"PiS ma w tym polityczny interes". "Zakochany burmistrz" o pomyśle odwołania go
- Referendum to prawo i narzędzie demokracji, ale w tym przypadku to wyłącznie gra polityczna przegranych i niezadowolonych. W ten sposób, za pieniądze mikołowian, bo koszty referendum muszą zostać zapłacone z miejskiej kasy, poprzednia ekipa chce przypomnieć o sobie - ocenił Stanisław Piechula, burmistrz Mikołowa, inicjatywę zorganizowania referendum, by odwołać go ze stanowiska.
Stanisław Piechula zyskał ogólnopolski rozgłos po tym, gdy ogłosił na Facebooku i na swojej stronie internetowej, że jest "po uszy zakochany" w swojej asystentce. Tego typu wyznanie żonatego burmistrza spotkało się z krytyką nie tylko ze względu na jego rodzinę (oraz rodzinę zamężnej asystentki), ale także z uwagi na relacje zawodowe, jakie łączą partnerów. To właśnie utworzenie dla Aleksandry Cz., niegdyś asystentki Piechuli, nowego stanowiska w urzędzie miasta, było z jednym powodów, dla których przeciwnicy burmistrza chcą odwołania go.
Piechula nie zgadza się jednak z ich argumentami.
- O referendum moi przeciwnicy mówili od samego początku tej kadencji - przekonywał w korespondencji z polsatnews.pl. - Mieszkańcy, wybierając mnie na burmistrza, zakończyli ponad dwudziestoletni okres rządów jednej grupy, która od lat dzieliła się mikołowską władzą. Wygrane wybory przez burmistrza spoza ówczesnej ekipy były nie lada zaskoczeniem i zwycięstwem nas wszystkich nad skostniałym układem - dodał burmistrz.
Jego zdaniem "miasto jest w dobrych rękach, wprowadziliśmy wiele nowych i dobrych zmian, zapanowała prawdziwa demokracja, a mieszkańcy wreszcie mają rzeczywisty wpływ na rozwój swojego miasta". - Udało się wyjść z finansowych kłopotów, które zastaliśmy po nieodpowiedzialnej polityce finansowej naszych poprzedników i ruszyły inwestycje, których jest coraz więcej i na które mieszkańcy niecierpliwie czekali - argumentował. Dlatego też, w jego opinii, nie ma podstaw do organizowania referendum.
"PiS ma w tym polityczny interes"
- Wystarczy zobaczyć, kto wnioskuje o referendum i sprawa staje się zupełnie jasna. W większości są to radni lub zwolennicy byłego burmistrza i byłego wiceburmistrza, a do tego dochodzą zwolennicy PiS-u. Oni również mają w tym swój polityczny interes, bo w razie odwołania mnie w referendum, to właśnie rząd PiS-u wyznaczy komisarza dla naszego miasta - ocenił Piechula.
- Sądzę, że referendum na rok przed wyborami to marnowanie cennego czasu i wydawanie pieniędzy mieszkańców Mikołowa na robienie sobie kampanii wyborczej przez wyżej wymienionych, którzy poza krytyką i destrukcją nie mają nic do zaproponowania, nie potrafią przeboleć demokratycznej przegranej i współpracować ponad podziałami dla dobra naszego miasta - dodał burmistrz.
W ciągu 60 dni zwolennicy referendum będą musieli zebrać podpisy 10 proc. mieszkańców Mikołowa uprawnionych do głosowania, co oznacza, że potrzebują około 3 tys. podpisów.
polsatnews.pl
Czytaj więcej
Komentarze