Bociany na kominie, w domu zimno, a urzędnicy radzą zrzucić gniazdo
Na domu państwa Zychów z Kępy Niemojewskiej pod Warką gniazdo uwiły bociany. Małżeństwo ma problem, bo ptaki zapchały komin centralnego ogrzewania, więc marznie. W dodatku urzędnicy przerzucają się odpowiedzialnością za przeniesienie bocianiej rodziny. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska miała nawet zasugerować, aby gniazdo po prostu zrzucić.
48-letni Józef Zych wraz z żoną prowadzi małe gospodarstwo. Problem z gniazdem pojawił się dwa tygodnie temu. Przez zapchany komin w domu jest zimno - najwyżej 10 stopni.
- Najpierw chcieliśmy je odstraszyć, żeby nie robiły tego gniazda, ale nie dało rady. One są mądrzejsze od ludzi. Jak człowiek jeszcze śpi, to zaczynają pracę, a jak się wstaje, to już gniazdo prawie zbudowane - opowiadała Katarzyna Zych, żona pana Józefa.
Nie chciały odlecieć
- Normalnie się w kominach paliło, a one w tym dymie siedziały. Później zaczęliśmy dzwonić po różnych instytucjach, co się zajmują bocianami - dodał Józef Zych.
Bociany były uparte i zadomowiły się na dobre. Na dworze zimno, deszcze, chwilami przymrozki, a państwo Zychowie zostali bez ogrzewania. Ratunku szukali u wójta i naczelnika Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska (RDOŚ) z oddziałem w Radomiu.
- Powiedział, że trzeba będzie słup postawić i przenieść gniazdo, a to są koszta i on musi się skonsultować z Warszawą. Za godzinę oddzwonił, ale już całkiem co innego mówił, że wyda ustne pozwolenie na zwalenie tego gniazda na moją odpowiedzialność. Odmówiłem. Chciałem, żeby mi to na piśmie wydać - tłumaczył reporterce "Interwencji" Józef Zych.
Mężczyzna mówił, że pomocy odmówił mu również wójt, zasłaniając się brakiem pieniędzy.
Paraliż decyzyjny
W piątek przed weekendem majowym nastąpił totalny paraliż decyzyjny. Trwały przepychanki. RDOŚ tkwiła na stanowisku, by gniazdo zniszczyć, ale nie chciała brać w tym udziału. Natomiast gmina nie chciała wysłać strażaków do niszczenia gniazda. No i nie było specjalnej platformy. Bociany zaś spokojnie szykowały się do składania jaj.
- To nie zadanie gminy, lecz Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, bo bocian jest pod ścisłą ochroną. My jedynie oferujemy pomoc, ale nie możemy bez ich wiedzy i zgody cokolwiek z bocianem robić - stwierdził Zdzisław Karaś, sekretarz gminy Grabów nad Pilicą.
Urzędnik odbył rozmowę z Marcinem Langerem, naczelnikiem Wydziału Spraw Terenowych RDOŚ w Radomiu, w której padły zaskakujące słowa.
Naczelnik: W tej chwili środki się wyczerpały. Nie mogę wejść na dach, żeby to przenieść.
Sekretarz: Potrzebne są papiery, dokumentacja oraz platforma, gdzie to przenieść.
Naczelnik: Wie pan, przenieść można...
Sekretarz: Ale tam ktoś od was był, ktoś tam lustrował.
Naczelnik: Był kolega, był przejazdem. Powiem panu tak... decyzję wydamy od ręki.
Sekretarz: Decyzję wydacie od ręki na zniszczenie gniazda?
Naczelnik: Tak.
- Jest to pomysł niedorzeczny, źle to brzmi z instytucji, która się nazywa "ochrona środowiska" - podsumował sekretarz gminy.
"Interwencja"
Czytaj więcej
Komentarze