Dwie położne zwolnione ze starachowickiego szpitala wrócą do pracy
Dwie położne ze szpitala w Starachowicach (woj. świętokrzyskie) zwolnione dyscyplinarnie po tym, gdy pozostawiona bez opieki kobieta urodziła na podłodze jednej z sal martwe dziecko, we wtorek zawarły sądową ugodę z pracodawcą. Od maja wracają do pracy w lecznicy.
Na początku listopada ubiegłego roku do szpitala w Starachowicach zgłosiła się kobieta w ósmym miesiącu ciąży, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka; zdiagnozowano, że dziecko nie żyje. Według relacji pacjentki i jej męża, na które powołują się media i co potwierdzają wstępne ustalenia prokuratury, gdy rozpoczęła się akcja porodowa, kobiecie nie udzielono pomocy; pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal.
W związku ze sprawą dyrektor szpitala Grzegorz Fitas zdecydował o rozwiązaniu umowy z ośmioma osobami, które dyżurowały, gdy kobieta rodziła. To ordynator, lekarka rezydentka i sześć położnych - w tym oddziałowa - pracujące tego dnia na oddziale.
Byli pracownicy złożyli pozwy do sądu pracy. Położne domagały się przywrócenia do pracy i zasądzenie wynagrodzenia za czas przebywania bez pracy. Lekarze wnieśli o odszkodowania w wysokości miesięcznego wynagrodzenia za zwolnienie z pracy bez wypowiedzenia.
Strony sporu zawarły ugodę
Starachowicki sąd rozpatruje sprawy byłych pracowników lecznicy od lutego. We wtorek zajmował się sprawami dwóch położnych. Jak poinformowała rzeczniczka Sądu Okręgowego w Kielcach Monika Gądek-Tamborska, strony - szpital i położne - zawarły podczas rozprawy ugodę. Na jej mocy, kobiety od 1 maja wrócą do pracy w lecznicy na dotychczasowych stanowiskach. Będą też miały wypłacone wynagrodzenie za okres pozostawania bez pracy wraz z ustawowymi odsetkami; pracodawca zobowiązał się przekazać pieniądze do połowy maja.
- Pracodawca zobowiązał się też po podjęciu pracy przez powódki do przestrzegania wobec pracownic wszystkich zasad wynikających z kodeksu pracy i oraz obowiązujących wewnętrznych aktów prawnych - w tym równego traktowania z innymi pracownicami - dodała sędzia.
Wtorkowa rozprawa była wyłączona z jawności, ze względu na to, że w ugodzie zawarto wysokość wynagrodzenia położnych. Skutkiem ugody jest umorzenie dwóch postępowań, jakie toczyły się w sprawie zwolnionych kobiet.
Postępowanie w sprawie 6 pracowników
Przed sądem pracy nadal toczą się postępowania dotyczące pozostałych sześciu zwolnionych pracowników lecznicy. Jak dodała sędzia Gądek-Tamborska, nie ma informacji, by pozostałe osoby także dążyły do zawarcia ugody z byłym pracodawcą.
Zdaniem byłych pracownic, popieranych przez związek zawodowy, dyrekcja zastosowała wobec nich odpowiedzialność zbiorową - oddział położniczo-ginekologiczny zajmował dwie kondygnacje szpitala, a położne, przypisane do konkretnych odcinków pracy na oddziale, nie mogły ich opuszczać. Nie wszystkie pracownice wiedziały, co się działo w części oddziału zajmującej się patologią ciąży.
Prokuratura Rejonowa w Starachowicach prowadzi postępowanie w związku z narażeniem pokrzywdzonej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jak wynika protokołu sekcji zwłok dziecka, nikt nie przyczynił się do jego śmierci - śmierć płodu nastąpiła, zanim kobieta zgłosiła się do szpitala.
Liczba lekarzy i położnych zgodna z przepisami
Starachowicki szpital kontrolował Świętokrzyski Oddział Wojewódzki Narodowego Funduszu Zdrowia. Wykazano, że liczba lekarzy i położnych na oddziale w czasie, gdy pozostawiona bez opieki kobieta rodziła na podłodze martwe dziecko, była zgodna z przepisami.
Postępowanie wyjaśniające w sprawie porodu podjął Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej.
Kontrolę w szpitalu przeprowadził też - na polecenie ministra zdrowia - wojewódzki konsultant ds. ginekologii i położnictwa. Jak mówił w połowie listopada ub.r. minister Konstanty Radziwiłł, wszystko wskazuje na to, że w szpitalu w Starachowicach nie popełniono istotnego błędu medycznego, a "zawiodły przede wszystkim sprawy dotyczące relacji" - zabrakło empatii i komunikacji między ludźmi.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze