dotyczył niedopełnienia obowiązków przez dwójkę policjantów. W ocenie śledczych, podstawowe błędy, to kajdanki założone z przodu i niedostateczny nadzór nad podejrzanym.
Według prokuratury, konwojenci działali w ten sposób na szkodę interesu publicznego, podważając zaufanie społeczne do policji. Dlatego chciała ich ukarania; wnioskowała o 5 tys. zł grzywny dla każdego. Obrona chciała uniewinnienia lub warunkowego umorzenia postępowania.
Sąd obu policjantów uniewinnił. Uznał, iż w świetle zebranych w sprawie dowodów, nie można im zarzucić niedopełnienia obowiązków. Wśród dowodów były nagrania monitoringu i zeznania świadków (w tym uciekiniera, pracownika ochrony i przełożonego policjantów).
- W oparciu o te dowody z całą pewnością nie można ustalić, również nie ustalił tego prokurator (...), na czym miałoby polegać niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy policji w sposób konkretny - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Barbara Paszkowska.
Wyjaśniała, że chodzi o obowiązki z ustawy o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej, oraz z rozporządzenia Komendanta Głównego Policji, dotyczącego tzw. doprowadzeń i konwojów. Sędzia cytowała przepisy dotyczące założenia kajdanek, jak i zachowania funkcjonariuszy w takich sytuacjach.
Sąd: obiekt powinien być chroniony
Zatrzymany nie był bez dozoru, a biorąc pod uwagę miejsce, gdzie przebywał (pomieszczenie dla osób zatrzymanych, w chronionym budynku prokuratury) i zachowanie tego mężczyzny, kajdanki mogły być założone z przodu, a nie z tyłu - oceniła sędzia.
Zwracała uwagę, że obiekt powinien był być też chroniony poprzez zamknięcie drzwi wejściowych zamkiem magnetycznym, a w dniu ucieczki tak nie było. Przypomniała, iż po zdarzeniu firma ochroniarska została ukarana karą wynikającą z umowy za niewłaściwe sprawowanie ochrony w tym dniu, a pracownik tej firmy został odsunięty od pracy na terenie prokuratury.
Wyjaśniając przepisy dotyczące niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego sędzia mówiła, że nie wiadomo na czym w tej sprawie owo niedopełnienie obowiązków miałoby polegać. - Chwilowa nieuwaga, może odwrócenie głowy? - pytała sędzia.
Konsekwencje dyscyplinarne
Mówiła też, że ocena prokuratury, iż działaniem oskarżonych zostało nadszarpnięte dobre imię czy zaufanie do policji to "sformułowanie enigmatyczne", nie poparte żadnym dowodem. I zwracała uwagę, że w trzy dni po ucieczce podejrzany został przez policję ponownie zatrzymany.
Dlatego sąd obu funkcjonariuszy uniewinnił, zwrócił przy tym uwagę, iż ponieśli już oni konsekwencje dyscyplinarne w postępowaniu wewnętrznym policji. M.in. odebrano im dodatki i premie.
Prokuratura rozważa apelację.
- Co tu dużo mówić, wyrok który zapadł, w znaczący sposób odbiega od punktu widzenia prokuratury na tę sprawę. Więc wydaje mi się, że naturalną konsekwencją będzie apelacja - mówił dziennikarzom po publikacji wyroku prok. Jarosław Wierzba z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze