Bogactwo na papierze. Bułgaria oszalała na punkcie zdrapek

Świat
Bogactwo na papierze. Bułgaria oszalała na punkcie zdrapek
Wikimedia Commons/Mysid

Od kilku lat w bułgarskich sklepach obok chleba i mleka królują "kupony szybkiego hazardu", czyli zdrapki. Szczęściarzy, którzy wygrali, pokazuje na okrągło telewizja, trwa agresywna kampania medialna. Ludzie wręcz oszaleli na punkcie zdrapek.

"Kupony szczęścia" są wszechobecne. W kawiarniach, na stacjach benzynowych, w kioskach, osiedlowych sklepikach, urzędach pocztowych. W supermarketach kasjerki specjalnie namawiają do ich kupna. Zwyczajnym widokiem są ubodzy ludzie, odmawiający przyjęcia reszty, by za tę drobną gotówkę kupić zdrapkę o wartości dwóch bochenków chleba.

 

Od lipca 2012 r., kiedy państwowa Komisja ds. Hazardu zezwoliła na sprzedaż kuponów gier loteryjnych poza wyspecjalizowanymi punktami, jak było przez dziesięciolecia, ludzie wręcz oszaleli na tym punkcie.

 

Wyjątkowo agresywna kampania medialna

 

Liberalizacji sprzedaży towarzyszyła, i nadal trwa, wyjątkowo agresywna kampania medialna, skierowana do potencjalnych nabywców o niskich dochodach i statusie społecznym. Trzy telewizje o ogólnokrajowym zasięgu nadają bezpośrednio losowania, przerywają emisje na reklamy lub nadają te reklamy na banerach bez przerwania najbardziej oglądanych widowisk. Pieniądze na reklamy są ogromne, żadne medium z nich nie rezygnuje.

 

Przychody z gier są szacunkowe ze względu na wprowadzone razem z liberalizacją sprzedaży ulgi podatkowe. Można tylko szacować, jak wysokie są przychody organizatorów, na podstawie pobranych przez państwo podatków za prowadzenie takiej działalności.

 

Firm prowadzących ten biznes jest cztery - trzy prywatne (dwie należą do tego samego właściciela) i jedna państwowa. W 2012 r. podatki wyniosły 5,2 mln lewów (2,6 mln euro). Za 2016 rok skoczyły już do 124 mln lewów (62 mln euro). W 2015 r. wzrost w porównaniu z poprzednim rokiem wyniósł 60 proc., a w 2014 - aż 800 proc. Największy udział we wpłacanych przez firmy podatkach ma tzw. szybki hazard. Firmy organizują również inne gry hazardowe.

 

Jednocześnie ze wzrostem zysków firm rośnie uzależnienie ludności od gier hazardowych. Według danych Instytutu Badań Społecznych i Marketingu, przytoczonych przez dziennik „Sega", gra w nie prawie połowa bułgarskich obywateli, a 44 proc. z nich robi to regularnie.

 

Powszechnie dostępne kupony są szczególne niebezpieczne dla młodzieży

 

Zdaniem cytowanych przez gazetę psychologów niskie ceny kuponów są przesłanką do rozwinięcia szybszej zależności od hazardu. Według innego sondażu powszechnie dostępne kupony są szczególne niebezpieczne dla młodzieży. 10 proc. młodych ludzi w wieku od 16 do 19 lat kupuje je codzienne, 11 proc. - raz w tygodniu. U 9 proc. uczniów odnotowuje się oznaki uzależnienia. Jednocześnie 83 proc. ankietowanych uważa nabycie kuponu za najbardziej niewinny sposób próby poprawienia sobie losu.

 

Reklamy, skierowane do ludzi o niskich dochodach, obiecują szybkie wzbogacenie się. Jednocześnie reguły gier nie są powszechnie dostępne. Można znaleźć je tylko na stronach internetowych organizatorów, i to jeśli wnikliwie poszukać - wskazuje dziennik „Sega". Zwycięzcom w praktyce daleko do milionów.

 

Państwowy organizator wydłuża termin otrzymania całej sumy, jeśli przekracza ona pół miliona lewów (250 tys. euro) do siedmiu lat, a prywatne firmy - nawet do 20 lat. Bułgarscy organizatorzy nie przewidzieli możliwości otrzymania mniejszej sumy od razu, jak to jest na przykład w USA lub Hiszpanii.

 

Obowiązkowe ogłaszanie nazwisk wygranych

 

Regulaminy nie dają odpowiedzi na pytanie, co stanie się z wygraną (wypłacaną bez jakichkolwiek odsetek), jeżeli człowiek, który wygrał, w międzyczasie umrze. Państwowy organizator powołuje się na prawo rodzinne i spadkowe, a firmy prywatne się nie wypowiadają na ten temat.

 

Inny poważny problem w takim jak Bułgaria kraju - gdzie przestępczość jest duża, system sądowniczy nieefektywny, a zabójstwa za kilkadziesiąt lewów nie należą do rzadkości - stanowi obowiązkowe ogłaszanie nazwisk tych, którzy wygrali. O ile w dużym mieście jakoś można zapewnić sobie anonimowość, w małym miasteczku jest to niemożliwe i zwycięzcy narażeni są na niebezpieczeństwo.

 

Dlatego niektórzy prónują się wymknąć. Kilka lat temu, kiedy wygraną jeszcze wypłacano w całości, pewien policjant z prowincji najpierw wyprawił rodzinę z kraju, a w kilka godzin po otrzymaniu przelewu bankowego, nim totalizator zdążył opublikować jego nazwisko, sam wyjechał.

 

Większość pokazywanych w telewizji zwycięzców rzeczywiście coś wygrywa. Milionerami jednak są wyłącznie na papierze.

 

PAP

dk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie